Elity akademickie – uczeni, profesorowie (płci obojga), uważani są za „śmietankę inteligencji” oraz za autorytety moralne. W Polsce przez wieki stanowili wzorzec zachowań społecznych. Władze komunistyczne tak dalece nie mogły sobie „dać rady” z tym środowiskiem, że przystąpiły do szybkiego „nasycania uczelni swoimi ludźmi”, także spośród funkcjonariuszy UB, awansując ich pośpiesznie „z magistra na profesora”. Przeprowadzono takie operacje na początku PRLu oraz w latach 1968-69. Okazały się one tylko częściowym sukcesem. Po latach wielu z owych „skierowanych przez partię do robienia w nauce” przyjęła etos obowiązujący w środowisku. Oczywiście nie wszyscy. Prócz zaprzysięgłych reżimowców władza zawsze mogła liczyć na wsparcie Tajnych Współpracowników (czyli donosicieli) i okazjonalnych karierowiczów. Ale i oni wstydzili się okazywać publicznie swe lekceważenie dla moralnych norm obowiązujących w środowisku. I to właśnie się kończy. „Śmietanka elit akademickich” postanowiła popełnić moralne seppuku. Najpierw władze niektórych uczelni lub wydziałów postanowiły ogłosić czas wolny od zajęć lub usprawiedliwionych nieobecności dla swych pracowników i studentów, by mogli wziąć udział w manifestacjach antyaborcyjnych. Następnie Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich ogłosiła swe wsparcie dla protestów. Za tym poszło szereg oświadczeń władz uczelni na terenie kraju. Nasi „przewodnicy duchowi” w żadnej mierze nie odnieśli się do aktów wandalizmu i fizycznych ataków na kościoły. Obrona praw wierzących w Polsce i potępienie wandalizmu nie znalazły miejsca w ich deklaracjach. Obłudą i tłumaczeniem niegodnym intelektu elit intelektualnych kraju jest stwierdzenie, że „Przyczyną obywatelskiego protestu licznych członkiń i członków wspólnot akademickich nie są decyzje władz uczelni o ustanowieniu godzin wolnych od zajęć uniwersyteckich (…).” Dzieci zwykły się tłumaczyć, że „talerz sam spadł na podłogę i się stłukł”. Nie odniosły się także do stwierdzeń przywódczyń protestu, że ataki na Kościół, mazanie ścian świątyń i zakłócanie Mszy św. są w pełni uzasadnione i że celem tych manifestacji jest obalenie rządu. Jest oczywiście jeszcze jeden problem: skoro takie ważne są domniemane prawa kobiet, to co z prawem do życia gwarantowanym przez Konstytucję? Czy którykolwiek z uniwersytetów podjął jego obronę? Czy dostojni akademicy ogłaszali godziny wolne od pracy i studiów w okresie manifestacji organizowanych przez obrońców życia? I jeszcze jedna uwaga: nasi dostojni uczeni wiedzą, że udział w manifestacjach grozi zarażeniem koronawirusem. I powinny wiedzieć, że ogłoszenie „godzin wolnych od nauki i studiów” oznacza zachętę do udziału w tych manifestacjach. A nie słychać, by chciały wziąć odpowiedzialność za skutki swych decyzji. O zachęcie do łamania powszechnie obowiązujących zakazów, do łamania prawa – już nawet wspominać się nie chce. Elity akademickie popełniają sepuku. Szkoda. Bardzo.
Jerzy:
4 listopada 2020
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz