Skip to main content

Zignorowana rocznica

portret użytkownika Koło Przyjaciół Radia Maryja

Kolejna ważna rocznica wydarzeń kluczowych w naszych dziejach przechodzi praktycznie bez echa. Na skutek wielkich i brutalnych wypędzeń ludności polskiej z Kresów Wschodnich, zwanych eufemistycznie deportacjami (na ogół całych rodzin wraz z dziećmi, także małymi, w ramach odpowiedzialności zbiorowej), wywieziono w warunkach urągających ludzkiej godności setki tysięcy Polaków. Duża ich część nie wróciła już nigdy, pozostając w lodach i śniegach dalekiej sowieckiej Północy i w piaskach Południa…

W 1941 r., po tzw. amnestii (jak dla pospolitych przestępców), mała część wywiezionych zdołała opuścić sowieckie więzienie (cały kraj był przecież jedną wielką „tiurmą” ludów). Część wracała dopiero po zakończeniu działań wojennych, po 1945 roku. Niektórzy jednak spędzili tam nawet po 20 i więcej lat.

Pamięć o tych ofiarach powinna być dla nas rzeczą świętą. Jednakże na skutek polityki historycznej obecnych władz mamy do czynienia z zamilczaniem i pomniejszaniem skali ofiar, bagatelizacją zła, polityką „lisiego ogona”, czyli zacierania śladów po wydarzeniach tak doniosłej wagi.

Pierwsza wielka deportacja Polaków rozpoczęła się 10 lutego 1940 roku. Panował wówczas ogromny mróz, wypędzenia i wywózki nastąpiły z całkowitym zaskoczeniem. Przygotowywane były przy pomocy miejscowego aktywu rewolucyjnego wywodzącego się z miejscowych mętów i mniejszości narodowych. Współpracownicy władzy sowieckiej, także przy wypędzeniach i wywózkach na Sybir, przez prawie pół wieku istnienia „Polski Ludowej” zajmowali najbardziej eksponowane funkcje w komunistycznym państwie. Ich dzieci dobrze urządziły się w III RP, która jest przecież tworem przejściowym, kontynuując dziedzictwo (w tym prawne i historyczne) PRL.

Sowieckie wypędzenia i eksterminacje z tym związane kwalifikują się jako zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Ale Związek Sowiecki, przymusowo zmieniając w czerwcu 1941 r. front z sojuszu z Niemcami na sojusz z zachodnimi aliantami, znalazł się w obozie zwycięzców i nikt go nie śmiał pytać o odpowiedzialność.

Nie jest więc sprawą przypadku, że takie wydarzenia są także ignorowane przez obecne władze. Mamy logiczny ciąg zdarzeń: monument dla sowieckich najeźdźców w Ossowie (podczas gdy skromny pomniczek polskich obrońców nie był nigdy po wojnie restaurowany), ignorowanie 150. rocznicy Powstania Styczniowego czy obecnie zlekceważona rocznica masowych wypędzeń i wywózek ludności polskiej z Kresów. Podobnych przykładów jest oczywiście znacznie więcej. To skutek określonej polityki historycznej, mającej na celu rozmywanie fundamentów naszej świadomości narodowej w ramach zwalczania „nikomu niepotrzebnej” martyrologii z okresu II wojny światowej, a także w okresie „ustanawiania i utrwalania władzy ludowej”, w którym przecież wymordowano kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Już tak było, że gdy państwo nie spełniało oczekiwań (lub byliśmy go pozbawieni), tradycja i wiedza historyczna przechowywane były głównie w domach. Dziś do tego wracamy – z przymusu, nie mogąc liczyć na instytucje do tego powołane.

Dr Leszek Żebrowski

Autor jest historykiem i publicystą
www.naszdziennik.pl

4
Ocena: 4 (5 głosów)
Twoja ocena: Brak