Skip to main content
portret użytkownika Małgorzata K
JXXIII.jpg

Papież Jan XXIII urodził się 25 listopada 1881 r. w górskiej wiosce niedaleko Bergamo, w ubogiej, wielodzietnej rodzinie. Na chrzcie otrzymał imiona Angelo Giuseppe
Po przyjęciu święceń kapłańskich Angelo szybko został sekretarzem biskupa Bergamo, a później wykładowcą i ojcem duchownym w tamtejszym seminarium. Wiele podróżował  do Austro-Węgier, Francji, Hiszpanii, Ziemi Świętej, pełniąc misje specjalne na zlecenie Stolicy Apostolskiej. Raport, który opracował po powrocie z Lourdes, zmienił stosunek Watykanu do dokonujących się tam cudów. Po latach, jako legat Piusa XII, konsekrował tam podziemną bazylikę św. Piusa X. Jego zaangażowanie i zdolności dyplomatyczne docenił Benedykt XV, powierzając mu przewodniczenie włoskiemu Dziełu Rozkrzewiania Wiary. W 1925 r. otrzymał święcenia biskupie. Przez niemal 30 lat pracował w watykańskiej dyplomacji, ale nie zapominał, że jest wyłącznie wysłannikiem Stolicy Apostolskiej. Był wizytatorem i delegatem apostolskim w Bułgarii, delegatem apostolskim w Grecji i Turcji, wikariuszem apostolskim w Stambule, nuncjuszem w Paryżu. Zawsze uczył się języka kraju, w którym przebywał, aby móc głosić kazania, interesowały go regionalne tradycje i historia danego państwa. Pamiętał o ubogich. W stolicy Francji spędził trudne lata powojenne. W 1953 r. został mianowany patriarchą Wenecji, a po pięciu latach, 29 października 1958 r., został papieżem, przybrał imię Jan XXIII. („PK” 1958, nr 47). Był człowiekiem pełnym osobistego uroku, skromnym i pokornym, Serdeczny, pełen poczucia humoru, bo jak mawiał „Smutny ksiądz jest złym księdzem”. Chętnie opuszczał mury Watykanu.  Jako pierwszy papież pojechał pociągiem do Loreto i Asyżu. Odwiedzał kościoły, instytucje, szpitale i więzienia i spotykał się ze zwykłymi ludźmi. To właśnie wśród zwyczajnych ludzi czuł się najlepiej. Szukał z nimi bliskiego, bezpośredniego kontaktu. „Taka jest rola pasterza: liczyć owce jedna po drugiej”.
 Nierzadko łamał zasady protokołu dyplomatycznego po to, by dotrzeć do zwykłego człowieka. Promieniował ewangeliczną dobrocią i Bożym pokojem. Nie lubił obowiązującego wówczas w Watykanie blichtru: bogactwa stroju, olbrzymich wachlarzy i noszenia go w  papieskiej lektyce. Nie był człowiekiem wielkich słów. Jak żaden z poprzedników umiał czytać historię jako przestrogę dla siebie i ludzkich poczynań. „Każdy może zostać papieżem, najlepszy dowód, że ja nim zostałem” — powiedział na początku swego pontyfikatu. Kiedy umarł  3 czerwca, opłakiwał go cały świat. „Urodzony biedny, lecz z ludu godnego czci, pokornego, nadzwyczaj szczęśliwy, bo umieram biedny, rozdawszy według różnych potrzeb i okoliczności mego życia prostego i skromnego na służbę biednym i Świętego Kościoła (...)” — napisał w swym testamencie sporządzonym w Wenecji.
Z Dziennika duszy, który po sobie pozostawił, wyłania się obraz chrześcijanina zakochanego w Bogu, obdarzającego przyjaźnią wszystkich ludzi, bez względu na poglądy czy wiarę. „Tym, co najcenniejsze w życiu, jest Jezus Chrystus, Jego święty Kościół, Jego Ewangelia, prawda i dobroć” — zanotował jako jeden z ostatnich zapisów.
Polska była szczególnie mu bliska, podkreślał, że już w dzieciństwie opowiadano mu o tym bohaterskim kraju i jego narodzie. Odwiedził ją dwukrotnie. Po raz pierwszy we wrześniu 1912 r. Odwiedził wówczas Kraków, katedrę wawelską oraz Wieliczkę, gdzie zachwyciła go kaplica św. Kingi. Złożył też wizytę biskupowi Adamowi Sapiesze. Siedemnaście lat później przyjechał jako delegat apostolski w Bułgarii i odwiedził Częstochowę, Poznań, Gniezno i Warszawę. W późniejszych przemówieniach do polskich biskupów wielokrotnie przypominał obie wizyty. Będąc w Paryżu, wspierał polskie seminarium i borykających się z kłopotami finansowymi polskich artystów. W seminarium polskim udzielał święceń kapłańskich. Jego zainteresowanie naszym krajem przejawiało się wielokrotnie. Jako papież często przyjmował polskich biskupów, to on zarządził otwarcie procesu beatyfikacyjnego o. Maksymiliana Kolbego.
20 maja 1963 r. przyjął na audiencji kard. Stefana Wyszyńskiego, choć wszystkie spotkania były już odwołane. Trzy dni później, wbrew zaleceniom lekarzy, pojawił się jeszcze w oknie placu apostolskiego i pobłogosławił wiernych na placu św. Piotra.

Malgorzata

25 kwietnia 2014

5
Ocena: 5 (1 głos)
Twoja ocena: Brak