90 rocznica tragicznej śmierci Pierwszego Prezydenta RP Gabriela Narutowicza z rąk artysty-malarza Eligiusza Niewiadomskiego stała się okazją dla środowisk lewackich i postkomunistycznych do zorganizowania demonstracji wymierzonych w „faszystów” – a w rzeczywistości w polskie środowiska narodowo-prawicowe. Kilka lat wcześniej (2008) podobnej do Palikota i Millera retoryki użył nieżyjący już abp lubelski Józef Życiński w czasie swego detyrambu z okazji Dnia Niepodległości, gdy bez ogródek zaatakował „endecję” przypisując temu stronnictwu winę za mord na prezydencie odrodzonej Rzeczypospolitej.
Jako, że panuje dziś swoista moda na wyjaśnianie tajemnic historii warto może przyjrzeć się dokładnie kulisom tamtych wypadków. Czy naprawdę rację mają ci, którzy z tragicznej śmierci Narutowicza uczynili bat na prawicę, czy też prawda wygląda inaczej tak, że nawet biłgorajskim filozofom i TW Filozofom się nie śniła.
Od lat przyzwyczailiśmy się, czy raczej wmawiano nam widzieć tę sprawę w taki oto sposób: po przegranym głosowaniu w parlamencie (kandydatem Związku Ludowo-Narodowego na najwyższy urząd był Maurycy hrabia Zamoyski – postać wybitnie zasłużona dla odzyskania niepodległości, główny sponsor Komitetu Narodowo-Polskiego w Paryżu) i obraniu głosami mniejszości narodowych, socjalistów i zdezorientowanych ludowców (którzy nie chcieli poprzeć „obszarnika”) masona – prof. Gabriela Narutowicza – endecy dostali „białej gorączki”. Wybór ten wywołał przerażenie i wściekłość pomimo, że w myśl konstytucji marcowej prezydent nie posiadał w zasadzie realnej władzy i z tego powodu nie chciał ubiegać się o to stanowisko Józef Piłsudski. Rozczarowanie i rozgoryczenie znacznej części społeczeństwa było ogromne. Prezydenta Odrodzonej RP wybrały mniejszości narodowe! Prasa narodowa rozpoczęła przeciwko elektowi wściekłą nagonkę prasową a tłumy chorych z nienawiści agitatorów wyszły na ulice w celu niedopuszczenia do zaprzysiężenia Narutowicza. Emocje zostały rozgrzane do czerwoności w wyniku czego niezrównoważony artysta Eligiusz Niewiadomski (oczywiście endek!) zastrzelił w gmachu Zachęty prezydenta RP. Do utrwalenia takiej wizji wśród szerokich kręgów przyczynił się w znacznym stopniu zrealizowanych w latach 70. film Jerzego Kawalerowicza pt. „Śmierć Prezydenta” z doskonałą kreacją Marka Walczewskiego grającego Eligiusza Niewiadomskiego – zresztą warsztatowo doskonały.
Prowokacja piłsudczyków?
Tymczasem w świetle skrupulatnych badań i dociekań głównie śp. Jędrzeja Giertycha rysuje się zupełnie inny obraz tej tragedii. Czyn Niewiadomskiego prawdopodobnie nie był przejawem skrajnych, morderczych skłonności środowisk narodowych, lecz wynikiem przemyślnej i perfidnej prowokacji, która była dziełem obozu piłsudczykowskiego!
Plan i cel spiskowców był bardzo prosty. Zakładali oni (słusznie), że z powodu śmierci Narutowicza z ręki „endeka” (faktycznie Niewiadomski nie był w tym czasie członkiem żadnej narodowej organizacji) wybuchnie w Warszawie masowy protest, a na ulice wyjdą wielkie manifestacje robotników-socjalistów oraz licznych w tym mieście Żydów. Do manifestacji dołączą przygotowane zawczasu zakonspirowane bojówki piłsudczykowskie rekrutowane na bazie członków byłego POW i to one w atmosferze chaosu i anarchii dokonają pogromu polityków i działaczy narodowych obwinionych o „moralne sprawstwo” zabójstwa prezydenta. Wśród ofiar spontanicznego gniewu ludu znalazłby się m.in. gen. Józef Haller, którego już parę dni wcześniej, gdy trwały demonstracje antynarutowiczowskie próbowano wmanipulować w kierowanie tą akcją, posługując się w tym celu grubymi nićmi szytą i na szczęście zdemaskowaną prowokacją policyjną. Na przygotowanych zawczasu listach proskrypcyjnych znaleźć się miał także znany działacz narodowy i senator ks. prałat Feliks Bolt, którego na parę godzin przed zabójstwem Narutowicza próbowali zawrócić z pociągu wyjeżdżającego do Torunia dwaj oficerowie, podając jako powód wstrzymania wyjazdu i konieczności pozostania w Warszawie fakt, że prezydent Narutowicz został zamordowany!
Po dokonaniu krwawej rozprawy z narodowcami rękami bojówek i podburzonego motłochu do akcji miał wkroczyć marszałek Piłsudski stając na czele wojska – ukrócić anarchie i bezprawie – a następnie jako czynnik rzekomo neutralny i stojący ponad podziałami partyjnymi, objąć pod osłoną stanu wyjątkowego najwyższą władzę w państwie. Innymi słowy to co zostało zrobione w wyniku przewrotu majowego 1926 r., a czego próbowano wcześniej dokonać w 1923 r. w wyniku sprowokowanych tzw. „wypadków krakowskich”, gdy obalono centroprawicowy rząd Chjeno-Piasta z Witosem na czele – miało nastąpić już w grudniu 1922.
Daszyński i Sikorski
Plan ten genialnie prosty – w tym wypadku nie wypalił, a to z powodu postawy i zachowania dwóch osób. Pierwszą był przywódca socjalistów Ignacy Daszyński, który poinformowany przez płka Mariana Zyndram-Kościałkowskiego i przywódcę warszawskiej organizacji PPS Rajmunda Jaworowskiego o zamiarze wyprowadzenia mas na ulice – kategorycznie zabronił swoim partyjnym towarzyszom udziału w „mokrej robocie” i ostro sprzeciwił się zaplanowanej rzezi; drugą postacią, która stanęła na drodze spiskowców okazał się gen. Władysław Sikorski obejmując po zabójstwie Narutowicza z poruczenia parlamentu stery rządów i uniemożliwiając w ten sposób piłsudczykowski zamach stanu. Być może to tutaj należy szukać przyczyn głębokiego antagonizmu pomiędzy Sikorskim a piłsudczykami. Szczegóły tych zdarzeń można znaleźć we wspomnieniach polityka PPS Adama Pragiera pt. „Czas przeszły dokonany” Londyn 1966. Pragier uważa, że był to największa w życiu Daszyńskiego zasługa jaką oddać Polsce. O sprawie tej pisze również znany piłsudczykowski historyk Władysław Pobóg-Malinowski dodając, że rozmowa Daszyńskiego ze spiskowcami wiała miejsce w mieszkaniu płka Adama Koca.
Niedbałe śledztwo
Co do samego zabójcy – Eligiusza Niewiadomskiego, proces który mu wytoczono był przygotowany i prowadzony bardzo niestarannie, w dodatku w niczym nieuzasadnionym pośpiechu. Rozpoczął się dwa tygodnie po dokonaniu zbrodni (30 grudnia 1922 r.), zaś już 31 stycznia 1923 zamachowiec, który zresztą sam domagał się dla siebie kary śmierci, stanął przez plutonem egzekucyjnym. W czasie śledztwa i na rozprawie nie starano się dociec wszystkich okoliczności mogących rzucić światło na faktycznych inspiratorów zamachu. Nie dopuszczano lub ignorowano ważne relacje i zeznania świadków, np. adwokat i redaktor dwóch wychodzących w Sosnowcu pism Władysław Evert wiedział, że miał być wykonany zamach na Narutowicza, znał nawet nazwisko wykonawcy. Świadka tego nie skonfrontowano w sądzie. Sam zabójca brał całą winę i odpowiedzialność na siebie, a ówczesne media zrobiły z niego oszołoma i niemal wariata. W istocie, Niewiadomski był rozchwiany emocjonalnie, lecz całkowitym szaleńcem nie był. Ten pochodzący z zasłużonej i patriotycznej rodziny zdolny artysta i krytyk sztuki z ruchem narodowym rozstał się w roku 1905, kiedy to w czasie wojny rosyjsko-japońskiej zaproponował był na forum Ligi Narodowej podjęcie akcji dywersyjnej mającej polegać na wysadzaniu pociągów. Był to pomysł absurdalny, zupełnie sprzeczny z polityką jaką wówczas prowadziła Narodowa Demokracja. Fakt ten wskazuje też, że Eligiusz Niewiadomski lubił w swych działaniach posługiwać się skrajnymi metodami – w tym i terrorem. W czasie wojny 1920 przyszły zabójca prezydenta był funkcjonariuszem kontrwywiadu (tzw. „Dwójki”). Badający tę sprawę Jędrzej Giertych nie wyklucza, że mógł nawiązać bliższy kontakt z oficerami wywiadu, którzy pomogli mu później w dotarciu do prezydenta. W każdym razie zrobiono wiele, aby w tragicznym dniu dostęp do Narutowicza był dla mordercy bardzo łatwy. Ochrona również nie stanęła na wysokości zadania pomimo, że zamachu można było się spodziewać w panującej wówczas atmosferze napięcia i niepokoju. Gabriel Narutowicz otrzymywał przecież po swoim wyborze ogromną ilość anonimowych gróźb i „wyroków”. Znaków zapytania jest więc bardzo wiele.
Cel wykonany
Piłsudski osiągnął swój cel, tzn. zdobył władzę dyktatorską dopiero w maju 1926. Stało się to w wyniku wojny domowej i setek ofiar ale to już zupełnie inna historia. Nasuwa się mimo woli analogia do późniejszych poczynań towarzysza Stalina, który podobny mechanizm prowokacji (zabójstwo Siergieja Kirowa 1 XII 1934, sekretarza leningradzkiej komórki partii bolszewickiej) wykorzystał do krwawej rozprawy z towarzyszami i rozpoczęcia wielkiej czystki.
Reasumując nie można a’priori wykluczyć, że mieliśmy do czynienia ze spiskiem. Fakt, że nieświadomy istoty rzeczy Niewiadomski mógł być podprowadzany lub nawet zachęcany do czynu przez wytrawnych graczy mieści się zupełnie w granicach licznych doświadczeń z zakresu działania tajnych służb czego ostatnim przykładem jest chociażby dr Brunon Kwiecień – niedoszły wykonawca zamachu bombowego na Sejm, Senat, Prezydenta Komorowskiego, o HGW i Monice Olejnik nie wspominając. W każdym razie w myśl zasady „is fecit cui prodest” („uczynił to ten, komu przyniosło to korzyść”) na tragedii Pierwszego Prezydenta Odrodzonej Polski korzystali i korzystają dotychczas wrogowie prawicy. Odium za straszliwy czyn Niewiadomskiego ma na zawsze wzbudzać nienawiść i lęk przed kontynuatorami polskiej myśli narodowej.
Grzegorz Wysok
Za: http://nczas.com/publicystyka/wysok-o-zabojstwie-prezydenta-narutowicza-...
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz