Skip to main content

Gdy pęcznieje państwo, kurczy się rodzina

rodzina.jpeg

Gdyby państwowa biurokracja była w stanie rozwiązać wszelkie społeczne problemy, ludzie powinni być dziś wyjątkowo szczęśliwi i na nic się nie skarżyć. Skala ingerencji państwa w poszczególne sfery ludzkiego życia jest bowiem tak ogromna, że gdyby tylko te ingerencje miały przynosić pozytywne rezultaty, mielibyśmy chyba raj na ziemi. Tymczasem wszystko, czego państwo się dotknie, kuleje.

Mamy państwową służbę zdrowia, państwową edukację, państwowy system ubezpieczeń społecznych, państwową pomoc socjalną itp. Narzekaniom na te sfery życia nie ma końca.

Autonomia kontrolowana

Na rodzinę spojrzeć można jak na prywatną firmę. Prywatną, czyli niezależną od państwa, autonomiczną. Ta autonomia nie jest jednak stuprocentowa. Poprzez tworzenie systemów fiskalnych, nakładanie regulacji i różnych form kontroli autonomia tych instytucji względem państwa się kurczy. O tym, jak bardzo, decyduje skala fiskalizmu czy regulacji. Im wyższe podatki czy im więcej kontroli i biurokratycznego sterowania, tym niezależność od państwa mniejsza.

Jeśli skala szeroko rozumianego opodatkowania wynosi dziś w wielu krajach, w tym w III RP, ponad 50 procent od dochodów obywateli, wówczas można powiedzieć, że wolni, autonomiczni czy niezależni jesteśmy tylko w niecałych 50 procentach. Ten stan rzeczy rodzi wysokie koszty utrzymania, czyni funkcjonowanie firmy trudniejszym, grozi jej poważnym osłabieniem, a nawet upadkiem. Tej szczególnej firmy, jaką jest rodzina –również.

Ten nieco przydługi wstęp dałem po to, by łatwiej było zrozumieć, w jak absurdalnej rzeczywistości przyszło nam żyć, w jaką pułapkę wpędzili nas ci, których niejednokrotnie sami obdarzaliśmy w wyborach zaufaniem i którzy dziś stroją się w piórka naszych rzeczników, obrońców i dobrodziejów. Tak zwana polityka prorodzinna czy lansowana obecnie Karta Dużej Rodziny to nic innego jak próba naprawiania przez polityków konsekwencji błędnych decyzji, które sami wcześniej podejmowali.

Hipokryzja polityków

Hipokryzja klasy politycznej w odniesieniu do rodziny jest szczególnie widoczna. Historia III RP to niekończąca się opowieść o postępującym rabunku rodzin przez państwo. Tysiące ustaw produkowanych podczas każdej kolejnej kadencji parlamentu składa się na stan, jaki dziś określa się często jako „pauperyzację rodziny”. Jednocześnie w historię tę wpisują się różne nieudolne próby wdrażania przez tenże parlament tzw. polityki prorodzinnej, która z samej nazwy ma służyć rodzinie, sprzyjać jej promowaniu, wzmocnieniu i zagwarantowaniu egzystencji na odpowiednim poziomie.

Zatem jak to jest? Z jednej strony rabuje się na różne sposoby rodzinę, podwyższając podatki (chociażby VAT na ubranka dziecięce) czy narzucając demoralizujące, antyrodzinne ideologie (np. gender), a z drugiej występuje się w roli obrońców rodziny, proponując na przykład Kartę Dużej Rodziny czy zasiłki, które mają niby rodzinie pomagać? Czy nie lepiej byłoby po prostu rodzinie nie przeszkadzać, pozostawiając w jej dyspozycji znaczną część dochodów, którą wytwarza, i pozwalać wychowywać potomstwo tak, jak życzyliby sobie tego rodzice, nie zaś państwowa biurokracja? Czy urzędnik jest w stanie lepiej zaopiekować się cudzym dzieckiem niż jego matka i ojciec? Czy państwowa biurokracja lepiej zadba o rodzinę, niż ona zadba sama o siebie?

Pytania można oczywiście mnożyć, jednak nadzieja na to, że którykolwiek polityk zechce na nie odpowiedzieć, jest raczej niewielka. W lansowanie polityki prorodzinnej angażują się bowiem wszyscy polityczni „dobrodzieje”, od prezydenta, poprzez wszystkie partie opozycyjne, aż po koalicję rządzącą. A my nie zauważamy nawet, jak łatwo dajemy się wpuszczać w maliny, pozwalając na to, by w majestacie prawa okradano nas, i jednocześnie ciesząc się, jeśli ci, którzy wcześniej nas obrabowali, rzucą nam potem łaskawie jakieś ochłapy, nazywając to polityką prorodzinną.

Karta Dużej Rodziny

Karty Dużej Rodziny funkcjonują już w wielu gminach. Dzięki nim rodziny z trojgiem i większą liczbą dzieci uzyskują prawo do ulg przy korzystaniu z szeregu usług oferowanych przez daną gminę, jak chociażby przejazdy komunikacją miejską czy wejścia na basen. Od pewnego czasu planowane jest wprowadzenie Karty Dużej Rodziny w skali ogólnopolskiej. Termin jej inauguracji przesuwany jest z miesiąca na miesiąc, a tłumaczone to jest trudnościami w koordynacji działań pomiędzy poszczególnymi ministerstwami.

Karta ogólnopolska miałaby dawać rodzinom wielodzietnym prawo do ulg przy korzystaniu z parków narodowych, muzeów znajdujących się w jurysdykcji władzy centralnej czy przy przejazdach koleją. Pomysłodawcy Karty Dużej Rodziny podkreślają jeszcze jedną jej funkcję, a mianowicie ma ona stanowić zachętę do zwiększenia dzietności. I tu, niestety, widać kolejny absurd w myśleniu o polityce prorodzinnej.

Jeśli ktoś sądzi, że kobiety zaczną rodzić więcej dzieci dlatego, że będą miały zniżkę na basen czy tańszy przejazd pociągiem, głęboko się myli. W XIX wieku, w czasach – jak lubi to podkreślać lewacka propaganda – „dzikiego kapitalizmu”, przeciętna robotnicza rodzina, choć nie opływała w luksusy, posiadała zwykle więcej niż dwoje dzieci, czasami były to rodziny naprawdę bardzo liczne. Nie było wówczas tak rozbudowanego systemu państwowej opiekuńczości, a gdzieniegdzie wręcz w ogóle jej nie było. Jednak robotnika było stać na utrzymanie takiej rodziny, fabrykanci zaś budowali prywatne ochronki przy swoich zakładach, w których rodziny mogły liczyć na wsparcie. Na niwie działalności charytatywnej bardzo aktywne były również instytucje kościelne. Ale też biurokracja państwowa była wówczas znacznie mniejsza i podatki drastycznie niższe. Dziś jest odwrotnie. Można wręcz stwierdzić, że kurczenie się rodziny następuje wprost proporcjonalnie do pęcznienia biurokracji, im więcej polityk prorodzinnych, tym kondycja rodziny coraz słabsza.

Prawnie chronić i nie ograbiać!

Ale jak już się popełni jedną bzdurę, w ślad za nią idą kolejne. Otóż rząd przygotowuje, w ramach unijnego programu „Innowacyjna Gospodarka”, stworzenie elektronicznej Karty Dużej Rodziny. System zawierać ma moduł, który –jak podaje jeden z dzienników –umożliwiać będzie gromadzenie danych i informacji o wydanych Kartach Dużej Rodziny oraz członkach tych rodzin. Realizacja projektu kosztować ma prawie 30 mln złotych. Pomijając fakt, iż najprawdopodobniej będziemy mieć do czynienia z kolejnym „skokiem na kasę”, to jeszcze wprowadzi się kolejne narzędzie inwigilowania rodziny, których państwo ma i tak zdecydowanie za dużo. Ot, polityka prorodzinna w praktyce.

Jako przykłady wzorcowej polityki prorodzinnej często podaje się Niemcy czy Belgię. W Belgii istnieje nawet odrębne ministerstwo zajmujące się rodziną. Tymczasem prawda wygląda tak, że Niemcy to kraj rosnącej liczby rozwodów i oaza demoralizacji generowanej m.in. przez szkolną edukację seksualną, Belgia zaś to kraj, w którym nie tylko morduje się na życzenie dzieci nienarodzone, ale także na dzieciach już urodzonych wykonuje się eutanazję. O legalizacji związków jednopłciowych nie wspominając. Też pewnie wszystko to w ramach „polityki prorodzinnej”.

Jaka zatem polityka prorodzinna może być najlepsza dla Polski? Wystarczy zapis w Konstytucji, że rodzina to związek mężczyzny i kobiety, oraz gwarancja ze strony państwa, że zapis ten będzie bezwzględnie egzekwowany. Poza tym państwo powinno oddać rodzinom większość dochodów, jakie wytwarza. Zabieranie rodzinie np. 100 zł po to, by potem rzucić jej ochłap w postaci 30-40 zł, to jawna grabież. Dziś jest tak, że ten, kto pracuje, płaci podatek, ten, kto kupuje, płaci podatek, i ten, kto oszczędza, płaci podatek. Nie ma się więc co dziwić, że rodzina się pauperyzuje.

Ponadto im mniej państwa w sferze socjalnej i im mniejsze podatki, tym większe pole do działania dla prywatnych organizacji charytatywnych. Te od państwowych różnią się tym, że utrzymują się z dobrowolnych datków i ofiarowują najbiedniejszym pomoc, uprzednio nie konfiskując im części dochodów. Państwo robi inaczej – najpierw konfiskuje, a potem rzuca ochłapy. Im szybciej pojmiemy istotę polityki prorodzinnej w wydaniu państwa, tym lepiej dla nas wszystkich.

Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl

Artykuł ukazał się w "Naszym Dzienniku" z 29 kwietnia 2014 roku. Przedruk za pafere.org...

6 maja 2014

5
Ocena: 5 (1 głos)
Twoja ocena: Brak

Opcje wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zapisz ustawienia" by wprowadzić zmiany.