Skip to main content

Przyszłość gospodarcza Ukrainy – same wątpliwości

ukraina_demonstracje.jpg

Premier Rosji, Dmitrij Miedwiediew zaproponował niedawno, by na półwyspie krymskim utworzyć specjalną strefę ekonomiczną. Już teraz wiadomo, że wszystkie firmy działające na Krymie, które przeszły pod jurysdykcję Rosji, zwolnione byłyby do końca 2014 roku z płacenia podatku dochodowego.

Informacja ta może mieć dość istotne znaczenie nie tylko dla przyszłości półwyspu, ale także dla tych obszarów Ukrainy, które wykazują gotowość przyłączenia się do Rosji, głównie na wschodzie kraju. Potencjalny sukces gospodarczy Krymu, bądź choćby jego zapowiedź poprzez radykalne reformy, może je jeszcze bardziej zachęcić do oderwania się od Ukrainy.

Co tymczasem oferuje swoim obywatelom nowy ukraiński rząd? Na razie wiemy, że 21 marca 2014 roku podpisana została polityczna część umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Ma ona – jak zapowiadają jej sygnatariusze - stanowić milowy krok na drodze do pełnego członkostwa tego kraju w UE. Prounijna część ukraińskiej klasy politycznej jest niewątpliwie zadowolona, ponieważ przed politykami, w Unii Europejskiej otwierają się szerokie perspektywy. Czy jednak takie same perspektywy otworzą się przed zwykłymi obywatelami Ukrainy?

Kilka miesięcy temu pełniący obecnie obowiązki premiera Ukrainy, Arsenij Jaceniuk, w spocie reklamowym mającym zachęcać Ukraińców do członkostwa ich kraju w Unii Europejskiej, obiecywał między innymi pięciokrotnie wyższe płace oraz emerytury i roztaczał przed nimi perspektywę, bez mała, raju na ziemi, jeśli tylko Ukraina stanie się częścią „wspólnoty europejskiej”. Czym te obietnice różnią się od tych, które roztaczano przed Polakami ponad 10 lat temu, gdy nasze elity dążyły – za wszelką cenę – do tego, by Polskę wprowadzić do Unii? Prawie niczym. Dziś jednak, po latach, wielu Polaków zdążyło już przekonać się o tym, jaka była wartość sporej części tych obietnic.

Ukraińcy mają szansę przekonać się o tym znacznie szybciej. Gdy tylko obalona została władza prezydencka Wiktora Janukowycza a rząd Mikołaja Azarowa podał się do dymisji, natychmiast głos zabrała szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Christine Lagarde, oznajmiając, że „sytuacja na Ukrainie nie jest krytyczna i nie ma powodów do paniki”. Kogo uspokajała pani Lagarde? Czy aby nie wierzycieli tego kraju? Zaraz potem zaproponowała Ukrainie pomoc finansową, pod warunkiem jednak, że Ukraina sama o tę pomoc wystąpi. Dziś już wiadomo, że trwają negocjacje pomiędzy MFW a rządem Jaceniuka. Wiadomo też, że pieniądze jakie Ukraina otrzyma od Funduszu nie będą przekazane na wsparcie zwykłych ludzi, na rozwój przedsiębiorczości, lecz na spłatę długów jakie Ukraina zaciągnęła w zagranicznych bankach. Istotnie, wierzyciele mogą chyba spać spokojnie, nie ma powodów do paniki. Również Rosja zamierza upomnieć się o dług wynoszący, według jej obliczeń, 16 mld dolarów.

Warto przypomnieć, że cztery lata temu rząd Mikołaja Azarowa przyjął projekt tzw. nowej konstytucji podatkowej. Gdyby jej założenia wprowadzić w życie, Ukraina stałaby się bez wątpienia jednym z najbardziej konkurencyjnych krajów w Europie. Co zawierała ta konstytucja? Jej zasadniczym celem było uproszczenie systemu podatkowego i jednoczesna obniżka podatków. Z 29 rodzajów danin na rzecz państwa pozostać miało 19. Podatek dochodowy od zysków firm zmniejszony miał być z 25 do 16 procent, VAT natomiast zmaleć miał z 20 do 17 procent. Małe firmy miały być zwolnione z niektórych podatków przez okres pięciu lat. Część z tych założeń miała zostać zrealizowana do 2014 roku. Jeszcze rok temu Azarow zapowiadał w Paryżu podczas spotkania z przedstawicielami francuskich firm, że rząd Ukrainy nie planuje podwyżki podatków, natomiast konsekwentnie będzie dążył do ich obniżania zgodnie z założeniami „nowej konstytucji podatkowej” przyjętej w 2010 roku.

W sytuacji, w jakiej dziś znalazła się Ukraina, o obniżce podatków Ukraińcy nie mają raczej co marzyć. Już samo stowarzyszenie z UE nakłada na to państwo pewne obowiązki, nie mówiąc już o członkostwie. Dostosowywanie się do unijnych standardów, konieczność odprowadzania corocznej składki do unijnego budżetu, bardzo szybko może wyjść zwykłym Ukraińcom bokiem. Poza tym to nie Polska, z jej proukraińskim nastawieniem, będzie nadawała w przyszłości ton unijnej polityce, lecz kraje silniejsze, takie np. jak Niemcy czy Wielka Brytania. A te niekoniecznie będą chciały doprowadzić do całkowitego otwarcia granic dla Ukraińców, co akurat mogłoby być jedną z niewielu korzyści jakie mogliby odczuć zwykli ludzie. Jeśli Unia chciałaby naprawdę pomóc Ukrainie już teraz, natychmiast otworzyłaby granicę dla ukraińskiego biznesu i dla zwykłych ludzi. Dygnitarze unijni tymczasem nie są w stanie zrobić tego, co kilka dni temu zrobił chociażby prezydent Rosji, Władimir Putin, oznajmiając, że nie będzie zamykał przed Ukraińcami swoich granic, gdyż – jak się wyraził - zdaje sobie sprawę, że na Ukrainie żyje wielu biednych ludzi, a swoboda podróżowania i pracy, np. w Rosji, może im tylko pomóc. Wydaje się więc, że w „operacji Ukraina”, Putin cały czas jest kilka kroków przed instytucjami unijnymi.

Niewykluczone zatem, że dojdzie do takiej sytuacji, w której Ukraina, gdy już znajdzie się w strukturach Unii Europejskiej, obwarowana będzie szeregiem obowiązków wobec Brukseli, natomiast nie będzie mogła się cieszyć pełnymi prawami członkostwa w UE. Czy możliwość wystawiania przez Ukraińców swojej reprezentacji do Parlamentu Europejskiego oraz miliony euro unijnych dotacji płynących na przeróżne projekty, niekoniecznie sprzyjające rozwojowi gospodarczemu, zrekompensują zwykłym ludziom koszta jakie ci będą musieli ponieść z tytułu członkostwa w „ekskluzywnej Europie”? Ta pierwsza, raczej wątpliwa korzyść, unaoczni tylko patologię unijnego systemu – ludzie spostrzegą jak szybko pewna uprzywilejowana garstka polityków dorabia się na brukselskich pensjach, korzystając przy tym z przywilejów niedostępnych zwykłym śmiertelnikom, niczego w zamian im nie dając. Natomiast druga „korzyść”, czyli unijne dotacje, pokaże, że Unia to tak samo zbiurokratyzowana i skorumpowana organizacja, jak wcześniej Ukraina pod rządami Janukowycza. Na dotacjach wzbogacać się zaczną zorganizowane grupy przeróżnych cwaniaków czy zwykłych gangsterów powiązanych z politycznym establishmentem. Natomiast zwykłym Ukraińcom oraz ich dzieciom i wnukom pozostaną do spłacenia nowe gigantyczne długi. Na dotacjach wzbogacić się mogą co najwyżej wybrańcy, natomiast nie wzrośnie od nich ogólny dobrobyt kraju.

Władimir Bukowski, znany z czasów Związku Sowieckiego dysydent, jeszcze kilka miesięcy temu przestrzegał Ukrainę przed wstępowaniem w szeregi Unii Europejskiej. „Ukraińcy, którzy na siłę pchają się do tej Unii, nie rozumieją, że to może spowodować ich tragedię narodową. Umowa z Unią zrujnuje ich rolnictwo. Unia nałoży na nich takie restrykcje, że nawet zabroni im produkować ulubione sadło, a Ukraińcy przecież nie mogą bez niego żyć… Nie rozumieją, że stowarzyszenie może spowodować masowe bezrobocie na Ukrainie. (…) To może doprowadzić do nowej antypomarańczowej rewolucji i do całkowitego już podporządkowania Ukrainy Rosji” - twierdził Bukowski.

Kto wie, czy Władimir Putin nie liczy właśnie na taki rozwój wydarzeń, na to, że za jakiś czas Ukraińcy sami zwrócą się do Rosji z prośbą o pomoc. Żeby realizacji takiego scenariusza zapobiec, nowy ukraiński rząd, zamiast marnować czas i energię na dostosowywanie kraju do unijnych standardów i roztaczać przed Ukraińcami iluzję bajecznego życia w Unii Europejskiej, powinien raczej przejąć po poprzedniej ekipie główne założenia „nowej konstytucji podatkowej” i czym prędzej wprowadzić je w życie. Tylko silna gospodarczo Ukraina będzie w stanie oprzeć się swojemu wschodniemu sąsiadowi i stać się ważnym składnikiem europejskiej polityki, ważnym również dla Polski. Ani unijna biurokracja, ani unijne dotacje, ani nawet unijne gwarancje bezpieczeństwa (przykład Krymu pokazał, ile są warte) nie przyczynią się do gospodarczego odrodzenia tego kraju. Polska natomiast może pozostać w świadomości Ukraińców tym krajem, który odegrał znaczącą rolę we wciągnięciu ich ojczyzny w zbiurokratyzowany unijny tygiel.

Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl

28 marca 2014

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak