Szanowni Państwo,
Zapraszam do lektury poniższego tekstu autorstwa
prof. Andrzeja Nowaka:
Lech Kaczyński spoczywa na Wawelu – obok Józefa Piłsudskiego. Kilkanaście metrów od Tadeusza Kościuszki, Jana III Sobieskiego, księcia Józefa Poniatowskiego.
Żadne tytuły nie są mu już potrzebne. Pamięć i jej symboliczne wyrazy są potrzebne nam, żyjącym. Żebyśmy się nie zagubili w „postpolitycznej” magmie, w codziennej medialnej manipulacji, w pokusie zniechęcenia. Na co konkretnie jest nam potrzebna pamięć o tym Prezydencie? Czy po to, żeby używać jej jak tarczy przeciw tym, którzy nazywają nas „bydłem”, niedorżniętą „watahą”, czy sektą”? Nie. Po to, byśmy mogli wstać, unieść głowę, wsłuchać się w nie skończoną opowieść o Polsce i odnowić w sobie ambicje, by dopisywać do niej kolejne, wspaniałe rozdziały. „Finis Poloniae” – te niegodziwe słowa propaganda prusko-moskiewska próbowała włożyć w usta Naczelnika Kościuszki po przegranej bitwie pod Maciejowicami. „Bóg mi powierzył honor Polaków. Bogu go tylko oddam” – tę z kolei sentencję, utożsamiającą znów upadek godności Ojczyzny ze śmiercią Bohatera, przypisano ginącemu w nurtach Elstery księciu Józefowi. Polska i honor – dwa pojęcia zrośnięte z pamięcią od „dobrym Naczelniku” i „niezłomnym Rycerzu” – niezwykle mocno zapisane są w postawie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Reprezentował je z taką godnością, w czasie podłym. Tak jak jego Wielkim Sąsiadom z pobliskiej Krypty świętego Leonarda, nie przyszło by mu jednak zapewne nawet przez mgnienie na myśl, że mogą one zginąć; że zginą wraz z nim.
Nie, pamięć o Lechu Kaczyńskim nie może być symbolem klęski. Jest raczej znakiem ciągłości polskich dziejów. Zagubiliśmy jej poczucie w czasie, który został nazwany czasem „końca Historii”, czasem „post-polityki”. Myśleliśmy, że może już nas ta historia nie dotyczy, że możemy o niej zapomnieć Przeciw temu prądowi. Lech Kaczyński dawał owej ciągłości wyjątkowo uporczywe świadectwo. Tradycje akowskie, z którymi był rodzinnie – jak tyle tysięcy Polaków – związany, nakładały się w domowej edukacji Lecha Kaczyńskiego z lekturą Trylogii. Już jako prezydent wspominał: „Choć czytaliśmy już sami (to była druga klasa szkoły podstawowej), to Sienkiewicza przeczytała nam Mama. Bez wątpienia zainteresowanie historią zaczęło się od tego”.
Ktoś powie: anachronizm. Kto jeszcze przejmuje się Trylogią? Po co wracać do akowskiej martyrologii? Biografia Lecha Kaczyńskiego pokazuje, że taka inspiracja nie jest martwa, ale powstają z niej czyny, bez których nie mielibyśmy dzisiaj szans na wolność. Z tej inspiracji wyrasta poczucie zobowiązania. Tamte, dawniejsze i mniej dawne, wzory i ofiary zobowiązują.
Do czego? Lecha Kaczyńskiego zobowiązały do nawiązania współpracy z Biurem Interwencyjnym KOR, do szwarcowania na Wybrzeże tysięcy egzemplarzy podziemnego „Robotnika”, do zorganizowania prawnych porad dla zagrożonych aresztowaniem robotników – takich jak Lech Wałęsa; do podjęcia ścisłej współpracy z Wolnymi Związkami Zawodowymi. Stąd wyrósł Strajk Sierpniowy. Jego bohaterka, Anna Walentynowicz, przyciągnęła Lecha Kaczyńskiego do grona doradców Strajku. Tak mówiła o tym w roku 2000: „Borusewicz zwrócił się do mnie wtedy, żeby wziąć Mazowieckiego na doradcę. […] ‘A kto to jest Mazowiecki?’ […] Więc mi przedstawił, kto to jest. Wtedy ja mówię, że musi być jeszcze Leszek Kaczyński. Sprowadzili Leszka Kaczyńskiego, bo on mi bardzo dużo pomagał, przed Sierpniem jeszcze”. Może tak, w tym spotkaniu, w tej szybkiej decyzji, rozstrzygał się ich los – ten, który zaprowadzi ich razem, Matkę Solidarności i Prezydenta RP, aż do Smoleńska? Nie wiemy. Wiemy, że wtedy, z ich udziałem rozstrzygał się nasz wspólny los, że w księdze tego losu Lech Kaczyński zapisywał w Sierpniu 1980 roku – razem z innymi bohaterami tamtych dni – piękne, czyste takty. Walka o niepodległość. To był dla niego główny sens Sierpnia i tych kolejnych miesięcy, którymi stan wojenny i jego sowiecki patron oddzieliły jeszcze pierwszą „Solidarność” od Polski, która przyjęła w 1989 roku status wyzwoleńca. Potem chodziło o to, by ów status – gwarantowany „łaską” gospodarzy PRL, tych z WSI i SB, i gwarantujący im nietykalność oraz wpływy – zastąpić wolnością dumnych obywateli. To dążenie wyrażała droga polityczna Lecha Kaczyńskiego po czerwcu 1989 roku. Aż do jej podsumowania w jednej odpowiedzi na pytanie o największy sukces własnej prezydentury: „To, że nie ma już WSI”. Tak Lech Kaczyński odpowiedział w lipcu 2009 roku. Może cieszył się przedwcześnie?
Obok walki o tę wolność, miała być codzienna praca na rzecz Polski sprawiedliwej i silnej. Etos „Solidarności” nie przestawał być potrzebny. Lech Kaczyński starał się go reprezentować nie tylko jako wiceprzewodniczący Związku. Był temu etosowi wierny do końca. To także świadectwo ciągłości nie tylko jednego życia, ale polskiej historii, w której pierwszą definicję sprawiedliwości zapisał jeszcze mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem: „to, co najbardziej sprzyja temu, co może najmniej”. Do tego właśnie ideału nawiązywał prezydent Kaczyński, kiedy przeciwstawiał się hasłom Polski „liberalnej”, to znaczy takiej, w której nie będzie już nic prócz pogardy dla „ludzi starszych, gorzej wykształconych, z małych miast”… Polska sprawiedliwa, to dla Lecha Kaczyńskiego taka, która nie zapomina o swoich bohaterach. To jeszcze jedna odsłona ciągłości naszych dziejów, jakiej dokonywał jako prezydent: najpierw Warszawy, a potem Polski. Symbolem owej sprawiedliwości oddanej bohaterom „wyklętym” i zapomnianym stało się Muzeum Powstania Warszawskiego, a potem nowa polityka orderowa Prezydenta RP.
Smoleńsk-Katyń: w tym miejscu trzy wielkie wątki polskich dziejów, trzy wątki życia Lecha Kaczyńskiego splotły się najmocniej. Pamięć, niepodległość, sprawiedliwość.
Wiążą one tradycję Polski, Rzeczypospolitej, z aktualną walką o jej suwerenną pozycję, zagrożoną przez domowy historyczny nihilizm i nacisk imperializmu spadkobierców czerwonego Kremla na słabsze, mniejsze narody. Lech Kaczyński był gotów się temu nihilizmowi i temu naciskowi przeciwstawić, solidarnie z innymi, zagrożonymi współmieszkańcami Europy Wschodniej. Jego rola w ocaleniu Gruzji przed rosyjską ofensywą w 2008 roku była owej postawy najwymowniejszym przejawem. I nie pozostała na Kremlu nie doceniona… Podobnie jak rola głównego, konsekwentnego patrona pamięci o ofiarach sowieckiego imperializmu, których Katyń jest zbiorowym znakiem.
Wielu było i jest krytyków tej polityki. Zapytajmy jednak: co mogą zaoferować w zamian? Imperator Rosji, Mikołaj I, zwykł mawiać, że zna tylko dwa rodzaje Polaków: tych, których nienawidzi i tych, którymi gardzi. Może dopóki elity państwowe Rosji wyrażają taką właśnie mentalność, pozostaje nam wyłącznie ten właśnie wybór? I czy wybór postawy, którą przyjął Lech Kaczyński, tak jak przed nim jego ulubiony bohater historyczny, Józef Piłsudski, jest rzeczywiście tak „nierealistyczny”?
Ci, którzy zginęli w kwietniu 2010, tak jak niegdyś ci, którzy polegli w kwietniu roku 1940 – wydają się najsłabsi, nie mogą już nic, wołają tylko o sprawiedliwość, o pamięć prawdziwą, o powrót do postawy niepodległej. A jednak ich głos jest mocny. To jest ich siła – bezsilnych. Dziś ten głos brzmi najmocniej imieniem Lecha Kaczyńskiego. Dlatego się wokół niego skupiamy: by dać świadectwo, że historia Polski się nie skończyła.
[cytaty z rozmów z Lechem Kaczyńskim i Anną Walentynowicz publikowanych w „Arcanach” nr 33 i 92-93]
11 stycznia 2011
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz