Rok temu, przy okazji Marszu Niepodległości 2012, doszło do poważnej publicznej polemiki między Januszem Korwin-Mikkem i jego zwolennikami a Robertem Winnickim i jego poplecznikami. Przypomnijmy, że chodziło o to, iż JKM został dyscyplinarnie usunięty z Komitetu Poparcia Marszu Niepodległości – choć się do tegoż komitetu wcale nie zapisał – za stwierdzenie, że w szeregach „maszerujących” znajdują się ludzie o poglądach narodowo-socjalistycznych.
Tamtą dyskusję sprowadzono do kwestii: czy nacjonalizm z natury jest wolnorynkowy, czy też ma charakter kolektywistyczny i może się to wyrażać w formule ekonomicznego socjalizmu? Była to więc dyskusja ideowa, by nie rzec: ideologiczna. Od tamtego czasu minął rok, w trakcie którego mogliśmy obserwować nie tyle kształtowanie się programu czy doktryny Ruchu Narodowego – gdyż formuła ta pozostała tak samo mglista jak była, wyjąwszy kwestię odbicia Wilna i Lwowa – co sobie poczytać i pooglądać aktywistów i zwolenników Ruchu Narodowego.
Nie ukrywam, że dość chętnie przyglądałem się tej grupie i utwierdziłem się w przekonaniu, że pomiędzy KNP a RN istnieją różnice nie do przekroczenia.
Być może część Czytelników czuje te różnice podskórnie, ale nie dokonała ich konceptualizacji, a część może nigdy się nad tym problemem nie zastanawiała i nie wyczuwa, dlaczego dwie siły antyestablishmentowe nie mogą się ze sobą porozumieć. Stoję przy tym na stanowisku, że poważną symplifikacją jest sprowadzanie wszystkiego do opozycji pomiędzy „socjalizmem” RN a „liberalizmem” KNP. Symplifikacja ta zakłada, że RN ma jakiś konkretny program gospodarczy, z którym zwolennicy wolnej przedsiębiorczości mogliby polemizować. Tymczasem tutaj stoimy wobec ugrupowania, które nie posiada żadnego skonkretyzowanego programu, a jedynie górnolotne hasła. Dlatego do problemu musimy podejść bardziej łopatologicznie i zająć się nim nie na poziomie proponowanych rozwiązań programowych, lecz na poziomie oczekiwań bazy społecznej RN.
Aby odtworzyć te oczekiwania, musimy stworzyć tzw. model idealny sympatyka RN, czyli taki, który wyraża pewną średnią statystyczną i nie dotyczy wszystkich zwolenników ugrupowania.
Otóż model idealny zwolennika RN to młody mężczyzna, lat mniej niż 30 – kiedyś określiłem zresztą RN jako „ruch młodych mężczyzn” i z opinii tej się nie wycofuję. Cechuje go pesymizm dotyczący własnej przyszłości. Czytając blogi i komentarze sympatyków RN, zwróciłem uwagę na fakt, że nie mają oni większych nadziei na znalezienie trwałej pracy, czyli na stałą umowę o pracę. Uważają, że ich przyszłość to „umowy śmieciowe”, oznaczające permanentny brak stabilizacji zawodowej i materialnej, przeplatane z okresami bezrobocia i dorabianiem za granicą w charakterze pracowników fizycznych z najniższym uposażeniem. Ten pesymizm co do przyszłości materialnej wiąże się z samoświadomością posiadania stosunkowo słabego wykształcenia i ogólnego poczucia, że nie mają większych szans. Innymi słowy: to subiektywne poczucie, że „jestem ten gorszy”.
Na Marszu Niepodległości A.D. 2013 widziałem wielki transparent czy raczej niesiony przez kilka osób baner szerokości całej ulicy z napisem „Idzie nowe pokolenie”. Oto pokolenie skupiające młodych mężczyzn, którzy nie widzą dla siebie przyszłości w istniejącej stratyfikacji społecznej. Gorzej: nie znajdują sposobu, szansy, aby z dołów społecznych – za pomocą własnej pracy i przedsiębiorczości – mogli przebić się najpierw do klasy średniej, a potem ewentualnie do klasy wyższej społeczeństwa. Dlatego „idące nowe pokolenie” zradykalizowało się i przeszło na pozycje „rewolucji narodowej”. Jest to slogan bardzo niekonkretny, którego nie należy chyba rozumieć w sposób socjalistyczny. To nie ma być rewolucja kolektywistyczna, mająca na celu zbudowanie „narodowego socjalizmu” (jak oceniał te hasła JKM). Tam chodzi o coś innego, a mianowicie o awans społeczny „na skróty”.
W „rewolucji narodowej” chodzi o zdobycie władzy politycznej przez „nowe pokolenie”. Dla dziesiątek czy nawet setek zradykalizowanych działaczy będzie to oznaczało możliwość znalezienia dobrze płatnego zajęcia w charakterze polityków, ministrów, dyrektorów departamentów i wyższych urzędników. W ślad za tymi zmianami kadrowymi nastąpią podobne w administracji, spółkach, szkolnictwie czy lecznictwie, czyli wszędzie tam, gdzie państwo czy to sprawuje kontrolę, czy wprost jest właścicielem. W tym aspekcie należy rozumieć hasła „obalenia republiki okrągłego stołu”, dekomunizacji i lustracji, które w ćwierć wieku po upadku komunizmu mają charakter kompletnie anachroniczny.
Tutaj nie chodzi o pognanie sztachetą autentycznego „komucha”, lecz tego, kto należy do klasy średniej lub wyższej i zalicza się do pokolenia średniego i starszego. Głoszona „rewolucja narodowa” w rzeczywistości ma być rewolucją pokoleniową w zarządzaniu etatystycznym państwem.
I właśnie dlatego między RN a KNP jest przepaść. Zwolennik KNP statystycznie jest dobrze wykształcony, ewentualnie jest studentem. Już dawno zauważono, że zwolennicy ówczesnej UPR mają najwyższy wskaźnik IQ spośród zwolenników wszystkich partii politycznych. Z tego też powodu zwolennik KNP, nawet jeśli nie pochodzi z bogatego domu, wierzy w siebie i ma nadzieję, że poradzi sobie na rynku pracy. Dzięki swojemu wykształceniu i inteligencji albo znajdzie dobrze płatną pracę – i to bynajmniej nie „śmieciówkę” – albo założy własną firmę. Wierząc w siebie (subiektywnie), nie chce zastępować pokolenia czterdziestolatków kierujących socjalistycznym państwem, lecz chce znieść sam etatyzm, który ogranicza jego możliwości rozwoju.
Nie twierdzę, że ten optymizm sympatyków KNP zawsze jest zasadny i nie kończą oni nigdy na zasiłku dla bezrobotnych ani że żaden zwolennik RN nigdy nie zrobi kariery w ramach istniejących struktur. Są to tzw. typy idealne, które jednak wskazują, że obydwa te stronnictwa, skupiające głównie młody elektorat, nie są zdolne wyrazić tych samych społecznych aspiracji, co skazuje je na mniej lub bardziej otwarty antagonizm.
Adam Wielomski
Za: http://nczas.com/wyroznione/ruch-narodowy-a-kongres-nowej-prawicy-roznic...
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz