Tutejsi radni nie chcą podjąć uchwały określającej cenę za śmieci. Nie chcą określić ceny ustawowego bubla. Dokładnie. Stosowna Ustawa weszła, administracja ma dostosować regulacje i określić cenę. Nie wiadomo tylko: cenę czego? Metra kwadratowego, osoby zameldowanej i niezameldowanej... Przypominam tu Polską Kronikę Filmową. PRL-owską telewizyjną zajawkę puszczaną w kinach przed projekcją filmu. Siedzi urzędnik za biurkiem i głowi się w sprawie ustalenia ceny nakrętki. Raptem zerka w sufit, dobrze się przygląda następnie wpisuje w arkusz cenę owej nakrętki.
Cena wzięta z sufitu. Niewiele się zmieniło w PRL. Ot, przepraszam, w III RP.
W 2002 roku posłowie ustalili zasady naliczania opłat za wodę w blokowiskach. Owo naliczanie nie uznaje licznika u użytkownika wody. Uznaje główny licznik na budynku, w którym na ten przykład mieszka 100 rodzin.
W 2012 roku samorządy mają ustalić cenę za śmieci bez śmieci. Śmieć to metr kwadratowy powierzchni, bądź obywatel. Nie ma mowy o ocenianiu śmieci wedle ich jakości i rodzaju. Nie ma producenta, który sprzedałby na pniu urządzenia (małe do gospodarstw rodzinnych i duże dla większych producentów śmieci) do składowania, prasowania i ważenia śmieci u producenta śmieci - człowieka i jego gospodarstwa.
Tak jak w przypadku uciekającej wody nie ma decyzji nakazującej uznanie licznika w miejscu poboru wody, tak nie ma w ogóle urządzeń, które w prosty sposób rozwiązałby problem ilości, jakości, ceny i porządku w śmieciach…
W 1993 roku w Eslingen, widziałem, jak pod stojące pojemniki z posegregowanymi śmieciami podjeżdża specjalne auto. Auto automatycznie ładuje zawartość pojemnika, a kasa fiskalna w szoferce drukuje fakturę do zapłaty. W pojemniku, w prowadnicy, zapisane są dane odbiorcy... Owszem nie do pomyślenia jest, aby pojemnik był wypełniony inną niż przeznaczoną zawartością.
witold k
18 grudnia 2012
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz