Major Korneliusz Bronisław Kosiński - Kawaler Orderu Virtuti Militari i czterokrotnie Krzyża Walecznych
Korneliusz Bronisław Kosiński urodził się 15 sierpnia 1896 roku na Kielecczyźnie w rodzinie, dla której słowa "Bóg, Honor i Ojczyzna" stanowiły autentyczne credo życiowe.
Jego chrześnica Maria Kuciak wspomina, iż wujek często powtarzał, że za Ojczyznę zginąć to wielki zaszczyt. Pod koniec swojego życia ze smutkiem wyznał, że dla większości rodaków w haśle „Bóg, Honor i Ojczyzna” ważne jest tylko „i” . Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wstąpił do Wojska Polskiego. W szeregach 5 Pułku Piechoty Legionów w stopniu podporucznika brał udział w wojnie polsko-ukraińskiej i wojnie polsko-bolszewickiej, za co otrzymał Order Virtuti Militari i czterokrotnie Krzyż Walecznych. Został awansowany do stopnia kapitana ze starszeństwem z 1 stycznia 1928 w Korpusie Oficerów Piechoty. Wówczas pozostawał oficerem 5 Pułku Piechoty Legionów w garnizonie Wilno. Był oficerem Korpusu Ochrony Pogranicza, służącym w Suwałkach. W latach 30. służył w 76 Lidzkim Pułku Piechoty im. Ludwika Narbutta, stacjonującym w Grodnie. W 1938 napisał słowa i skomponował melodię hymnu jednostki pt. Narbuttczycy. Został awansowany do stopnia majora.
Po wybuchu II wojny światowej w trakcie kampanii wrześniowej walczył w szeregach 76 Pułku Piechoty w składzie 29 Dywizji Piechoty. Zginął w walce z niemieckimi wojskami pancernymi pod Longinówką, w bitwie pod Piotrkowem Trybunalskim (w walkach zginął także dowódca pułku, Stanisław Sienkiewicz). Polegli zostali pochowani na cmentarzu w Milejowie.
Za: http://www.biathlon.kwasior.com/?title=Korneliusz_Kosi%C5%84ski
O świcie 6 września na przedpolach Piotrkowa rozegrał się dramat, jeden z wielu wrześniowych. Nastąpił on w chwili poprzedzającej wielkie zwycięstwa oręża polskiego na ziemi splamionej właśnie krwią żołnierzy 76. pułku. II baon majora Justyniaka jako straż przednia masy uderzeniowej natknął się w Milejowcu na niemiecką kompanię piechoty i gwałtownym uderzeniem, z przewagą liczebną i ogniową, odepchnął ją poza wieś. Stojący we dworze Milejów sztab 1.DPanc został zupełnie zaskoczony, a gen. Schmidt uciekał w samej tylko bieliźnie. Wszyscy będący na miejscu Niemcy walczyli w pierwszej linii: gońcy motocyklowi, pisarze, łącznościowcy. Nawet wozy radiowe posłużyły do obrony. Nie zatrzymało to jednak rozpędzonej piechoty II batalionu 76. pp. W chwili gdy przybył do niego kurier armii "Prusy", kpt. Kudelski, z rozkazem zawrócenia za Pilicę, nie został przyjęty przez Justyniaka. Został on ciężko ranny i zostało mu kilka minut życia. Ciężkie rany odniósł też jego zastępca, kpt. Myśliwski, a następny w kolejce do dowodzenia por. Gniewkowski nie mógł już zatrzymać natarcia na Milejów.
Co prawda dwie kompanie, w pierwszym impecie, wdarły się do środka miejscowości i parły na przód ale przed godziną 5 dała o sobie znać artyleria wroga, która postawiła silną zaporę ogniową i zagrodziła tym drogę naszej piechocie. Na domiar złego sprowadzone pospiesznie posiłki niemieckie ruszyły do kontrataku, zmuszając baon do cofnięcia się z dużymi stratami. Stosunek sił obrócił się na korzyść przeciwnika. Po jego stronie znalazła się też przewaga w środkach ogniowych. O godzinie 6, w rejonie Przygłowa, zebrały się resztki batalionu w sile 180 żołnierzy. Śmierć na polu bitwy znalazło 12 oficerów i 218 szeregowych. Dalej na północy maszerował I batalion majora Kosińskiego, prowadzony wyjątkowo przez podporucznika Sienkiewicza. Jego droga wiodła przez stanowiska 86. pp, bronione dnia poprzedniego. Artyleria nie dołączyła jeszcze do kolumny marszowej, jej ruch hamowały skutecznie pozrywane mostki w rejonie Witów-Zalesice. Batalion napotkał kilkukrotnie oddziały pancerno-motorowe nieprzyjaciela ale za każdym razem je odrzucał, niszcząc przy tym kilka wozów pancernych. Około godziny 12.00 kolumny dotarły do szosy Piotrków-Częstochowa, gdzie skręciły na południe. Pułkownik Sienkiewicz uznał, że zlikwidował szpicę pancerną wroga i droga przed nim jest otwarta. Zdecydował się więc wspomóc II baon w Milejowie.
Niestety, rachuby dowódcy nie były do końca właściwe. Gdy tylko straż przednia zbliżyła się do Longinówki, zza opłotków rozpoczął się gęsty ogień. Natychmiast, z marszu, batalion wyprowadził uderzenie. Sienkiewicz został ranny w rękę ale prowadził je osobiście, chciał przed zmrokiem zdobyć miejscowość. Wróg był już jednak zaalarmowany walką II batalionu i również tu obrona była ugruntowana i bardzo mocna. Polskie baterie artylerii, z III dyonu 29. pal, dotarły wreszcie na miejsce i otworzyły ogień na wprost. Zadał on wrogowi spore straty, zarówno w ludziach jak i sprzęcie. Niespodziewanie wyszło natarcie niemieckie na tyły batalionu, od strony Piotrkowa. Awaryjne przeciwuderzenie 3. kompanii załatwiło chwilowo sprawę i osadziło wroga w miejscu. Sienkiewicz był spokojny, nie wiedział bowiem o nowych rozkazach i jako straż przednia musiał uderzać jak najsilniej, ponieważ za nim miało się tu pojawić jeszcze 8 batalionów piechoty i 3 pułki kawalerii. Wypatrywano ich lada chwila, nikt nie spodziewał się, że są sami. Walczono więc zaciekle dalej. Tymczasem pułk został odcięty od lasu Lubień ogniem z kierunku wschodniego. To spowodowało, że kurier z nowymi rozkazami nie zdołał się przedostać na pole walki. W miarę rozwidniania się sytuacja stawała się coraz bardziej rozpaczliwa. Siły polskie znajdowały się na równinie pod koncentrycznym ogniem niemieckim ze wschodu, północy i południa. Pozostawał tylko kierunek zachodni, gdzie próbowano odskoczyć ale i tam pojawili się wkrótce Niemcy.
W czasie zaciętych walk sztandar pułku został częściowo utracony jednak Polacy rzucili się na nich jeszcze silniej. Walka wokół tego symbolu żołnierskiego honoru toczyła się 15 minut. Odbity sztandar trafił pod opiekę kapelana: księdza Worobieja, a później został wywieziony do sztabu dywizji w Sulejowie. Ostatecznie znalazł się na cmentarzu we wsi Krzemieniec pod Wołkowyskiem, gdzie został zakopany przez szer. Bronisława Leonika.
Około godziny 6 ruszyły od południa czołgi niemieckie, miażdżąc ostatnie punkty oporu. Wśród wielu zabitych znaleźli się: dowódca pułku płk Sienkiewicz, dowódca I batalionu mjr Kosiński, dowódca artylerii kpt. Szymyślik, 22 innych oficerów i 426 szeregowych. Utracono wszystkie działa. Zabici leżeli tak gęsto, że dziwili się temu sami Niemcy. Sam generał Schmidt salutował poległym.
Ta rycerskość nie przeszkadzała mu jednak urządzać masowych egzekucji ludności cywilnej w tym rejonie. 4 września żołnierze 1. DPanc zamordowali 30 osób w Kamieńsku, z czego 13 bestialsko zatłuczono pałkami w akcie zemsty za udany wypad Wołyńskiej BK. W dniu, gdy podobno salutowano poległym, zabito granatami 16 osób w Longinówce, zaś w Milejowie i Milejowcu zginęło tragiczną śmiercią 160 osób. Z kolei zemstą za wypad 76. pp było spalenie w stodole 19 żołnierzy wziętych do niewoli. Łącznie, od wkroczenia do Polski, krwawy szlak tych oddziałów znaczyły trupy 443 cywilnych osób.
Za: ttp://polski-wrzesien.bloog.pl/id,341896705,title,Piotrkowski-epilog-samotny-boj-76-Pulku-Piechoty-z-Lidy,index.htmlsmoybbtticaid=6153b1
Żona majora Kosińskiego - Maria Kosińska z domu Turłay i Syn Amilkard byli deportowani przez Sowietów na Syberię, skąd udało im się wrócić do Polski i tu zmarli po wojnie.
Maria Kuciak
i Piotr Korzeniowski
16 lipca 2015
Powiązane http://www.trybunalscy.pl/node/7852
http://www.trybunalscy.pl/node/7937
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz