O patologicznych i korupcjogennych powiązaniach w Polskim Stronnictwie Ludowym dowiadujemy się ostatnimi czasy coraz więcej i to dosłownie zewsząd. Chociaż zwrot „dowiadujemy się” nie jest w tym przypadku najwłaściwszy, bo o tym co dzieje się w PSL-u wszyscy od dawna doskonale wiedzieli. Teraz jest po prostu odgórne przyzwolenie na podawanie tych faktów do publicznej wiadomości. Szeroko pojęte „kolesiostwo”, obsadzanie wszelkich możliwych stanowisk działaczami PSL począwszy od najniższych szczebli sołeckich, poprzez urzędy gminne i miejskie (wójtowie, burmistrzowie), agencje rolnicze a na stanowiskach ministerialnych i spółkach Skarbu Państwa skończywszy – o tym wszystkim w najdrobniejszych szczegółach rozwodzą się media. Temat afery w PSL ochoczo i z wielką skrupulatnością podjęły takie marki jak TVN czy Gazeta Wyborcza, znane przecież ze nieukrywanej stronniczości na rzecz obozu rządzącego. Dziennikarze stają wręcz na głowie, by z najciemniejszych zakamarków wyciągnąć wszystkie możliwe brudy Ludowców, sami otwarcie przyznając przy tym, że „jest przyzwolenie na PSL”. Nic dodać, nic ująć – jak na dłoni widać, że Donald Tusk zlecił medialno-polityczną egzekucję swojego koalicjanta. Koalicjanta dodajmy, który nie jest już Platformie do niczego potrzebny.
Trzeba tylko pamiętać, że każdy kij ma dwa końce. „Kolesiostwo” i wzajemna protekcja to przecież nie tylko domena PSL-u. Taka sama sytuacja, jeśli nie na większą skalę, ma miejsce w Platformie. Wszyscy o tym wiedzą, ale nikt głośno nie mówi. Pytanie kto i kiedy będzie na tyle silny (bądź zdesperowany), by wydać medialny wyrok na Donalda Tuska i jego ekipę? To tylko kwestia czasu.
Robert Telus
Poseł na Sejm RP
20.07.2012 r.
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz