Gazeta Trybunalska, takie mam wrażenie (nie za bardzo zorientowana jest w postkomunistycznym biznesie), podejmuje coraz sprawę współpracy administracji z biznesem. Postanawiam poszerzyć pole widzenia w najważniejszej sprawie: naszej państwowej i narodowej tożsamości.
To, co nazywam na nasze potrzeby PROM (patriotyczny ruch ocalenia maniutkomanii), w kraju wedle kolejności nazywało się: ROAD, SLD, KLD, UW, PO, obecne sieroty po tychże. PROM to takie, jak nazywam, drobne cwaniactwo, które przejechać się chciało w luce szarej strefy – kolaboracja na budżecie w przeciwieństwie do Wyrodnych dzieci III RP - kolaboracji na podatkach. Jeśli druga grupa pełni jakąś formę przerabiania możliwości, układów, pieniędzy na potencjał - to pierwsza nic nie wnosi. Śmieci nienadające się do recyklingu.
Do meritum.
Postkomunistyczny biznes przeprał już kilka razy znaczoną kasę i wychodzi na prostą. Nasz lokalny nie znalazł godnych partnerów w administracji, znalazł PROM, na którego wdzięki był odporny. Skutek tego jest taki, że wieloletnie zabiegi PROM-u uodporniły i wzmocniły tychże. Biznes nie uznany w tym poniewierany przez biznesową postkomunę przybliżył się do administracji i wylądował w pułapce ofsajdowej.
Sytuację mamy taką, że jeśli z trudem przetrwały biznes niekomunistyczny poda rękę PROM-owi i podejmie się utrzymania tzw. Mediateki, to wyląduje na pozycji znaczonej zaraz po 1989 roku, z której to pozycji owi wychodzili ponad 25 lat. Czy znajdzie się społeczne, polityczne zaplecze na wzór SLD czy potem PO?
PIS to nie SLD, że wspomnę. Nie będzie lojalności – parasola ochronnego. Projekt jest spalony na starcie. Nie PROM powinien go podejmować. Kiedyś pisałem; nie Marian Błaszczyński miał układać się z Waldemarem Niewinnym.
witold k
22 marca 2018
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz