Skip to main content

Wrocław, Falzmann, Balcerowicz

portret użytkownika Admin

W piątek, 4 czerwca 2010, w 21 Rocznicę Historycznego Zwycięstwa jeden z głównych jego autorów, Profesor Leszek Balcerowicz, przybył do Wrocławia, aby odebrać kolejną zasłużoną nagrodę, jakich deszcz spada na niego nieustannie przez 21 lat. Tym razem była to Nagroda im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego i w związku z tym cały rocznicowy Wrocław został postawiony na nogi. Były mowy, wstęgi i akademie, zarówno w Akademiach jak i na Ratuszu.

Ta podniosła i historyczna wizyta uzmysłowiła mi, że Wrocław jest jedynym miastem, w którym znajduje się ulica Michała Tadeusza Falzmanna i może warto w kilku słowach przypomnieć o kim mowa, Minęło już bowiem całe pokolenie od czasu złożenia do grobu tego młodego człowieka i niebawem, 17 lipca, minie 19 rocznica tej smutnej uroczystości.

A co ma Falzmann do Balcerowicza? Otóż główny specjalista Najwyższej Izby Kontroli Michał Falzmann, dosłownie na kilka miesięcy przed swoją śmiercią, w czasie gdy Leszek Balcerowicz był wicepremierem i ministrem Finansów, został skierowany na kontrolę Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego – instytucji, która zarządzała całym, ponad 40-miliardowym długiem zagranicznym Polski.

W czasie tej kontroli natychmiast wykrył, że pod przykrywką tej najważniejszej instytucji finansowej państwa, funkcjonuje mechanizm spekulacyjny, który dzisiaj jest często określany terminem „carry trade”, ale wtedy nikt jeszcze w Polsce nie wiedział, jak to nazwać. Ten mechanizm spekulacyjny, już wcześniej stosowany w krajach tzw. trzeciego świata, umożliwiał gigantyczny drenaż finansów publicznych i wyprowadzanie tą drogą miliardów dolarów, które sobie, po cichutku – via bank - nie zwracając niczyjej uwagi, wypływały z Polski w różnych kierunkach. Od czasu do czasu, część tych pieniędzy wracała do Polski pod czułą opiekę ludzi, którzy potem, w książce Gabryela i Zieleniewskiego „Piąta władza czyli kto naprawdę rządzi Polską?”, zostali nazwani „imperatorami III RP”.

Niesłychana, w historii rabunku finansowego niedorozwiniętych krajów, wydajność tego procederu była możliwa dzięki zamrożeniu, na wiele miesięcy, bankowego kursu wymiany dolara i wysokiemu oprocentowaniu bankowych lokat złotówkowych, sięgającemu 36% w stosunku miesięcznym! Innymi słowy: dzięki genialnym reformom finansowym ich autorów, do dzisiaj chodzących dumnie w chwale i glorii.

Michał Falzmann, człowiek dobrze wykształcony, ale naiwny i prostolinijny, chodził ze swoim odkryciem i z kontrolnym pełnomocnictwem od Annasza do Kajfasza, wypytując, wykazując i przekonując. Co, naturalnie, nikomu się nie mogło podobać, o czym, po jego śmierci, wyznał jego bezpośredni przełożony w NIK, że „ilość skarg na Michała Falzmanna przekraczała ludzkie wyobrażenie”. Próbował temu postawić kres ówczesny Prezes NIK, ale to na niewiele mu się zdało, bo w kilka miesięcy po Falzmannie sam też musiał odejść na Wieczną Wartę. Oczywiście, Falzmann próbował wypytać i Najważniejszą Osobę w Dziedzinie Finansów, ale nie spotkało go specjalnie życzliwe przyjęcie, o czym zdajemy relację w naszej książce „Via bank i FOZZ. O rabunku finansów Polski” (M. Dakowski i J. Przystawa, "Antyk", Warszawa 1992).

My również (mam na myśli Mirosława Dakowskiego i siebie), jako ludzie naiwni, usiłowaliśmy chodzić po wszystkich korytarzach władzy i eksperckiej mądrości, opowiadając o dochodzeniu Falzmanna, przedstawiając dokumenty i analizy. Po jego śmierci napisaliśmy książkę, która, rzecz jasna, nie mogła zostać życzliwie przyjęta. Wkrótce po jej opublikowaniu wytoczono nam proces, który trwał, bagatela, 14 lat, aż jeden z głównych „imperatorów III RP” i „operatorów FOZZ” , nie wiadomo dlaczego, opuścił potajemnie Polskę i jest nawet poszukiwany listami gończymi. Jak słyszymy, spod dziurawych skrzydeł KGB ukrył się pod bardziej bezpiecznymi skrzydłami CIA i dzisiaj, za Oceanem, pożywa owoców swojej błyskotliwej działalności.

Mirosław Dakowski i ja odebraliśmy nieodpowiednie wykształcenie, które utrudnia nam wiarę w cuda i z tego powodu nasze życie w Polsce jest mało komfortowe. Kraj nasz bowiem jest najlepszym miejscem dla cudów cudownych transformacji, nigdzie w świecie niespotykanych. Niesłusznie uważając, że również w ekonomii nie ma skutku bez przyczyny, chodziliśmy, podobnie jak Falzmann, kołacząc od drzwi do drzwi, odwiedzając praktycznie całą elitę polityczną III RP.

Wprawdzie proces sądowy zakończył się naszym sukcesem, ale nie przywróciło nam to wiary w mądrość i kompetencję elit politycznych naszego kraju. Dlatego wysunęliśmy postulat zasadniczej reformy sposobu generowania elit, jakim jest ordynacja wyborcza do Sejmu i od tamtej pory przekonujemy ludzi nam podobnych do konieczności jednomandatowych okręgów wyborczych. Prawdę mówiąc, udało nam się przekonać nawet samego Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który, na krótko przed śmiercią, sformułował 5-cio punktowy Program dla Polski, w którym na pierwszym miejscu znalazł się postulat JOW.

Kiedy dzisiaj Dyrektor Zakładu Narodowego im. Ossolińskich wręcza Leszkowi Balcerowiczowi Nagrodę im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, to tłumaczymy to sobie tak, że dr Adolf Juzwenko jest historykiem, a dla historyka cuda, to rzecz najzupełniej normalna.

Jerzy Przystawa

www.jow.pl

5 czerwca 2010

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak