Skip to main content

Zaklinanie rzeczywistości trwa

Minister Pracy i Polityki Socjalnej Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził ostatnio, że bezrobocie w Polsce będzie wynosiło na koniec 2013 roku mniej niż 14 procent. Według danych zaprezentowanych ostatnio przez GUS w kwietniu bez pracy pozostawało 14 procent Polaków.

Minister w euforię może nie wpada, ale jak widać stara się udawać gościa z dobrym humorem. Bezrobocie w kwietniu spadło… O 0,3 procenta. Liczby te nic tak naprawdę nie znaczą, ale już wystarczają dla ministra aby odtrąbić mały sukces. A dlaczego bezrobocie mogło spaść? Odpowiedź na to pytanie nie wydaje się trudna.

Gros bezrobotnych to ludzie, którzy od lat nie wykonywali żadnej pracy. Często są to osoby nadużywające alkoholu, żyjące z zasiłków z pomocy społecznej. Wystarczy, że kilkuset (może nawet kilka tysięcy) takich delikwentów zapije na tyle, że nie będą w stanie „odhaczyć się” następnego dnia w PUP i od razu zdejmowani są z ewidencji osób bezrobotnych na 4 miesiące, albo – w zależności o sytuacji – na pół roku.

Inna grupa to ci, którzy przebywali na „zwolnieniu lekarskim” dłużej niż 90 dni. Jeśli przekraczają ten okres, automatycznie (takie są przepisy) zdejmowani są z ewidencji osób bezrobotnych (osobiście znam kilka takich przypadków z ostatniego czasu, więc w skali kraju zapewne jest ich niemało).

Kolejna grupa to ci, którzy przechodzą na tzw. świadczenie pielęgnacyjne. Jest to zasiłek, który można otrzymać od państwa w zamian za opiekę nad osobą chorą („całkowita niezdolność do pracy” – według nomenklatury ZUS lub „znaczny stopień niepełnosprawności” – według nomenklatury pomocy społecznej). Od niedawna może to być nawet realizowane w małżeństwie (mąż opiekuje się żoną lub żona mężem). Warunkiem jednak jest „zrezygnowanie z zatrudnienia”, co w wielu – jeśli nie w większości – przypadków oznacza rezygnację ze statusu osoby bezrobotnej. Tak więc osoba przechodząca na świadczenie pielęgnacyjne automatycznie zdejmowana jest z ewidencji powiatowych urzędów pracy. Świadczenia pielęgnacyjne są obecnie na topie, więc zapewne sporo osób przestało być bezrobotnymi z tego właśnie powodu. Jednak nadal pozostają one na utrzymaniu państwa.

Kolejną wreszcie grupą są ci, którzy któryś raz z rzędu odmówili przyjęcia oferty pracy (bo, mimo wszystko, jakieś oferty jeszcze się od czasu do czasu zdarzają). Takie osoby również z automatu zdejmowane są z ewidencji bezrobotnych, choć najczęściej nadal pozostają na państwowym garnuszku, wisząc na zasiłkach w pomocy społecznej. Ale sam fakt zdjęcia z ewidencji PUP już wystarczy, by naszemu ministrowi pracy, Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, poprawić samopoczucie.

No… dochodzą do tego jeszcze przeróżne szkolenia (za unijne pieniądze), z których najczęściej nic potem nie wynika czy przeróżne staże, które (ostatnio modne są staże dla osób w wieku 50 + …) oczywiście opłacane są z państwowych (gminnych pieniędzy), przy czym po takim stażu osoba, która go odbywa najczęściej wraca do ewidencji PUP.

Nie można oczywiście wykluczyć, że w końcu 2013 roku bezrobocie rzeczywiście spadnie poniżej 14 procent. Stać się to może dlatego, że rząd Tuska przygotowuje plan „walki z bezrobociem”. Państwo będzie dopłacać pracodawcom pod warunkiem, że ci nie będą zwalniać pracowników. Nawet jeśli dla danej osoby nie będzie, w pewnym okresie czasu, pracy, wciąż będzie ona pozostawała na etacie, tyle że pensję płacić jej będzie Tusk, czyli – mówić wprost – ci obywatele, którzy naprawdę pracują.

Widać zatem, że zaklinanie rzeczywistości trwa i im bardziej notowania obecnej koalicji będą spadać, tym więcej zaklęć będzie, z ust rządowych dygnitarzy, padać. Jak długo jeszcze potrwa ta fikcja? I czy minister Rostowski to już gdzieś zwiał, bo ostatnio jakoś go nie widać…

Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl

26 maja 2013

5
Ocena: 5 (3 głosów)
Twoja ocena: Brak