Smutnym paradoksem jest, że wolność gospodarcza, której jaskółka pojawiła się jeszcze za komuny, bo w grudniu 1988 r. za sprawą ustawy o działalności gospodarczej, zwanej ustawą Wilczka, przez ostatnie lata była systematycznie ograniczana. Jedna po drugiej pojawiały się w naszej biznesowej rzeczywistości koncesje, zezwolenia i pozwolenia, a wszystko pod hasłem walki z uwłaszczaniem nomenklatury albo z przestępczością gospodarczą. Ci wszyscy, którzy rozstawiali swoje “szczęki” na ulicach naszych miast, dostarczając Polakom towarów, o których za komuny mogli tylko pomarzyć, zostali okrzyknięci nomenklaturą, w dodatku jeszcze przestępczą. To ich liczne ograniczenia dotknęły najbardziej. Byli przepędzani z ulic przez straż miejską na podstawie tych samych przepisów “o zaśmiecaniu miasta”, na podstawie których za komuny wsadzano za rozrzucanie ulotek.
Ustawa Wilczka miała nieco ponad 50 artykułów. Z tego ponad 20 stanowiły przepisy zmieniające obowiązujące wcześniej prawo. Nie mówiła nic “o swobodzie” działalności gospodarczej, ale tę swobodę de facto wprowadzała. Dziś ustawa, w której tytule figuruje swoboda działalności gospodarczej”, ma artykułów Ul. Niby tylko dwa razy więcej, ale za to prawie tyle samo (90 artykułów) mają przepisy wprowadzające ustawę o swobodzie działalności gospodarczej, które dla niepoznaki upchnięto do… drugiej ustawy. Trzeba pamiętać, że są też przepisy trzeciej ustawy - prawo działalności gospodarczej. W sumie swobodę przedsiębiorców krępuje dziś ponad 200 przepisów. Dwadzieścia z nich, czyli prawie tyle, ile cała merytoryczna część ustawy Wilczka, to przepisy o centralnej ewidencji i informacji o działalności gospodarczej, a więc o tym, jak się zakłada firmę.
Milton Friedman twierdził, że absolutna wolność w sferze politycznej jest niemożliwa, podczas gdy wolność ekonomiczna może być osiągnięta w pełni. Jest ona wolnością absolutną, niewymagającą żadnych ustępstw i kompromisów. Próbując w Polsce zarejestrować działalność gospodarczą lub zmagając się później z comiesięcznym opłacaniem PIT, VAT i ZUS, trudno się jednak czuć wolnym. Łatwiej się poczuć jak Józef K., bohater “Procesu” Kafki.
Wolność polityczną w założeniu miało stanowić prawo wyboru i partycypacji w życiu politycznym. Zamiast wybierać swoich politycznych reprezentantów, większość z nas wybiera jednak wolność od… wyborów. Tak jesteśmy zmęczeni zasadami ordynacji wyborczej i organizacją życia politycznego w Polsce.
4 czerwca 1989 r., choć mieliśmy wybór tylko trzydziestoprocentowy, to jednak głosując na “listę Wałęsy”, wyraźnie mogliśmy się opowiedzieć przeciw komunie. Podczas wyborów 1991 r. mogliśmy się już skrzyknąć w sposób niczym nieskrępowany, zawiązać komitet wyborczy, dostać trochę głosów i reprezentować swoich wyborców w Sejmie. Ale potem, w 1993 r., pojawił się próg wyborczy (5 proc. dla partii i 8 proc. dla koalicji). Nasza wolność została ograniczona.
Jeszcze po wyborach w 1991 r. do Sejmu weszli przedstawiciele 29 ugrupowań. W 2007 r. - tylko czterech. Klauzula zaporowa pojawiła się, by “umacniać” demokrację. Bo przecież nie do pomyślenia było, żeby każdy procent wyborców mógł mieć swojego przedstawiciela w Sejmie. Dziś powszechnie słychać w czasie kampanii wyborczej nawoływania, nie tylko liderów partyjnych, ale nawet komentatorów, do “niemarnowania” głosu na ugrupowania niemające szans na wejście do Sejmu.
W efekcie ci, którzy mieliby ochotę głosować na kogoś, kto tych szans nie ma, w ogóle nie głosują lub oddają głos nie na tego, na kogo by w pierwszym odruchu chcieli.
Zresztą nawet gdy idziemy do urny wyborczej, to nie wybieramy, tylko głosujemy. Głosujemy na listy partyjne, na których kolejność ustalono w zaciszu partyjnych gabinetów - jak niegdyś listy Frontu Jedności Narodu. Jakby tego było mało, ci, którzy się do Sejmu kiedyś z takich list dostali, otrzymując czasem po kilkaset głosów, uchwalili dotacje budżetowe dla swoich partii. Ich efekt jest taki, że możliwość zawiązania nowej partii i skutecznego wystartowania w wyborach, o których wyniku w dużym stopniu przesadzają media, jest znikoma. A jak ktoś chciałby wydać na kampanię wyborczą swoje własne pieniądze, to nie może (jest to zabronione w myśl ochrony” demokracji).
KTO NAS KONTROLUJE
* Najwyższa Izba Kontroli
* Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego
* Agencja Wywiadu
* Centralne Biuro Śledcze
* Centralne Biuro Antykorupcyjne
* policja
* prokuratura
* generalny inspektor informacji finansowej
* generalny inspektor kontroli skarbowej
* urzędy kontroli skarbowej
* urzędy skarbowe
* Zakład Ubezpieczeń Społecznych
* Narodowy Fundusz Zdrowia
* Służba Celna
* Straż Graniczna
* przedsiębiorstwa energetyczne
* Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych
* Inspekcja Weterynaryjna
* Inspekcja Handlowa
* Państwowa Straż Rybacka
* Państwowa Straż Pożarna
* nadzór budowlany
* Państwowa Inspekcja Pracy
* Społeczna Inspekcja Pracy
* generalny inspektor ochrony danych osobowych
* główny inspektor farmaceutyczny
* Inspekcja Ochrony Środowiska
* Inspekcja Transportu Drogowego
* Inspekcja do spraw Substancji i Preparatów Chemicznych
* Urząd Żeglugi Śródlądowej
* Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa
* Państwowa Inspekcja Sanitarna
WOLNOŚĆ GOSPODARCZA WEDŁUG URZĘDNIKÓW
W 1989 r. obowiązywało 135 zezwoleń na działalność gospodarczą, w 2007 r. już 215. Nowe dotyczą np. prowadzenia domu opieki, hodowli zwierząt laboratoryjnych, prowadzenia związku sportowego.
W 1989 r. obowiązywały 53 dopuszczenia produktów, wyrobów i usług, w 2007 r. już 103, w tym dotyczące produktów biobójczych, obrotu roślinami i produktami rolnictwa ekologicznego.
W 1989 n limitowana była jedynie produkcja tytoniu, w 2007 r. limitów było już 20, w tym na takie produkty, jak cukier, skrobia i mleko.
W 1989 r. 96 profesji wymagało tzw. dopuszczenia do wykonywania zawodu, w 2007 już 140, w tym: doradca podatkowy, psycholog czy hydrolog.
W 1989 r. zgłoszenia wymagały 4 rodzaje działalności, podczas gdy w 2007 r. już 52, w tym takie, jak prowadzenie gospodarstwa rolnego, plantacji chmielu czy paczkowanie produktów.
Źródło: Janusz Paczocha, Wojciech Rogowski Reglamentacja gospodarki polskiej w latach 1989-2003″ z aktualizacją na 2007 r.; NBP. 2005 r.
Coraz mniej mamy też wolności słowa. Pojawienie się “Gazety Wyborczej” 8 maja 1989 r., choć działała jeszcze cenzura, było pierwszą jaskółką wolności. Cenzura państwowa została zlikwidowana, ale szybko zaczęła się pojawiać nowa: dyktat większości. Przykłady Gdy w TVP pojawił się “WC Kwadrans”, wielu moich znajomych pękało ze śmiechu. Gdy jednak ktoś nazwał Wojciecha Cejrowskiego faszystą, ludzie nagle przestali opowiadać sobie jego dowcipy, które z faszyzmem miały tyle wspólnego, co demokracja socjalistyczna z demokracją. Dziś ten mechanizm kwitnie w najlepsze. Czytając komentarze do publikacji panów Gontarczyka, Cenckiewicza czy Zyzaka na temat Lecha Wałęsy, można odnieść wrażenie, że niektórzy chcieliby takich publikacji po prostu zakazać. A tymczasem przydałby się powrót do kodeksu honorowego Boziewicza. Bo to, że ktoś ewentualnie zasługuje na to, żeby dać mu w mordę, to jeszcze nie jest powód, by każdemu zakazać pisania.
Tak samo jest z poglądami ekonomicznymi. O populizm, demagogię albo wręcz nieuctwo można zostać posądzonym, gdy uznaje się za poważny błąd utworzenie otwartych funduszy emerytalnych. A za sugestię, że nie ma powodów spieszyć się do strefy euro, jeszcze kilka tygodni temu można było zostać potraktowanym jak Cejrowski kilka lat temu.
Cenzura środowiskowa to jedno, gorzej, że wróciliśmy do cenzury prawnej. Co prawda jeszcze nie prewencyjnej (przed publikacją), ale jednak. Zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego z 26 marca 2009 r. (I KZP 35/08) za publikację informacji stanowiącej tajemnicę państwową dziennikarzowi grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. SN zajmował się sprawą dziennikarzy śledczych, którzy opublikowali kilka tekstów dotyczących bezczynności polskich służb specjalnych w sprawie osób podejrzanych o współpracę z Rosją. Prokuratura oskarżyła dziennikarzy o ujawnienie tajemnicy państwowej, choć na tym, co robili, polega właśnie prawdziwe dziennikarstwo śledcze. Woodward i Bernstein, pisząc o Watergate, ujawnili przecież najściślejsze tajemnice Białego Domu!
Na początku lat 90. absolutnym marginesem były sprawy o zniesławienie, które politycy bądź osoby publiczne wytaczały dziennikarzom czy innym politykom. Obecnie stały się one elementem nacisku na wolne media i swobodną wymianę opinii. Stały się wręcz nowym wcieleniem cenzury. Choć są ludzie, nie tylko dziennikarze, którzy wolności słowa ewidentnie nadużywają, żerując na nieefektywności polskiego sądownictwa, to jednak absolutną rację miał Francois-Marie Arouet (powszechnie znany jako Wolter) krzycząc: Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale życie oddam za to, byś mógł mówić, co chcesz.”
I jeszcze jedno - współczesna wszechkontrola. Wprawdzie w ustawie o swobodzie działalności gospodarczej kontroli poświęcono tylko 14 artykułów, ale są jeszcze ustawy szczególne. Na ich podstawie kontrolować nas może kilkanaście organów. Służby specjalne mają prawo obserwowania i rejestrowania przy użyciu środków technicznych obrazu i dźwięku w miejscach publicznych. Czynności operacyjne mogą być prowadzone w sposób niejawny. Co prawda za zgodą Sądu Okręgowego w Warszawie, ale nadzoru sądowego nie stosuje się, jeżeli kontrola operacyjna jest prowadzona “za zgodą osoby będącej nadawcą lub odbiorcą przekazu informacji”. Wystarczy więc zgoda osoby będącej “nadawcą”, czyli telefonującej, a niekoniecznie osoby będącej “odbiorcą”, czyli tej, do której się telefonuje. Zważywszy, że wywiad ma prawo korzystać z usług konfidentów, których tożsamości nie można ujawnić.
Co ciekawe, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie może przy wykonywaniu swoich zadań korzystać z tajnej współpracy osób, które pracowały w organach bezpieczeństwa państwa w latach 1944-1990. Ale wywiad skarbowy nie ma takich ograniczeń. Kontrola operacyjna polega na kontrolowaniu treści korespondencji, kontrolowaniu zawartości przesyłek, stosowaniu środków technicznych umożliwiających uzyskiwanie w sposób niejawny informacji, a w szczególności treści rozmów telefonicznych. Operatorzy prowadzący działalność telekomunikacyjną w sieciach publicznych oraz podmioty świadczące usługi pocztowe są obowiązani do zapewnienia na własny koszt warunków technicznych i organizacyjnych umożliwiających prowadzenie przez służby takiej kontroli.
Służba Bezpieczeństwa za czasów mojej młodości o takich uprawnieniach mogła jedynie pomarzyć. I to nie tylko z powodów technicznych. Nie było wówczas telefonów komórkowych, za pomocą których można nas dokładnie lokalizować, ale nie było też takiego przyzwolenia. W ustroju sprawiedliwości społecznej obawiano się “gniewu ludu”. Dlatego służby musiały nas inwigilować nielegalnie. Coś, czego nie zrobiono w imię ochrony przodującego ustroju społeczno-politycznego, w wolnej ponoć Polsce zrobiono w imię ochrony interesów budżetu.
Uprawnienia operacyjne służb specjalnych są pochodną zadań, do których zostały one powołane, czyli zwalczania zagrożeń bezpieczeństwa wewnętrznego, porządku konstytucyjnego, niepodległości i obronności państwa oraz przestępstw szpiegostwa, terroryzmu i przestępstw godzących w “podstawy ekonomiczne państwa”. Tymczasem wywiad skarbowy ma identyczne, a w niektórych wypadkach nawet dalej idące uprawnienia.
W dzisiejszej Polsce każdy jest podejrzany. Już nawet przepisy podatkowe są tak skonstruowane, że nie ma niewinnych - są tylko źle skontrolowani.
Robert Gwiazdowski
Prezydent Centrum im. Adama Smitha
Źródło: http://www.smith.org.pl/pl/
Za: www.prokapitalizm.pl
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
Jak Tusk będzie chronić zdrowie i moralność publiczną
Policja będzie mogła śledzić ludzi w sieci i prewencyjnie odcinać ich od niej bez zgody sądu. Policja od dawna zabiegała o takie rozwiązanie. Teraz udało jej się przekonać rząd.
Funkcjonariusze uzyskają dostęp do informacji o tym, co robimy w internecie, bez zgody sądu. Prawo takie da policji i funkcjonariuszom innych służb jeden z przepisów przygotowywanej właśnie nowelizacji ustawy hazardowej.
Funkcjonariusze będą mogli się dowiedzieć z jakich usług internetowych korzystamy. I to bez podawania konkretnej przyczyny. Nie będzie ważne czy w naszej sprawie prowadzone jest jakieś śledztwo. Zgodnie z nowymi zapisami ustawy policja sprawdzi nas w internecie nawet w celach prewencyjnych.
Nowelizacja umożliwi również ograniczanie dostępu do internetu. Będzie można nas odciąć od internetu – jak informuje dziennik Gazeta Prawna – gdy będzie to niezbędne ze względu np. na ochronę zdrowia i moralności publicznej.
Warto uzupełnić informację, że policja będzie mogła bez ograniczeń i zgody czytać prywatną korespondencję elektroniczną oraz poznawać wszystkie intymne tajemnice obywatela na podstawie analizy listów i odwiedzanych stron (na co choruje, jakie ma fantazje seksualne, co go interesuje a co denerwuje, z kim utrzymuje więzi towarzyskie, kto jest jego wrogiem, nad czym pracuje, co myśli o szefie z pracy i panu premierze Tusku, jaki ma światopogląd, którą religię wyznaje, czy jest eurosceptykiem czy euroentuzjastą, etc.). Jednym słowem – policja uzyskuje prawo do totalnej inwigilacji wszystkich obywateli i jest podstawą do łamania podstawowego prawa człowieka do prywatności. Wiedza ta posłuży do stworzenia profilu psychologicznego obywatela i prędzej czy później zostanie wykorzystana przeciwko niemu.
Blokowanie dostępu do niewygodnych stron internetowych bez wyroku sądu oraz możliwości odwołania się od decyzji to niewinny pomysł w porównaniu z prawem do nieograniczonej i niekontrolowanej inwigilacji społeczeństwa bez nakazu sądu.
Odcinanie od sieci (także bez wyroku sądu) pod absurdalnym pretekstem ochrony zdrowia i moralności wskazuje, że władza szykuje się do blokowania użytkowników publikujących artykuły o homeopatii i właściwościach leczniczych ziół i witamin oraz osób, których poglądy moralne i obyczajowe nie będą się podobać władzy.
Polska w ekspresowym tempie przekształca się w państwo policyjne rodem z “Roku 1984″. Już wkrótce będą bez nakazu sądu czytać nasze listy i pamiętniki, a kamery wsadzą nam do gardła, by upewnić się, czy przypadkiem nie spożywamy nielegalnych ziół i witamin.\
(wolnemedia.net)
Za: http://www.tuskwatch.pl/index.php/2009/12/15/jak-tusk-bedzie-chronic-zdr...
Piotr Korzeniowski
Tajne sluzby USA mogą nas bezkarnie kontrolować!
Piotr Korzeniowski
Warto też dokładnie jeszcze raz przeczytać:
Nie wszyscy...