Akcja „MeToo” dokonuje rewolucji obyczajowej. Coraz więcej prominentnych kobiet ogłasza publicznie, iż kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat temu były gwałcone – a co najmniej molestowane. Owymi gwałcicielami lub niedoszłymi gwałcicielami są prominenci ze świata kultury, polityki i sportu. Takim wyznaniom najczęściej towarzyszą żądania milionowych odszkodowań za doznane krzywdy. Czasem akcja ma na celu przerwanie czyjejś kariery politycznej. Ostatnio w ramach tej akcji pojawił się nowy termin „sexual assault survivor”. Na polski tłumaczy się to jako „ofiara molestowania”. Jednak użycie słowa „survivor” nadaje temu określeniu wyjątkowy ciężar. Do tej pory używano go w odniesieniu do osób, które osobiście doświadczyły represji niemieckich stanowiących składnik polityki zagłady – gdy taką osobę określano jako „Holocaust survivor”. Określenie paraliżujące ewentualnych przeciwników lub choćby tylko krytyków takiej osoby. Jestem fundamentalnym zwolennikiem ścigania i karania gwałcicieli. Ścigania przez całe ich życie. Molestowanie uważam za niedopuszczalne. Zwłaszcza w układzie szef-podwładna. Ale, gdzie się kończy flirt, a zaczyna molestowanie? Od którego momentu i od jakiego wieku szkolny (a może przedszkolny) wygłup zasługuje na to, by ciążyć na sprawcy przez całe życie? Po ilu latach od zdarzenia kobieta ma moralne prawo, by atakować za molestowanie? Warto o tym pomyśleć nim będzie za późno. Przede wszystkim powinny o tym pomyśleć nasze panie – zwłaszcza te, które mają synów i braci…
Jerzy: https://jerzykropiwnicki.wordpress.com/
12 października 2018
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz