Idea utworzenia konfederacji suwerennych państw Europy Środkowo-Wschodniej z Polską w roli podmiotu spajającego i wiodącego jest jedną z najstarszych koncepcji polskiej myśli politycznej.
Źródła koncepcji Międzymorza
Od czasów unii polsko-litewskiej w Krewie, Rzeczpospolita poszukiwała najlepszej formuły współpracy polityczno-gospodarczej regionu. Zwieńczeniem dążeń federalistycznych stała się Unia Lubelska z 1569, w wyniku której powstał podmiot polityczny zrzeszający narody Polski, Litwy, Rusi, Ukrainy oraz obszarów nadbałtyckich. Kierunkiem rozwoju Rzeczypospolitej Obojga Narodów były obszary Rusi właściwej, Inflantów, Morza Czarnego, a także polityka dynastyczna na obszarze Czech i Węgier.
Celem ekspansji było utworzenie podmiotu politycznego równoprawnego ówczesnym mocarstwom europejskim. Koncepcja konfederacji narodów Europy środkowo-wschodniej powróciła w połowie XIX w. i została sformułowana przez Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, przewidującego odtworzenie — ze wsparciem francuskim, brytyjskim i tureckim — polsko-litewskiej wspólnoty sfederowanej z Czechami, Słowacją, Węgrami, Rumunią i wszystkimi Słowianami południowymi. Ideę Międzymorza rozwinął Marszałek Józef Piłsudski. Strategicznym celem Piłsudskiego była odnowiona wspólnota polsko-litewska oraz dezintegracja Imperium Rosyjskiego, a później ZSRR na podstawie różnic etnicznych (idea prometeizmu).
Marszałek uważał Międzymorze za przeciwwagę dla imperialistycznych tendencji Rosji i Niemiec. W kolejnych latach Naczelnik Państwa rozważał federację lub sojusz państw nadbałtyckich i bałkańskich. W unii tej miały się znaleźć Polska, Czechosłowacja, Węgry, Skandynawia, kraje bałtyckie, Włochy, Rumunia, Bułgaria, Jugosławia oraz Grecja — rozciągałaby się ona nie tylko pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym, ale też Oceanem Arktycznym a Morzem Śródziemnym.
Niestety, wewnętrzna opozycja, a także aspiracje narodowe Litwy, Ukrainy i Białorusi uniemożliwiły realizację ambitnej koncepcji. Powrócić próbował do niej Minister Spraw Zagranicznych Józef Beck, proponując "Trzecią Europę" - sojuszu Polski, Rumunii i Węgier. W okresie II wojny światowej o utworzenie Unii Środkowoeuropejskiej zabiegał u aliantów Premier RP Władysław Sikorski.
Pierwszym krokiem do jej zrealizowania były dyskusje w 1942 między greckim, jugosłowiańskim, polskim i czechosłowackim rządem na uchodźstwie, dotyczące powstania grecko-jugosłowiańskiej i polsko-czechosłowackiej federacji. Idea ta spotkała się ze sprzeciwem ZSRR oraz brakiem poparcia aliantów. Po odzyskaniu przez Polskę suwerenności w 1989 r. koncepcję Międzymorza uznano za nieaktualną, a główne kierunki polityki zagranicznej podporządkowano integracji z Unią Europejską oraz NATO. W tak zarysowanej perspektywie Międzymorze miało wykluczać się z aspiracjami europejskimi Polski.
Współczesna osnowa geopolityczna
Obecnie koncepcja Międzymorza ma swoje polityczne i gospodarcze uzasadnienie. Możliwe jest to wszakże jedynie w długiej perspektywie i tylko wobec pogłębienia integracji Unii Europejskiej.
W obecnym układzie sił w UE, dominacja gospodarcza Niemiec i Francji równoważona jest nicejskim sposobem liczenia głosów w Radzie UE. Polska, podobnie jak Hiszpania, do 2014 r. będzie miała zaledwie 2 głosy mniej (27), niż najpotężniejsze państwa (Niemcy, Francja, WB, Włochy) oraz prawo weta w najważniejszych sprawach. Oznacza to, że żadna ważna decyzja w UE nie zostanie podjęta bez zgody strony polskiej.
W związku z powyższym, rola Polski, jako reprezentanta interesu całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej w UE, ma obecnie znaczenie bardziej prestiżowe, aniżeli praktyczne. Układ sił nie wymaga budowania przez Polskę szerokich, długofalowych sojuszy. Co prawda, tak jak to jest w przypadku blokowania gazociągu północnego, nowego porozumienia Unia-Rosja oraz w sprawie Gruzji, wspólne stanowisko RP i państw bałtyckich nabiera czasem i praktycznego znaczenia. Jednakże, siła naszego głosu w instytucjach wspólnotowych pozostaje na tyle istotna, że w większości spraw możemy bronić naszego interesu narodowego poprzez weto w Radzie UE.
Geopolityczne skutki Traktatu Lizbońskiego
Sytuację radykalnie zmieni uchwalenie Traktatu Lizbońskiego. W procesie podejmowania decyzji obowiązywać będzie zasada podwójnej większości, czyli: a) jeśli akt głosowany będzie na wniosek Komisji lub Ministra Spraw Zagranicznych: zwykła większość (czyli dla 27 członków – 15) państw reprezentujących co najmniej 3/5 (60%) ludności Unii; b) w pozostałych przypadkach: większość 2/3 (czyli dla 27 członków – 18) państw reprezentujących co najmniej 3/5 (60%) ludności Unii.
Jednocześnie zmianie ulegnie formuła Komisji Europejskiej, która liczyć będzie każdorazowo 2/3 członków UE (czyli obecnie 18). Państwa zgłaszać będą 3 kandydatów, a ostatecznego wyboru dokonywać będzie przewodniczący. De facto, może się zdarzyć, że Polska nie będzie miała swojego komisarza, a w skład KE wybierani będą jedynie "swoi" kandydaci.
Znakomitą większość projektów aktów prawnych pod obrady Rady kieruje Komisja. A więc w praktyce, decyzje najczęściej podejmowane będą w systemie zwykłej większości (czyli dla 27 członków – 15) państw reprezentujących co najmniej 3/5 (60%) obywateli UE. Obecnie na obszarze Wspólnoty mieszka 498 mln obywateli. 60 % tej liczby, to 298,8 mln. Możliwa będzie zatem konfiguracja Niemiec (82 mln), Francji (64 mln) i Włoch (60 mln), jako trzonu dominującego w UE (łącznie ponad 200 mln obywateli), wsparta, zależnie od konkretnych interesów, przez Wielką Brytanię (61 mln), Hiszpanię (46 mln) Holandię (17 mln), Belgię (11 mln), Portugalię (10 mln), Austrię (8,5 mln) lub państwa skandynawskie (łącznie 20 mln), uzupełniona do 15 przez kraje małe (całkowicie zależne od budżetu UE) i marginalne, jak Węgry, Czechy, Grecja, Rumunia, Bułgaria, Słowenia oraz Luksemburg, Malta, Cypr.
Siła polityczna Niemiec i Francji znacząco wzrośnie. Oba państwa, jako główni płatnicy do budżetu unijnego (od którego uzależnieni są przede wszystkim nowi członkowie) podporządkują Unię swoim interesom politycznym i ambicjom narodowym. Wyraźnie dostrzega to Wielka Brytania, sceptyczna wobec dalszej integracji, zagrażającej jej pozycji w Europie.
Wejście w życie Traktatu Lizbońskiego, bądź jego kolejnego wcielenia (co jest prawdopodobne wobec sprzeciwu Irlandii) zaowocuje następującą konfiguracją geopolityczną:
- Niemcy z Francją, wsparte przez kraje założycielskie Wspólnoty (Włochy, Holandię, Belgię i Luksemburg) wykorzystają uzależnienie gospodarcze nowych członków do swoich celów politycznych (jednolita polityka zagraniczna, utrzymanie, a nawet i rozrost Wspólnotowej Polityki Rolnej, narzucenie własnego modelu gospodarczego i społecznego). Narastać będzie opór Wielkiej Brytanii (wspartej przez Irlandię), państw skandynawskich (przeciwników pogłębionej integracji) i ewentualnie Hiszpanii oraz Portugalii (w obawie przed zagrożeniem własnej kultury i tradycji katolickiej).
Niemcy i Francja zablokują przystąpienie do UE nowych, przede wszystkim dużych państw (Turcji i Ukrainy, łącznie prawie 120 mln obywateli), które mogłyby zrekonfigurować układ sił, a także zalać bogate rynki tanią siłą roboczą (jakże potrzebną starzejącej się UE). Pewne jest wstąpienie Chorwacji oraz możliwa akcesja Serbii, Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry oraz Kosowa, jako potulnych i opłaconych państewek, dostarczających głosy w Radzie UE.
W polityce zagranicznej UE widoczne będzie pogłębienie romansu z Rosją i dalsze uzależnienie od niej, pomimo wrastającego militaryzmu tego państwa. Dowodem tego jest bezkompromisowe forsowanie gazociągu północnego przez Niemcy, pomimo sprzeciwu Polski, Szwecji i państw bałtyckich, nie baczące na sytuację w Gruzji.
Wprowadzenie w życie Traktatu Lizbońskiego musi skutkować zwiększoną rywalizacją o władzę w UE, dotychczas równomiernie rozłożoną na największe państwa. Nie wykluczam, że do tej rywalizacji dojdzie nawet w ramach tandemu Francja-Niemcy. Koncepcje zjednoczenia Europy pod francuskim berłem (Empire), jak również utworzenia bądź to Mittleuropy, bądź Germanii, nie upadły całkowicie i wciąż gdzieś pobrzmiewają w głowach francuskich oraz niemieckich przywódców.
Obie koncepcje są rozłączne i wykluczające się. W interesie Wielkiej Brytanii natomiast od zawsze jest zachowywanie równowagi sił na Kontynencie i powstrzymywanie aspiracji raz to francuskich, a innym razem niemieckich. Wobec powyższego nie powinniśmy ulegać złudzeniu, że Unia Europejska jest jednolitą przestrzenią polityczną o zbieżnych interesach wewnętrznych, gdzie wszystkie ambicje i nacjonalizmy zostały poskromione.
Potężne i bogate państwa nigdy nie wyrzekną się swojej tożsamości dla "wspólnego dobra". UE jest grą interesów najsilniejszych. Ten, kto przejmie i ugruntuje władzę we Wspólnocie będzie chciał poprowadzić Unię do rywalizacji, w imię przede wszystkim swoich interesów narodowych, z innymi potęgami świata: USA, Chinami, Rosją i Indiami. Ambicje Niemiec i Francji nie pozwalają tym państwom zrezygnować ze światowego wyścigu mocarstw. Unia Europejska, od mniej więcej traktatu z Maastricht, ma za cel zbudowanie organizmu zdolnego do światowej rywalizacji gospodarczej i politycznej (dowodem jest słynna, niezrealizowana Strategia Lizbońska). Nikt chyba się nie łudzi, że to Niemcy lub Francja mogą Unię do tej rywalizacji poprowadzić (przynajmniej w ich przekonaniu).
Jak w takim układzie sił ma wyglądać przyszła rola Polski w UE?
Odpowiedź na to pytanie jest jednym z najważniejszych zadań polskiej polityki zagranicznej. Najprawdopodobniej możliwe są jedynie dwa rozwiązania, czy też konfiguracje.
a) Polska może stanąć po stronie potęg, dotychczasowych rzeczników naszej akcesji (Francji i Niemiec), jako ważny dostarczyciel głosów i adwokat w tej samej sprawie mniejszych państw regionu (jak to było dotychczas). Jednocześnie rola Polski w tym układzie ma być drugorzędna, ściśle konsumencka (transfery z budżetu UE) i symboliczna. W polskich sprawach zagranicznych, czyli głównie w relacjach z USA i Rosją, powinniśmy się zdawać na głos Unii (czyli Francji i Niemiec). Stąd pamiętne "Polska powinna siedzieć cicho" Prezydenta Chiraca, dla poparcia USA przez Polskę w sprawie irackiej oraz ciągłe odsyłanie nas w sprawie polityki energetycznej, embarga mięsnego i Gruzji do stanowiska UE.
Nie muszę przypominać, że często opinia Unii w tych sprawach jest niekoniecznie zgodna z naszym interesem narodowym. Ewidentne korzyści polityki "klienckiej", to pewne i wysokie transfery z budżetu UE. Minusy, to utrata znacznej części niezależności w polityce zagranicznej, często prowadzonej wbrew naszemu interesowi oraz większe przyzwolenie na inkorporację niemieckiego/francuskiego modelu społeczno-gospodarczego, czyli ograniczenie suwerenności wewnętrznej.
b) Polska prowadzi niezależną politykę w ramach UE. Zaangażowanie w tymczasowe konfiguracje, zależnie od naszego interesu narodowego. Ochrona własnego modelu społeczno-gospodarczego oraz klarowna i zasadnicza postawa w relacjach międzynarodowych, zwłaszcza w stosunku do USA i Rosji. Wpływ na strategiczne decyzje w UE i kierunki integracji. Zabieganie o akcesję Turcji oraz Ukrainy (bardzo silni partnerzy, którzy wdzięczność odwzajemnią poparciem w różnych sprawach, zwłaszcza podziale unijnego tortu), a także państw kaukaskich. Utworzenie europejskich sił zbrojnych z silnym polskim kontyngentem. Pryncypialna polityka względem Rosji, walka o Kartę Energetyczną. Polityka prometeiczna na obszarze byłego ZSRR, próba europeizacji Białorusi i wciągnięcia jej we własną orbitę wpływów.
Jak osiągnąć powyższe cele geopolityczne?
ad. a ) Zmiękczenie polityki wobec Rosji i wycofanie weta ws. układu Unia-Rosja. Odstąpienie od sprzeciwu ws. gazociągu północnego i podłączenie się doń. Rezygnacja z poparcia dla akcesji Ukrainy, Turcji i Gruzji do UE. Zmiana systemu podatkowego i zwiększenie nakładów socjalnych. Poparcie dla głębszej integracji pod kierownictwem Berlina oraz Paryża.
ad. b ) Wzmocnienie siły politycznej Polski w regionie. Pogłębienie relacji z państwami bałtyckimi (Litwa, Łotwa, Estonia) oraz udzielenie im gwarancji bezpieczeństwa, niezależnie od NATO. Rozbudowa mostu energetycznego, a także wspólna budowa kilku elektrowni atomowych (co już częściowo ustalono). Wspólna polityka energetyczna w ramach Wspólnoty. Większy nacisk na wymianę kulturową i edukacyjną. W relacjach z Czechami, Węgrami i Słowacją analogicznie.
Przywrócenie do życia Grupy Wyszehradzkiej oraz porozumienia CEFTA. Budowa południowego mostu energetycznego (w tym podłączenie się pod elektrownię w Temelinie). Podłączenie sąsiadów pod gaz dostarczany do Gazoportu. Wspólne inwestycje w zakresie uniezależniania się od dostaw ropy i gazu z Rosji. Utworzenie wspólnego frontu ws. budżetu UE. Pogłębienie integracji militarnej w zakresie broni konwencjonalnej (wymiana technologiczna, wspólne inwestycje w przemysł zbrojeniowy) w oparciu o system tarczy antyrakietowej i zaangażowanie amerykańskie. Zgoda na przeniesienie amerykańskiej bazy z Rammstein do Polski. Wspólne gwarancje bezpieczeństwa.
"Wzmocniona współpraca" w ramach UE
Pogłębiona integracja w ramach UE (na którą pozawala Traktat Amsterdamski). Zawarcie odrębnego traktatu międzynarodowego, zwiększającego integrację gospodarczą, polityczną i militarną (jako system sojuszy) między Polską, Węgrami, Czechami, Słowacją, Litwą, Łotwą i Estonią (Unia Środkowo-Wschodnia - UŚW). Całkowite ujednolicenie i liberalizacja rynku wewnętrznego. Otwarta oraz luźna polityka imigracyjna. Utworzenie wspólnego kontyngentu zbrojnego (środkowo-europejskich sił szybkiego reagowania) w oparciu o technologie własne i amerykańskie. Wspólne poparcie dla integracji Turcji, Ukrainy i Gruzji (a także słowiańskich państw bałkańskich) do Unii Europejskich. Zawarcie przez UŚW sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi.
W ten sposób powstanie międzynarodowy podmiot polityczny, obejmujący co najmniej 7 państw oraz prawie 73 mln obywateli UE oraz łączne PKB równe PKB Włoch. UŚW, prowadząc wspólną politykę w ramach UE i broniąc swoich interesów (zwłaszcza w sprawie budżetu UE) będzie atrakcyjna dla państw sąsiednich (zwłaszcza w późniejszej perspektywie, gdy zmaleją transfery z UE): Rumunii, Bułgarii, Chorwacji, Słowenii, Serbii (zakładając, że będzie orędownikiem jej przyjęcia do UE), a nawet Grecji.
Czynnikom integracyjnym będzie rosnące znaczenie Niemiec, które częściowo zdominują Francję, uzyskają stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, a także dostaną zielone światło na rozwój technologii jądrowych. Daje to łącznie 125 mln obywateli UE i PKB równe francuskiemu. Taki podmiot będzie bardzo istotnym graczem w UE, potencjalnie interesującym partnerem dla Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i państw skandynawskich.
UŚW stanowić będzie istotną przeciwwagę dla Unii Paryż-Berlin-Rzym. Oczywiście nie sama, ale przy wsparciu Wielkiej Brytanii, Irlandii, Hiszpanii i Portugalii, a niekiedy Danii, Szwecji i Finlandii. Wspólnota interesów będzie w tym wypadku oczywista. Poza tym, WB jest zwolennikiem dalszego rozszerzenia UE. Przy jej wsparciu UŚW mogłaby skuteczniej zabiegać o integrację Turcji i Ukrainy. W obliczu akcesji oba państwa znalazłyby się w bliskich relacjach z UŚW. Łącznie dysponowałyby prawie 250 mln obywateli. Do przegłosowania Unii Paryż-Berlin-Rzym w niemal każdej sprawie wystarczać będzie poparcie WB i Hiszpanii.
Rola Polski w UŚW może być bardzo istotna. Polska była przykładem dla wszystkich państw regionu w emancypacji spod władzy Moskwy, a także w procesie przemian gospodarczych lat 90. Później stanowiła forpocztę całej "dziesiątki" a procesie integracji europejskiej. Obecnie Polska jest bardzo ważnym partnerem gospodarczym dla wszystkich państw w regionie. Łączy nas wspólnota interesów w ramach UE, a także sceptycyzm wobec dominującej roli Niemiec. Mamy wspólną, co prawda niekiedy szorstką, historię. Łączy nas obawa wobec Rosji, a także konieczność emancypacji energetycznej. Czynnikiem integrującym są dobre stosunki wszystkich państw ze Stanami Zjednoczonymi.
Co dalej?
Idea Międzymorza jest możliwa to wskrzeszenia i warto o jej realizację zabiegać. Leży ona w interesie wszystkich państw regionu. Oczywiste korzyści przedstawiłem wyżej. Największym problemem będzie głośny opór Rosji, dla której Międzymorze będzie skierowane przeciwko jej interesom. Również Niemcy i Francja mogą być sceptyczne.
Realizacja koncepcji Międzymorza wymaga jednak wiele pracy i ogromnych zabiegów dyplomatycznych. Jestem pewien, że obecna sytuacja międzynarodowa sprzyja nam. W interesie Rzeczypospolitej jest pełne zaangażowanie w to przedsięwzięcie. Pewne kroki w tym kierunki czyni Prezydent Kaczyński, wymagana jest jednak większa determinacja. Mam nadzieję, że również nasz rząd podobnie postrzega polski interes narodowy i przeorientuje politykę zagraniczną na bardziej regionalną. Wskazana jest w tym zakresie bliska współpraca głowy państwa z Radą Ministrów.
Przyszła rola Polski w UE i świecie zależeć będzie o tego, ile z koncepcji Międzymorza uda się wcielić w życie.
Marcin Wawrzyniak za: http://prawica.net/
O Autorze: z wykształcenia prawnik, radny dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy wybrany z listy PiS. Zainteresowania: polityka międzynarodowa, historia starożytna, prawo gospodarcze i muzyka klasyczna.
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz