Skip to main content
portret użytkownika witold k

Jacek niedawno wskazał na problem - zjawisko niszczenia autorytetu ludzi starszych. Autor w tle swego szacunku dla starszych przemyca nam 4. paragraf kodeksu karnego (od karności), którego żadne państwo nie chce wprost zastosować. Mowa o kodeksie powszechnie znanym jako Dekalog. Będą wokoło zapisywać, tworzyć setki zastępczych paragrafów po to tylko, żeby nie nawiązać wprost do dokumentu zapisanego na tablicach z kamienia.

Na przedzie felietonu mamy wyrażoną troskę o brak szacunku dla starszych czyli dla rodziców i dziadków. Autor sprowokował mnie do ponownego dania świadectwa na temat nieśmiertelności Macierzyństwa. Ubogacony świadectwem syna-dziadka; siedemdziesięcioletniego Syna, którego Mama dalej pilnuje... czym prędzej mówię.

Moja mamusia zmarła, gdy miałem 1,5 roku. Wiem z przekazu, że była to piękna, inteligentna i energiczna kobieta. Po śmierci mamy płakałem całymi nocami, trwało to kilka tygodni. Pewnej nocy moja druga mama (miałem ich kilka) babcia, mama taty, pełna przemęczenia, niedospania – na głos wyrzuciła z siebie pretensje. Cytuję z przekazu babci: „Zostawiłaś mnie z tym bachorem, ja już nie mam siły do niego wstawać”. Na to, ku totalnemu przerażeniu babci, dziecko przestało płakać. Otwierają się drzwi z innego pokoju. W drzwiach babcia widzi swoją synową, która mówi te słowa: „Mamo, kochana mamo, przełóż sobie kołyskę wzdłuż łózka, wysuń nogę z łóżka, i nogą kołysz mojego ukochanego synka. Podchodzi do kołyski, odkrywa kołderkę, przekłada mnie na bok, daje klapsa, przykrywa i znika. Babcia jakby "porażona prądem", rozświetla pomieszczenie i widzi: dziecko leży na boku, przykryte wyprostowaną kołderką, drzwi do pokoju otwarte, a dziecko śpi do rana. Oczywiście, już więcej tak nie płakałem, babcia stawiała kołyskę wzdłuż łózka.

Przez całe moje życie czuję opiekę mojej mamy. Przychodziła do kobiet, które stawały na mojej drodze i kazała się mną opiekować. Zawsze w czasie choroby, czy później podczas komunistycznej inwigilacji rodzina, w tym dalsza, pytała, co u ciebie, bo mama mi się śniła (mówili: Twoja mama do mnie przyszła). Zawsze coś było na tapecie...

Los skierował mnie ostatnio na ortopedię. Leżałem z dużo starszym kolegą ca 70 lat. Gość, z obserwacji, jakiś kosmiczny antyklerykał. Kawały antykościelne, antyreligijne z samego rynsztoku, do tego zauroczony czasami Edwarda Gierka – jego żywiołowy czas, w którym spełniał się i który do dziś pozwala mu bezpiecznie trwać. Między kpiną z tego, co religijne, przeplatały się dobre oceny proboszcza. Oryginalna postawa post peerelowska.
Oglądamy film o jakiejś wyrodnej matce, pełen oburzenia deklasuje matki. Na to przywołałem mu swoje doświadczenie i wysypało się... On też zawsze czuł i czuje do dziś opiekę swojej mamy. W przeciwieństwie do mnie (mama nie przychodzi do mnie, tylko do tych, którym mnie poleciła – nazywam ich moimi mamami. Jego mama we śnie całe jego dalsze życie, do tej pory: ostrzega, proponuje, uspokaja. Leżał, od trzech miesięcy, ze zmiażdżoną nogą - większość czasu na wyciągu. Przyznał mi, że mama ostrzegała go przez pracą, którą jednak podjął i przy której złamał nogę. Potem kazała mu iść do lekarza, też nie posłuchał. W szpitalu wylądował 10 dni po wypadku, w ostatniej chwili przed martwicą. Okazało się, że z proboszczem współpracuje, pomaga mu i modli się.

witold k

10 maja 2013

4.75
Ocena: 4.8 (4 głosów)
Twoja ocena: Brak