Skip to main content

Wódka, narkotyki i dobre wychowanie. O liderze Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy

mamipulacja.jpg

W maju tego roku dowiedzieliśmy się, że ekspertem przygotowywanej przez prezydencki BBN Białej Księgi Bezpieczeństwa jest Jerzy Owsiak. Człowiek, który próbował się wylansować jako buntownik, ale tak się zdarzyło, że zawsze trzymał z tymi, przeciw którym powinien się buntować.

Na jego imprezach bywają najważniejsi przedstawiciele politycznego i kulturowego establishmentu. Od Bronisława Komorowskiego i Lecha Wałęsy, przez Tadeusza Mazowieckiego, po Jakuba Wojewódzkiego. Uczą oni młodzież, jak pięknie żyć.

Białystok kontra Woodstock

Jest sierpniowy piątek. Swój wieczorny program ma w TVN Grzegorz Miecugow. Dziennikarz wie, gdzie należy bywać, więc nadaje z Przystanku Woodstock. Scena i kolorowa scenografia, publiczność i kamery. W trakcie programu napada na niego związany z Nową Prawicą białostocczanin. Uderza w twarz i pokazuje kartkę „TVN kłamie”. Zgodnie z relacją agencji, publiczność krzyczy: „Przepraszamy”.

Bo publiczność na przystanku Woodstock jest grzeczna, czyli nie podskakuje pani. Jerzy Owsiak się tym chlubi. Przecież nie chce urządzać rozróby. Żadnym tam buntownikiem nie jest. Może natomiast potępić ten haniebny atak. Było mu na pewno miło, że z Przystanku nadawał słynny dziennikarz, a publika okazała się właściwie wychowana. Jerzy Owsiak jest typowym przedstawicielem konserwatywnego establishmentu III RP. Dobrze usadzony w hierarchii, bez kontrkulturowych ambicji. Ot, podążanie tymi ścieżkami, co główne nurty.

Tak zresztą było od początku. Syn milicjanta, pułkownika w Komendzie Głównej MO, który karierę dziennikarską zaczyna w PRL. Owsiak debiutuje pod koniec lat 80. – ma swój program w Rozgłośni Harcerskiej, trzyma się z zespołem Voo Voo. To wtedy animuje Towarzystwo Przyjaciół Chińskich Ręczników, a jednym z jego głównych happeningów jest akcja „Uwolnić słonia”. W tym samym czasie przez kraj przetacza się wielka fala strajków – ostatnia taka w PRL, a Jerzy Owsiak trzyma ze słoniami. Podobnie jak Festiwal w Jarocinie, audycje Jerzego Owsiaka znakomicie wpisują się w jedną ze strategii schyłkowego okresu rządów komunistycznych. Naturalne zapędy buntownicze młodego pokolenia znajdują kanalizację w kontrolowanym obszarze kontrkultury. Koncesjonowanym tylko dlatego, że bunt nie przekracza cienkiej granicy zaangażowania po stronie opozycji. Owsiak może nie indoktrynuje komunistycznie i nie przygotowuje nowych janczarów, ale sprawia, że zasilają oni szeregi prawdziwych buntowników. Dają raczej pozór buntu, nie wiadomo przeciw komu i czemu skierowanego, niż prowadzą do rzeczywistej zmiany społecznej świadomości.

Słodkie lata 90.

Nadchodzą złote czasy lat 90. Owsiak znajduje swoją przystań w radiowej Trójce i w telewizyjnej Dwójce. Prowadzi tu programy muzyczne, ale też coraz chętniej włącza się w akcje charytatywne. Tak – na bazie powstającej wtedy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – zawiązuje się mit Jerzego Owsiaka. Człowieka, który słucha muzyki, przy której niegdyś ludzie się buntowali, a jednocześnie w łagodny sposób godzi młodsze pokolenie z systemem. Jego akcja jest jednocześnie reakcją na niewydolność systemu opieki zdrowotnej i jego niezdolność do trwałych inwestycji w sprzęt medyczny i sposobem na odbudowanie społecznego zaufania dla tego systemu. Niedofinansowanie służby zdrowia jest w tej narracji faktem niezrozumiałym i niekoniecznym do tłumaczenia, po prostu jest. To, co jeszcze można zrobić, to raz w roku wrzucić kilka złotych do puszki. Aż tyle i tylko tyle. To wyznacza kres możliwych przemian w tym obszarze. Wszystko odbywa się za gigantyczne pieniądze podmiotów publicznych. Bo chociaż istnieje fundacja, która zajmuje się akcją, to znaczna część działań jest realizowana przez instytucje finansowane z pieniędzy podatników. Tak jest z koncertami, które organizują gminy, wsparciem, jakiego im udzielają wojsko, straż pożarna, policja, ale też z obsługą całego wydarzenia przez publiczne media.

Można powiedzieć, że akcja istnieje wyłącznie dzięki instytucjom, które odpowiadają za chory system, w tym system opieki zdrowotnej. Bez tego wsparcia nie byłoby Jerzego Owsiaka i jego akcji. Bez publicznych mediów, bez samorządów i instytucji centralnych. Raz do roku Owsiak spłaca swój dług wdzięczności.

Duszpasterstwo Owsiaka

Raz w roku Owsiak organizuje bowiem Przystanek Woodstock, jedną z największych festiwalowych imprez na świecie. Na to darmowe dla uczestników święto, które odwołuje się do hippisowskiego mitu, przyjeżdża ponad 400 tys. ludzi. Można tam potaplać się w błocie, posłuchać muzyki, zażyć miłości, spotkać się z guru i dowiedzieć się, kto aktualnie jest na szczycie. Jeśli Lech Wałęsa – będzie Lech Wałęsa. Jeśli Jakub Wojewódzki, to i on przyjedzie. Powie przy okazji o okrucieństwie Biblii i hipokryzji katolików. Z misją pojednawczą zjawi się ks. Adam Boniecki, który przypomni swój imprimatur dla Nergala. Gdzieś tam w imię wolności zbezcześci się Biblię.

Od lat na Przystanek przyjeżdżają także księża, którzy obrali sobie za cel ewangelizowanie trudnych środowisk, do których nie trafia parafialne duszpasterstwo. I w tym mają rację. Na Woodstocku, oprócz młodzieży zwykłej, takiej, co lubi poszaleć raz w roku, a potem wrócić do swojego świata, jest też sporo młodzieży wykolejonej. Takiej, której bała się każda władza. Młodzieży dość nieobliczalnej i deklarującej się jako nonkonformistyczna. Owsiak stworzył dla niej coś w rodzaju państwowego duszpasterstwa, gwaranta ich trwania w systemie i niewykazywania buntowniczych odruchów. To taki bunt czasów szczęśliwej konsumpcji.

Religia panująca

Jak na każde duszpasterstwo przystało, obowiązuje tam ścisła hierarchia. Absolutnym guru jest Owsiak. Powie, że na imprezie nie ma narkotyków i alkoholu, to choćby fakty przeciw temu przemawiały, wszyscy będą mówili, że nie ma. I koniec. Kogo Owsiak zaprosi, temu należy się aplauz. Nawracanie, owszem. Najlepiej na Hare Kryszna. Przedstawiciele tej sekty mają zagwarantowane najlepsze miejsca. Miejsce dla katolików jest zaś obok ubikacji.

W ten sposób Jerzy Owsiak stał się najwyższym kapłanem religii panującej w obecnym ustroju. Jest to religia, w której zamiast „Szczęść Boże”, rzuca się bratu: „Siema”. Zamiast na tacę (wykpiwaną w co drugiej scence kabaretowej), datek do puszki (niewykpiwanej w żadnym skeczu). W tej religii są namaszczeni politycy pielgrzymujący na Woodstock, jak dawniej bywało z pielgrzymkami do papieży. Mamy wreszcie właściwą tej religii liturgię. Zamiast być na przekór temu światu, wspiera ona go wytrwale. Podtrzymuje jego fundamenty i zapewnia wyborców. Albo przynajmniej biernych zwolenników.

Zgodnie z zapewnieniem swojego twórcy, orkiestra ma grać do końca świata i jeszcze dzień dłużej (co jest kolejnym dowodem na jej parareligijny charakter). Znając jednak historię, można stwierdzić, że grać będzie znacznie krócej. Kiedy ten kres nastąpi? Gdy wyschną źródła, które ją finansują? Albo może kiedy nastąpi to, czego Owsiak musi się naprawdę bać: niekontrolowany wybuch niezadowolenia młodego pokolenia.

Bo kiedy ich Jurek im mówi, że jest fajnie, to jest coraz gorzej.

Autor: Mateusz Matyszkowicz
Żródło: Gazeta Polska

25 sierpnia 2013

3
Ocena: 3 (2 głosów)
Twoja ocena: Brak