Skip to main content

Trzy wspomnienia o ks. Jerzym Popiełuszce – wspomnienie pierwsze

portret użytkownika Z sieci
bl_jerzy_popieluszko.jpg

Po raz pierwszy o Jerzym Popiełuszce, jako kleryku, usłyszałem na poligonie wojskowym w Braniewie. Studenci mojej uczelni odbywali tam pięciotygodniowy obóz kończący cykl szkolenia „na podchorążych rezerwy”. W tym miejscu przebywały kolejne roczniki studentów. Po 4 latach Studium Wojskowego i owych 5 tygodni poligonu zdawali egzamin oficerski i odchodzili do rezerwy jako podchorążowie. Jak się okazało w koszarach jednostki wojskowej Braniewa przebywały trzy grupy wojskowych: prócz nas-studentów, byli tu żołnierze służby zasadniczej oraz kompania kleryków.

Władza komunistyczna w zemście za słynny „List Biskupów Polskich do Biskupów Niemieckich” postanowiła utrudnić studia kandydatów na księży powołując kleryków do pełnej służby wojskowej. Dość szybko dowiedzieliśmy się o ich istnieniu. Szukali kontaktu z nami. Słuchaliśmy opowieści o tym jak powstawiano im na sale „twardych zupaków”, których zadaniem było niedopuszczanie do zbiorowych modlitw i donoszenie na tych, którzy wykonywali „nielegalne praktyki religijne”. Prowadzano kleryków także do świetlicy i próbowano zachęcić do tańców „i nie tylko” z panienkami „nie najcięższych obyczajów” sprowadzonymi z miasteczka. Jak twierdzili klerycy – był remis: stracili dwóch kandydatów na księży, ale dwóch zupaków wystąpiło z wojska i wstąpiło do seminarium.

Klerykom organizowane cięższe i ogłupiające ćwiczenia niż żołnierzom służby zasadniczej i dbano o to, by o tym wiedzieli. Także o tym że deklaracja rezygnacji ze studiów „księżowskich” powoduje automatyczne przenosiny do lżejszej służby – i bez ogłupiających zajęć w rodzaju: wykopać i zasypać dół. Na poziomie batalionu – specjalnie na użytek kompanii kleryków zorganizowano „sztab polityczny” – z zawodowym „politrukiem” i kilku praktykantami ze szkół oficerskich. Ci czuli się dość niekomfortowo. Klerykom zafundowano rozbudowany program zajęć indoktrynacyjnych. Praktykanci próbowali się od tego migać i gdy w jednostce pojawili się studenci, namówili „politruka”, by wykorzystał studentów ekonomii do wykładów na temat gospodarki. W zamian ewentualnym prelegentom oferowane było zwolnienie z egzaminu z zagadnień politycznych na koniec naszego szkolenia.

Praktykanci też czuli rodzaj wspólnoty z nami i chętnie żartowali, że np. „wcale nie ma pewności, czy krążownik Aurora rzeczywiście dał salwę armatnią jako sygnał dla bolszewików do ataku na Pałac Zimowy i wobec tego nie wiadomo, czy bolszewicka rewolucja październikowa w ogóle się odbyła”… Rano odbywały się zebrania prelegentów na dany dzień z „sztabie politycznym”. Tam byliśmy traktowani jako „swoi” również przez zawodowych oficerów mających za zadanie „wychować kleryków”. Wpadali tam i zwierzali się ze swoich kłopotów. I wtedy najczęściej powtarzały się dwa nazwiska: Gołąb i Popiełuszko. Że organizują wspólne modlitwy, że jak się takiego „op…”, to taki patrzy gdzieś w przestrzeń i kręci na palcu obrączką-różańcem. Że jak się na zajęciach z regulaminu wojskowego dowiedzieli, że można żądać (w wyjątkowych przypadkach) rozkazu na piśmie, taki jeden z drugim jak mu kazać śpiewać w masce gazowej albo biegać w dwóch niosąc CKM (ciężki karabin maszynowy), to taki wrzeszczy „rozkaz na piśmie”.

Oczywiście Popiełuszko już siedzi w areszcie, a reszta burzycieli powinna tam też trafić, ale, wiecie, za niebawem 22 lipca, Święto Państwo – trzeba aresztantów wypuścić. Do d… taki interes. Znalazłem okazję, by zawrzeć znajomość z Jerzym Popiełuszką. Taki jakiś niewysoki i raczej słabej konstrukcji fizycznej – ale z jakimś Żarek w oczach…

Jerzy: https://jerzykropiwnicki.wordpress.com/

20 października 2018

5
Ocena: 5 (1 głos)
Twoja ocena: Brak