Tragedia w polskich i słowackich Tatrach stała się powodem tragedii jednych, a żalu i współczucia drugich. Znam Polskie Tatry. Zanim „poddałem się” po operacji kręgosłupa, spędzałem w Zakopanem lub okolicach niemal wszystkie wakacje i urlopy. Kocham Tatry. Nie byłem „taternikiem”, byłem turystą, który po wielekroć przemierzał tatrzańskie szlaki. Gdy zasypiałem zmęczony pracą one mi się śniły – i wtedy wiedziałem, że czas „przyhamować” i choćby na kilka dni „wyskoczyć” w Tatry. Kilkanaście lat temu ostatecznie zrezygnowałem z wchodzenia na Giewont (byłem tam wielokrotnie). Zniechęcił mnie nieustanny tłum na czubku – tym bardziej, że coraz częściej zdarzali się idioci popisujący się swą odwagą. Zniechęciły mnie panie w japonkach i klapkach oraz panowie w sandałach. Byli także i tym razem i skutecznie blokowali ucieczkę z zagrożonego miejsca, bo nie mogli się utrzymać na coraz bardziej śliskich, mokrych kamieniach na ścieżce wejściowej i zejściowej. Ale rozdzielam te rzeczy. Czym innym jest problem idiotów-ryzykantów, czym innym kretynizm „klapkowców”, „sandałkowców” i „japoninek” – na nich nie ma rady, póki jakaś władza nie nałoży kary za samo wchodzenie w obszar Parku Narodowego w takim „obuwiu”. Nic też nie poradzimy na to, że skała wapienna, z której zbudowany jest Giewont, będzie coraz bardziej wyślizgana przez turystów. Jedno, co możemy zrobić, to zachować respekt dla gór i należytą ostrożność. Rozebranie Krzyża, zdjęcie łańcuchów i metalowych drabinek tu i gdzie indziej – to nie jest dobry pomysł. Z dawnych przekazów wynika, że przed ustawieniem Krzyża oraz zamontowaniem łańcuchów, w czasie burz pioruny często wybierały tę najwyższą mokrą skałę w tej okolicy, zanim zboczyły na wschód, na Czerwone Wierchy, albo na Zachód na granitowe Wysokie Tatry. Tak było i tak będzie. Wiadomo, że tym razem pioruny waliły w Czerwone Wierchy. Chyba nikt zdrowy na umyśle nie zaproponuje rozebrania Giewontu, Czerwonych Wierchów, Wysokich Tatr, Świnicy i reszty Orlej Perci a potem także Rysów? Wszak pioruny biją nie tylko w Giewont (choć tam o tragiczne skutki najłatwiej, bo na ścieżkach przy łańcuchach oraz na szczycie zawsze przebywa co najmniej setka osób i tłok jak w autobusie w godzinach szczytu. Łącząc się w bólu z rodzinami i bliskimi ofiar niedawnej katastrofy pamiętajmy, że góry i burza a nawet deszczyk czy śnieżyca – to bardzo niebezpieczne połączenie. Zawsze.
Jerzy: https://jerzykropiwnicki.wordpress.com/
25 sierpnia 2019
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz