Skip to main content

O „Biuletynie Ekumenicznym” i nie tylko

portret użytkownika Jacek Łukasik

Niestety nie znalazłem treści wymienionego w tytule pisma, wydawane przez Komisję, a następnie Radę Episkopatu Polski d/s Ekumenizmu od 1967 r. Nie ma też hasła „Biuletyn Ekumeniczny” w Wikipedii. Niemniej znalazłem kilka tytułów artykułów. Mniej więcej mogłem się zorientować w zamieszczanych w piśmie treściach po tytułach tekstów.

Naturalnie, bardzo wiele miejsca zajmują informacje o działaniach ekumenicznych, o spojrzeniu różnych Kościołów i wspólnot np. na sakrament chrztu, miejsce kobiet w Kościele oraz różne kwestie dogmatyczne. „Biuletyn” prezentuje też sylwetki ekumenistów: biskupa Władysława Miziołka, biskupa Alfonsa Nossola, o. Wacława Hryniewicza oraz innych. Rzuca się w oczy, że większość ekumenistów to teologowie tzw. postępowi. Cenne natomiast były artykuły z 1985 r. związane z ogłoszoną wówczas encykliką Jana Pawła II „Slavorum Apostoli” o śś. Cyrylu i Metodym w 1000 – lecie Dzieła Ewangelizacji, dokonanego przez Braci Sołuńskich (tak określano Cyryla i Metodego od miejsca urodzenia). Oprócz ekumenizmu pismo porusza także kwestie dialogu międzyreligijnego. Żydzi i muzułmanie, a tym bardziej buddyści i hinduiści nie są chrześcijanami.

Tyle o „Biuletynie Ekumenicznym”. Przejdę teraz do uporządkowania pewnych spraw. Laickie przekaziory szermują terminem „ekumenizm” bez opamiętania nie rozumiejąc go, albo świadomie i celowo wprowadzając w błąd. Ekumenizm bowiem odnosi się tylko i wyłącznie do relacji między wyznaniami chrześcijańskimi. Relacjami z wyznaniami niechrześcijańskimi zajmuje się dialog międzyreligijny. W tym artykule ograniczę się jednak tylko do omówienia kilku kwestii związanych z ekumenizmem.Zacznę od pytania: czy ekumenizm ma w ogóle sens? W jakiejś mierze na pewno tak. Natomiast na pewno byłby niewłaściwy ekumenizm polegający na zdradzie jakiejkolwiek prawdy wiary katolickiej.

Teologicznie na pewno bliżej nas są starokatolicy, prawosławni i Kościoły przedchalcedońskie, posiadające sukcesję apostolską, podzielające z katolikami wiele wspólnych prawd wiary. Dużo więcej problemów widzę w dialogu ze wspólnotami protestanckimi (celowo nie używam słowa „Kościół” ze względu na brak sukcesji apostolskiej i kapłaństwa). Teologia protestancka jest bowiem siłą rzeczy okrojona poprzez zasadę Sola Sriptura (Tylko Pismo). Protestanci odrzucają więc drugie źródło Objawienia, czyli Tradycję. Jest to paradoksalnie zasada niebiblijna, ponieważ Ewangelia Św. Jana zawiera słowa: Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać (J 21, 25). Ekumeniczny przekład Biblii przyjmuję bez entuzjazmu.

Przyznaję, Prymas Tysiąclecia był zwolennikiem ekumenizmu, ale było to uwarunkowane ustrojem komunistycznym i tym, że moralność postulowana przez protestantów nie różniła się wówczas zbyt wiele od wymaganej przez Kościół Katolicki. Kto wówczas przewidywał ekscesy skandynawskich luteran, ordynujących nawet otwartych homoseksualistów lub anglikanów „wyświęcających” kobiety (wpływ antychrześcijańskiego New Age)? Prymas Tysiąclecia udzielił nawet przywileju nie spotykanego gdzie indziej w świecie: tzw. gościnności ambony. Polega on na tym, że w Tygodniu Modlitw o Jedność Chrześcijan (18 – 25 stycznia) mogą w kościołach katolickich wygłaszać duchowni duchowni innych wyznań chrześcijańskich. Nie kwestionuję tego. Jednak mam też pewne obawy, o których pisałem powyżej. Zdziwiłem się kiedyś, że brat Roger Schutz z Taize przyjmował Komunię Świętą w Kościele Katolickim.

Czy ktokolwiek jednak poinformował o dyspensie, jaką otrzymał od Jana Pawła II, ponieważ uwierzył w Rzeczywistą Obecność Pana Jezusa w Eucharystii. Brat Roger podobnie jak inni bracia z Taize odkrył tę prawdę, zagubioną przez innych protestantów, podobnie jak wartość życia monastycznego, zakonnego. Przypuszczam, że pomostem do połączenia się protestantów z Kościołem Katolickim staną się wspólnoty podobne do tej z Taize. Sercem też jestem z protestantami, którzy sprzeciwiają się np. aborcji w USA, czy zielonoświątkowym pastorem Greenem prześladowanym w Szwecji za przytoczenie biblijnej oceny praktyk homoseksualnych. W ogóle, o wiele bardziej jestem w stanie zrozumieć protestantów buntujących się przeciwko Rzymowi, ale czyniących to w imię wierności Pismu Świętemu (choćby błędnie rozumianej) niż chcących się podobać światu.

Sprawa obrony życia jest tak ważna, że może nawet warto byłoby (tu wyjdę na chwilę poza ekumenizm) utworzyć wspólnie z wyznawcami religii Mojżeszowej i muzułmanami wspólny front w obronie życia dziecka nienarodzonego? Zupełnie natomiast nie rozumiem i nie wiem, jak przyjmować przyjęcie błogosławieństwa przez kardynała Bergoglio od pastora zielonoświątkowców. Taki akt całkowicie zamazuje katolicką naukę o kapłaństwie. Nie pojmuję także słów Papieża Franciszka, że „prozelityzm to bzdura”. Dużo bardziej rozumiałem utworzone przez Benedykta XVI ordynariaty dla nawróconych na katolicyzm anglikanów i ogólnie dążenie do sprowadzenia na łono Kościoła Katolickiego chrześcijan, którzy z różnych powodów odpadli od niego.

Sobór Watykański II (tak, tak – właśnie ten Sobór) mówi: „Pełnię bowiem zbawczych środków osiągnąć można jedynie w katolickim Kościele Chrystusowym, który stanowi powszechną pomoc do zbawienia” (Dekret o ekumenizmie, punkt 3). Słowa Papieża Franciszka o „prozelityzmie” budzą u mnie wielkie zaniepokojenie.

Jacek: http://cenzurzenie.blog.onet.pl/

26 października 2013

5
Ocena: 5 (2 głosów)
Twoja ocena: Brak