Skip to main content
portret użytkownika witold k

XV List do Przyjaciół

Rzecz o szczególnie trudnej, ważnej grupie społecznej; o pauperyzacji i społecznym, w tym politycznym zafałszowaniu uprzywilejowanej pozycji w społeczeństwie. O marionetkowości pozycji dyrektora w procesie globalizacji - nowoczesnej, bezwzględnej koterii występującej w formach korporacji. O współczesnych niewolnikach, byłych (a może współczesnych) karbowych.

Aby zostać dyrektorem – kierownikiem większego bądź mniejszego zespołu ludzi – trzeba posiadać przyrodzone zdolności, wykształcenie, doświadczenie i… kto zgadnie. Zdaje się, wśród dyrektorów najmniej jest tych z przyrodzonymi cechami, a najwięcej tych spolegliwych w pionie i bezwzględnych w polityce utrzymania status quo. Wszystkie formy cywilizowania procesów także procedur w doborze i weryfikacji kadry kierowniczej ostatecznie pełnią funkcje przedmiotowe, a winny podmiotowe. "Dajcie mi zaufanego, ja go dyrektorem zrobię". Zaufanie, w tym przypadku, na pstrym koniu jeździ. Tak w przypadku uzyskania, jak i nieuzyskania awansu. Dobrze to widać we wszelakiego rodzaju nominacjach politycznych, partyjnych czy wprost koteryjnych. Jeśli dołożyć fakt źle rozumianej solidarności środowiskowej, mamy jeden z ważniejszych problemów ludzkiej egzystencji. Mamy wewnętrzną emigrację tych wartościowych, którzy nie kopią się z koniem – za żadne pieniądze nie podejmują się kierowania prawdziwymi czy wirtualnymi bytami, prawdziwie jak i rzekomo służącymi danej sprawie procesowi, produkcji…

Nie jest też tak, że nie znajdziemy, jak mówimy, prawdziwych szefów. To oni mają największe kłopoty, to im urządza się... piekło. Robią to szefowie i podwładni. Kiedyś wskazałem problem dziobania, który dodatkowo „utoksycznia” konkretne środowisko i psuje autorytet władzy – przyrodzonej cechy homo-sapiens.

Dyrektor, prezes, majster, brygadzista (pozostawiam na boku problem brygadzisty na etacie dyrektora – zakres kompetencji i uprawnień) to funkcje - stołki tak czy inaczej uprzywilejowane i jako takie zawsze będą polem rywalizacji.

Dotykam problemu, ponieważ jest tego wart. Z zewnątrz nie ocenimy czy problemy Iksa wynikają z jego ułomności czy kompetencji, których w praktyce nie może realizować. Czy jego zaszufladkowanie jest merytorycznie uzasadnione czy też jest krzywdzące? Nie można tu pomóc. Nikt nikogo na siłę nie przymusza to tej czy innej służby – pracy. Zwracam też uwagę na tych naszych znajomych, którzy przyrośli do stołków, którzy tak maksymalnie zaangażowali się w swojej pracy - misji, że zapomnieli - czasu nie starczyło - nie zatroszczyli się o swoje zawodowe perspektywy po zakończeniu obecnej misji. O tych, których wyrzucono, bo nie pasowali do grupy, o tych źle naznaczonych. To z jednej strony. Z drugiej, trudno mieć pretensję, że ten czy tamten nie chce podjąć się pracy szefa, choć wiadomo, że nadaje się do tego. Jedni i drudzy marnują energię. Tego robić nie można.

Pierwszemu jak i drugiemu polecam minimum odwagi i zaświadczania o swej wiedzy, kompetencji, doświadczeniu w formach np. publicystycznych. Poprzez prace non-profit czy zwyczajnie poprzez modne dziś blogi. Trzeba wyjść ponad polityczną poprawność. Lepiej samemu odejść niż...

Przykro jest bowiem patrzeć na szamotanie się tego czy tamtego. Zwłaszcza wtedy, kiedy gość ma pazur i mógłby go pokazać, co z pewnością kiedyś się przyda.

witold k

24 grudnia 2012

4.285715
Ocena: 4.3 (7 głosów)
Twoja ocena: Brak
Grupy robocze: