Wybory prezydenckie, które mamy już za sobą, chyba jak żadne inne w III RP, uwypukliły całą obłudę i hipokryzję demokracji. A w każdym razie tego, co obecnie uważa się za demokrację. Pokazały także kompletny brak odpowiedzialności u ludzi, którzy stają do konkursu piękności, ostatecznie kończącego się przejęciem przez nich władzy politycznej. Władzy, która daje duże możliwości zrobienia czegoś dobrego, i jeszcze większe - zrobienia czegoś złego...
Główne przesłanie wyborcze dwóch głównych kandydatów, jeśli chodzi o gospodarkę, sprowadzało się mniej więcej do stwarzania iluzji, że można mieć coś z niczego. Żaden wprost tego nie powiedział, ale z całej palety obietnic serwowanych wyborcom, wysnuć można było wniosek, że "wystarczy być" - niczym bohater pewnej opowiastki - a wokół nas zaroi się od dobrobytu. Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski prześcigali się w tym, który jest większym socjalistą.
Wybory się skończyły i zaczyna się codzienność. Zwycięski kandydat już wkrótce wprowadzi się do Pałacu Namiestnikowskiego na Krakowskie Przedmieście. Czy cztery ściany pałacu okażą się dla niego więzieniem własnych obietnic? Jeśli wypnie się na wyborców i zlekceważy to, co im obiecał, obnaży właśnie tę hipokryzję i obłudę demokratycznych igrzysk. Jeśli zacznie spełniać obietnice - w miarę możliwości jakie posiada prezydent - okaże się człowiekiem kompletnie nieodpowiedzialnym, żyjącym lata świetlne od wiedzy na temat stanu finansów publicznych. Kandydat przegrany natomiast przerzuca się już na zupełnie inne tony, których - co dziwne - w kampanii wyborczej nie poruszał. Pękł cały żal jaki Jarosław Kaczyński w sobie tłumił od 10 kwietnia br. Prezes PiS ma oczywiście do tego prawo. Ale jak sobie przypominam w kampanii wyborczej wspomniał coś o liberalnej w sensie gospodarczym "ustawie Wilczka", która na początku lat 90-tych wyzwoliła w Polakach przedsiębiorczość. W kampanii mówił o tym, że do tej ustawy należałoby wrócić. Rozumiem, że Jarosław Kaczyński ma teraz misję, misję wyjaśnienia smoleńskiej katastrofy. Ale czy w PiS znajdzie się ktoś, kto w jego zastępstwie byłby gotów pociągnąć temat "Wilczka" i naciskać PO, by rozważyła jej przywrócenie? Zwłaszcza, że p. Wilczek poparł PO, a PO nawet się tym szczyciła... Może chociaż w tej kwestii politycy PO i PiS jakoś by się porozumieli...
Bo, z jednej strony - na nienawiści do "Kaczora", a z drugiej - na żalu do całego świata, nic dobrego dla Polski nie da się zbudować.
Paweł Sztąberek: http://www.kapitalizm.republika.pl
19 lipca 2010
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
Pewnie się da
tylko kiedy... na razie jest pełna zgoda co do nie tykania naszej pozycji w UE. Jak mówię, spokojnego opróżniania unijnego znakowanego rondelka... To po stronie zewnętrznej - pytam czym nasza sytuacja jest inna z przed 1989 roku i lojalności wobec Moskwy. Po wewnętrznej. Nikt nie tyka prawdziwych powodów trwania miast zmieniania, obecnej sytuacji w kraju. Obecna sytuacja to zmowa na temat nie ruszania interesów obecnych koterii ukształtowanych zmową Kiszczak - Wałęsa. PiS jak do tej pory niszczy ewentualnych konkurentów miast budować koalicję. Mało, niszczył na zamówienie ośrodków z poza granicy.
I to jest full wypas... Na jakieś wolne rynki i inne zagrożenia nie ma czasu ani miejsca pod czaszką. Tak PO jak i PiS to psy ogrodnika. Różnica jest taka że PO troszczy się o obrywki znajdujące się wokoło ogrodzenia, PiS chodzi głodny, bo porządnie spełnia obowiązki. Może to się zmieni... Żeby tak było potrzeba zjednoczenia wokół PiS np. poprzez opcję "O" Zmiana nazwy i zaproszenie wyrzuconych, sponiewieranych... także tych od których PiS zawsze stronił np. UPR. Już pisałem o podłym pochodzeniu PO, w którym to położeniu PO tkwi...
witold k
...
Marcin Majewski
Trzeba sobie zdać sprawę z faktu, że wyborcy przyczyniają się po części do takiej sytuacji. Sam Pan Panie Witoldzie pisał przed wyborami, iż poprze Pan Jarosława Kaczyńskiego, pomimo faktu, że bliżej Panu m.in. do Marka Jurka. Tak postąpiło wielu - niestety, bo najgorszym znakiem polskiej sceny politycznej jest brak alternatywy. Powiedzmy sobie szczerze: w parlamencie po wyborach do Sejmu i Senatu będziemy mieli 3 partie, ponieważ wszystko wskazuję na to, że PiS dzięki przechwyceniu elektoratu wiejskiego wyprze z Wiejskiej PSL. Oznacza to, że pozostaną trzy partie. Wobec antagonizmu pomiędzy PO, a PiS jedna z tych partii po odniesieniu zwycięstwa musi budować koalicję z Lewicą i tu pojawia nam się kolejna egzotyka po koalicji PiS-LPR-SO. Oznacza to, że decydentem kształtującym układ sił w polskiej polityce pozostaje Lewica, czy ściślej mówiąc partyjny beton Pana Napieralskiego. Głosując na dwie PO i PiS, czyli dwie największe partie nie pozwalamy,a by wytworzyło się jakieś rozwiązanie alternatywne, a inaczej rzecz ujmując jakaś siła prawicowa, bądź centro-prawicowa, która umożliwiałaby budowę koalicji nie uciekając się do posłów SLD. Koalicja z Lewicą stanowi dziś poważne zagrożenie i jeśli nie zmobilizujemy się na wybory parlamentarne grozi nam cywilizacyjna katastrofa, a na podparcie tego twierdzenia ustępów kilka z "Niezbędnika ateisty" - książki wydanej przez Grzegorza Napieralskiego:
„Jestem ateistą. Nie boję się o tym mówić. Kiedy startowałem na szefa partii, zapowiedziałem, że jednym z ważnych tematów, które SLD podejmie, będzie faktyczny rozdział państwa od Kościoła /.../ jeżeli chce się być skutecznym politycznie i realizującym swoje zamierzenia lewicowym politykiem, trzeba ten postulat realizować. Dzisiaj może robimy to z mniejszą siłą, ponieważ jesteśmy w opozycji, ale wierzę, że wrócimy do władzy i będziemy wprowadzać w życie zasady świeckiego państwa(...)W Polsce temat rozdziału państwa od Kościoła rzymskokaltolickiego w życiu publicznym stał się niepopularny i ludzie, w tym niestety politycy lewicy, zaczęli się go bać. Przestraszyliśmy się nacisków kleru i oddaliśmy kwestie związane z religią prawicy. Ale sytuacja się zmienia. Uważam, że istnieje co raz więcej ludzi, którzy twierdzą, że Kościół nie powinien odgrywać takiej roli jak obecnie. I twierdzą tak nie dlatego, że Napieralski o tym mówi, tylko społeczeństwo nie akceptuje rozbuchanych ambicji Kościoła rzymskokatolickiego, nie akceptuje tego, że Kościół wchodzi w każdą dziedzin ę naszego życia, nawet prywatnego, i że dyskryminuje wiele grup społecznych. Jak wprowadzono religię do szkół i prawica zaczęła umacniać swoją władzę, stworzono wrażenie, że wiara i udział w rytuałach religijnych są czymś koniecznym, a dla ateistów nie ma miejsca w życiu społecznym. Niestety to działa na dzieciaki w szkołach. Jedynasto- czy dwunastolatek wychowany w duchu katolickim nie rozumie, że ktoś może być ateistą(...)Szkoła powinna być absolutnie świecka, bez żadnej religii i kościoła. /.../ Szkoła powinna być jak najdalej od jakiejkolwiek religii, bo religia i wiara zawsze wprowadzają podziały i dyskryminację. /.../ Jeżeli chcemy dobrze wykształcić młodego człowieka, to zamiast religii w szkołach powinno być wychowanie seksualne, bo ono pomaga w dalszym życiu i chroni przed różnymi niebezpieczeństwami. Dziecko powinno wiedzieć o złym dotyku, o tym, na czym polega gwałt i molestowanie seksualne, jakie są objawy chorób wenerycznych, czym jest niechciana ciąża, jakie są środki antykoncepcyjne. To są dzisiaj standardy nowoczesnego państwa i moim zdaniem ludzie zaczynają rozumieć wagę edukacji seksualnej. /.../ Jeżeli miałoby być wychowanie seksualne oparte na przekonaniu, że seks przedmałżeński jest czymś tragicznym albo że nie można zakładać prezerwatywy, bo jest to prawie grzechem śmiertelnym, to faktycznie lepiej je odrzucić. Wychowanie seksualne powinno być zupełnie świeckie, tak jak w wielu społeczeństwach europejskich, gdzie większość obywateli to katolicy, ale edukacja jest świecka(...)Jeżeli chcemy żyć w świeckim państwie, to wszystkie instytucje publiczne powinny być świeckie. Jeżeli jesteśmy przedstawicielami całego narodu, to nie powinno być krzyża w parlamencie. Albo może zawiesić w parlamencie również symbole innych religii(...)
Tamten system nie był ustrojem, który narzucał katy za to, że ktoś chodził do kościoła. Nawet towarzysze z PZPR byli religijni. Na pewien sposób, jak na standardy, które wtedy funkcjonowały, był to po prostu rozdział państwa od Kościoła(O PRL). Premier Zapatero uruchomił pewien mechanizm i moim zdaniem taki mechanizm warto uruchomić też w Polsce. Można zrozumieć, że hierarchowie episkopatu się denerwują, ponieważ Kościół traci wpływy. Jest jednak oburzające, kiedy biskupi namawiają do skromności, a tymczasem sami walczą o najdroższe hektary ziemi(...)"