4.czerwca 1989 odbyły się wybory. Częściowo wolne do Sejmu i całkowicie wolne do Senatu. Przyznaję, że byłem w stosunku do nich sceptyczny. Uważałem, że to znowu będą bardziej „głosowania niż wybory”, bo przecież ich wynik w sensie politycznym jest przesądzony: komuna zapewniła większość w Sejmie sobie i swoim „formacjom zależnym”. Senat miał być wolny, ale jego uprawnienia – raczej mizerne. Nie chciałem brać w nich aktywnego udziału. Owszem, zamierzałem pójść do lokalu wyborczego i głosować, ale nic ponad to. Nie udało się. Moi przyjaciele z Prezydium ZR NSZZ „Solidarność” – Andrzej Słowik i Grzegorz Palka byli innego zdania, a poza tym: p.mec. Karol Głogowski, nestor polskiej opozycji anty-PRLowskiej, któremu wiele zawdzięczałem osobiście – m.in. to, że reprezentował mnie w walce z SB o prawo powrotu do pracy w Uniwersytecie Łódzkim – zgłosił mnie, jako swego pełnomocnika w wyborach do Senatu. Dziś na tamte wybory patrzę inaczej: doceniam fakt, że odegrały one wielką rolę w stosunku do naszego społeczeństwa. Fakt, że niektórzy się zlękli, że to „zwykła ściema komuchów, i lepiej trzymać się z dala, bo potem SB zajmie się tymi, co głosowali nie po jej myśli” i nie poszli głosować nawet na Senat. Ale zdecydowana większość poszła i doświadczyła „przyjemności skreślenia komuchów z tzw. listy krajowej”. To był psychologiczny przełom: jednak można było rzeczywiście wybierać. Za chwilę jednak szczęki nam opadły: tzw. „strona solidarnościowa” zgodziła się na zmianę Ordynacji w toku trwających wyborów i zadbała o przywrócenie pożądanych przez komunę proporcji w Sejmie. Po niedługim czasie okazało się, że komuna nie mogła już liczyć nawet na swoje „polityczne marionetki” – ZSL i SD. Komunie nie wystarczyło głosów, by wybrać Wojciecha Jaruzelskiego na Prezydenta i ponownie wcześniejsze uzgodnienia zostały zrealizowane dzięki „stronie solidarnościowej” . Ale gen Czesława Kiszczaka na Premiera już nie zatwierdzono. W efekcie wybory okazały się przełomem psychologicznym naszego społeczeństwa i początkiem procesu odzyskiwania naszej niepodległości. Niestety, dla mnie były również rozstaniem się z p. mec. K. Głogowskim. Startujący z listy PZPR milicjant pochwalił się jego podpisem na liście popierających jego kandydaturę. Pan Mecenas uważał, że „wszyscy powinni mieć równe szanse startu”. Ja uważałem, że członkowie organizacji represyjnych jednak nie powinni startować z naszym poparciem.
Jerzy: https://jerzykropiwnicki.wordpress.com/
4 czerwca 2020
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz