Skip to main content

Z ekonomią pod prąd

Od kilku tygodni na łamach dziennika "Rzeczpospolita" toczy się dyskusja na temat tego, jak edukować ekonomicznie Polaków. Głos na łamach dziennika zabrali w tej sprawie m.in. Marek Borowski oraz filozof Dariusz Gawin . Poniżej prezentujemy naszym czytelnikom artykuł wiceprezesa PAFERE Pawła Toboły-Pertkiewicza złożony do redakcji "Rzeczpospolitej", jednakże do tej pory nie ukazał się on na łamach.

Mimo, że ekonomia i jej prawa są niezwykle proste i możliwe do zrozumienia niemal przez każdego, jednocześnie jest dziedziną w której ilość przeinaczeń faktów, wszechobecnych mitów i kłamstw przewyższa wszystkie inne nauki społeczne razem wzięte.

Tym bardziej cieszy, że "Rzeczpospolita" podjęła temat edukacji ekonomicznej. Z jednej strony tkwi na tym polu ogromny potencjał do zmiany postrzegania biznesu, pracy na własny rachunek oraz bogacenia się a dzięki temu rozwoju Polski; z drugiej jednak strony nie jestem pewien czy obecna edukacja w większości przypadków nie przynosi więcej szkody niż pożytku.
Wbrew temu co pisze Dariusz Gawin pracę domową z kryzysu odrobimy wówczas, gdy odbrązowimy system kapitalistyczny, niesłusznie uznany jako głównego winowajcę obecnego kryzysu. Nie trzeba być bowiem żarliwym wyznawcą wiary w dogmat prymatu rynku, aby dowieść, że to nie kapitalizm, lecz jego brak lub niedobór, spowodował i pogłębia obecną stagnację. Jeśli młodzież ma być uczona, że za kryzys finansowy, który jest wynikiem tego, iż kredyt dostawały osoby, które nie powinny go otrzymywać, a w nagrodę za doprowadzenie przez hojnych menedżerów do bankructwa swych instytucji finansowych dostają oni miliardy pieniędzy dodrukowanych z powietrza, albo zabranych w podatkach obywatelom, aby tylko nie zbankrutowali, odpowiedzialny jest kapitalizm, to lepiej aby edukacji ekonomicznej w Polsce nie prowadzić. Lepiej bowiem nie uczyć wcale, aniżeli uczyć mitów i przekłamań.

Aby jednak edukacja ekonomiczna miała w ogóle sens należy odpowiedzieć sobie jaki jest jej cel? Osobiście rozumiem to w ten sposób, iż Polska ma szansę być silna tylko wówczas, gdy będzie silna gospodarczo, a to jest możliwe tylko wtedy, gdy jej obywatele będą bogaci. Taki jest zatem sens edukacji ekonomicznej - pokazać co przynosi rozwój i w jaki sposób pomnaża się bogactwo narodu. Jak silną gospodarczo Polskę osiągnąć? Najprościej rzecz ujmując pozwalając Polakom działać i bogacić się (enrichissez vous!). Bogacenie się możliwe jest najszybciej wówczas, gdy panuje system wolnorynkowy, czyli system oparty na własności prywatnej, wolnej przedsiębiorczości i równych szansach i prawach dla wszystkich. Dariusz Gawin pisze, że "polska gospodarka może być konkurencyjna, może się rozwijać tylko wtedy, jeśli jej rozwój wsparty będzie przez silne instytucje...". Polska może być konkurencyjna wówczas, gdy stworzy lepszy klimat dla prowadzenia działalności gospodarczej, stworzy bardziej konkurencyjne warunki do pracy i bogacenia się, a nie wówczas gdy rozwój będzie wspierany przez instytucje. Widać, autor nigdy nie był w okolicach 15 albo 20 dnia miesiąca w ZUS-ie, albo w urzędzie skarbowym i nie był naocznym świadkiem jak instytucje wspierają rozwój kraju. Nigdy również nie doświadczył kontroli skarbowej, albo nie ubiegał się o zwrot VAT-u. Przedsiębiorcy, a szczególnie drobni przedsiębiorcy, których w Polsce jest kilka milionów i którzy wytwarzają 60 proc. całego bogactwa naszego kraju, są grupą ludzi, którzy nie są nie tylko rozpieszczani, ale wręcz przeciwnie: są na wielu polach krzywdzeni i maksymalnie obciążani kolejnymi daninami i przepisami. Prawdziwym cudem jest, że mimo tylu kłód pod nogami tym ludziom chce się pracować i wytwarzać realne bogactwo.

Zresztą do dziś nie odbrązowiliśmy po czasach PRL-u samego terminu przedsiębiorca; człowiek pracujący na własny rachunek to dla wielu wciąż prywaciarz, spekulant czy kapitalista, przy czym ten ostatni termin nie jest epitetem pozytywnym. Ponieważ sam również jestem jednym z tych drobnych przedsiębiorców, reakcji doświadczam na co dzień. Podczas spotkań z przyjaciółmi ze szkolnych ław, którzy zaszli wysoko w hierarchii urzędniczej lub korporacyjnej widzę jak patrzą z wyższością na mnie mówiąc: no tak, nie udało mu się w życiu, został zwykłym przedsiębiorcą. Choć osobiście uważam to za jedną z lepszych decyzji swojego życia, dla wielu młodych ludzi pracować nie na etacie, lecz na własny rachunek to porażka, jeśli nie obciach, a bycie przedsiębiorcą to zwykłe frajerstwo skoro wokół jest tyle lżejszych i mniej odpowiedzialnych posad.

Gdy młodzież pytana jest o przykłady biznesmenów, wskazuje zazwyczaj aferzystów lub magnatów, ewentualnie ludzi, którzy dorobili się majątków nie ciężką pracą, lecz układami na styku biznes-państwo, bo o takich najczęściej mówi się w mediach. Skoro zatem przedsiębiorca to ktoś negatywny, a na dodatek państwo i system biurokratyczny nie ułatwiają mu życia, nawet najlepsza szkolna edukacja ekonomiczna nie może być skuteczna. Przede wszystkim powinniśmy przywrócić pozytywne znaczenie terminu przedsiębiorca. Młodzi ludzie, którzy wedle wielu sondaży cenią sobie najbardziej wolność i niezależność, powinni otrzymywać wiedzę pokazującą, że te najwyższe dla nich w hierarchii wartości mogą osiągnąć właśnie jako prywatni biznesmeni.

Tymczasem według propozycji, jakie padły na łamach "Rzeczpospolitej" edukacja ekonomiczna ma zostać sprowadzona do czegoś, co ma być nudne, nieciekawe i wreszcie niepotrzebne. Nauczenie młodzieży, jak proponuje Marek Borowski, np. tego jak tworzy się budżet państwa i miasta to pokazanie, że można wydawać więcej niż się ma i można się bez końca zadłużać na poczet przyszłych pokoleń. Doprawdy kiepska to lekcja ekonomii dla przyszłych biznesmenów, którzy muszą wiedzieć, że każdy budżet winien być zbilansowany.

Jako Polsko-Amerykańska Fundacja Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego PAFERE podejmujemy wiele działań, aby zachęcić młodych ludzi do zainteresowania się ekonomią i bogaceniem się. Organizujemy obozy językowo-ekonomiczne podczas których oprócz poznawania języka angielskiego, studenci i uczniowie poznają tajniki działalności biznesowej, powstawanie biznesplanów, czy nawet teorii gier, ale przede wszystkim staramy się przekonać, że własny biznes to właśnie wolność i niezależność. Co roku na nasze zaproszenie przyjeżdża kilku zagranicznych wykładowców, którzy przekazują licealistom i studentom swoją wiedzę na temat ekonomii, gospodarki i biznesu w sposób zajmujący i ciekawy, czego niestety nie można powiedzieć o wielu szkolnych nauczycielach przedsiębiorczości, którzy nigdy jej osobiście nie doświadczyli. Dodatkowo, wiedzę na temat biznesu i ekonomii czerpią z nudnych i kłamliwych podręczników akademickich, często jeszcze napisanych w czasach PRL-u. Wielu uczniów po organizowanych przez nas wykładach podchodzi i mówi, iż do tej pory wydawało im się, że ekonomia to wykresy i dane statystyczne, tymczasem ekonomia to praktycznie życie codzienne.

Ekonomia to prosta i wspaniała nauka. Kapitalizm wolnorynkowy to z kolei wspaniały system, w którym nie trzeba być wcale ekonomistą, aby móc się bogacić i spełniać życiowo. Polska to z kolei kraj ludzi potencjalnie niezwykle przedsiębiorczych. Gdyby dać im szansę bogacenia się, a dodatkowo przekazać w szkołach praktyczną wiedzę na temat tego, czym jest biznes, wolny rynek i kim jest naprawdę przedsiębiorca, Polska mogłaby stać się gospodarczą potęgą. Czy znajdą się jednak w głównym nurcie edukatorów odważni, którzy będą chcieli płynąć pod prąd obecnych mód i trendów?

Paweł Toboła-Pertkiewicz
(14 grudnia 2009)

Autor jest prywatnym przedsiębiorcą, wiceprezesem Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego PAFERE.
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie www.pafere.org

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak