Skip to main content

Sytuacja w Egipcie – więcej pytań niż pewników

portret użytkownika Jacek Łukasik

Na wieści o mordowaniu koptyjskich chrześcijan w Egipcie zareagowałem w sposób łatwy do przewidzenia: delegalizować i tępić Bractwo Muzułmańskie, gdzie się tylko da z całą bezwzględnością prawa. Byłem skłonny nawet przyznać rację stwierdzeniom z wpisów internetowych: „napływowa hołota z pustyni morduje rdzennych Egipcjan”. Nawet rozważałem swego rodzaju odwet: w odpowiedzi na prześladowanie chrześcijan administracyjnie zabraniamy publicznego kultu muzułmańskiego (dopuszczamy jedynie prywatny). Po głębszym zastanowieniu jednak zadałem sobie pytanie: a dlaczego ma to np. uderzać w lojalną wobec Polski mniejszość tatarską? Redaktor Jacek Dziedzina w „Gościu Niedzielnym” - – twierdzi jednak, że „Armia egipska robi z chrześcijanami to samo, co faraon robił z Żydami”.

„Islamiści są tylko ślepymi narzędziami, tak, jak chrześcijanie są zwykłymi pionkami w rękach armii. Stara, sprawdzona zasada „dziel i rządź” sprawdza się i tym razem. Armia świadomie prowokuje sytuacje, będące zagrożeniem dla chrześcijan. Wszystko w jednym celu: umocnienia swojej władzy i wizerunku jedynej siły zdolnej zapewnić bezpieczeństwo, także mniejszościom. Mówili mi o tym otwarcie zarówno zachodni dyplomaci, pracujący w Kairze, jak i mieszkający tam duchowni z Europy. – Armia dawkuje prześladowania rękoma radykałów – powiedział mi w tym tygodniu jeden z księży przebywających w Kairze. – Robi to umiarkowanie. Dokładnie tak samo postępował w starożytnym Egipcie z Żydami faraon: rozsądnie w nich uderzmy. Polityka armii jest podobna: trzymać ich krótko, co jakiś czas napuścić na nich muzułmanów, ale nie za bardzo. Przecież wojskowi dobrze wiedzieli, jak zareagują islamiści, kiedy zobaczą patriarchę Tawadrosa u boku generała Al-Sissiego w telewizji. Po co go tam ciągnęli? – pyta retorycznie mój rozmówca.”

W ogóle nie zachwyca mnie tzw. arabska wiosna. Chrześcijanie pod rządami Kadafiego lub Mubaraka mogli żyć we względnym spokoju. Zachód jednak zniszczył tę sytuację w imię krótkowzrocznych, partykularnych interesów. Inspiracją były chore pomysły amerykańskich neokonserwatystów (ekipa Busha – Juniora) powszechnej demokratyzacji krajów Bliskiego Wschodu. Dziwna to jednak demokratyzacja, skoro obala się rządy wybrane demokratycznie (choćby i Bractwa Muzułmańskiego). Wcześniej obalono w imię demokracji demokratycznie wybranych fundamentalistów islamskich w Algierii.

Z drugiej strony armia egipska też nie świeci deklarowanym szacunkiem dla demokracji. Tłumi manifestacje z wyjątkową brutalnością. Dla armii świeckość państwa jest ważniejsza niż demokracja (z europejskich doświadczeń znamy to bardzo dobrze). Padają zabici. Rozumiem tłumienie zbrojnych manifestacji i nie mam nic przeciwko temu, ale jakoś trudno mi uwierzyć, że wojsko nie tłumi tam także pokojowych demonstracji.

Przyznam też, że przedstawiciele chrześcijan egipskich nie wykazali się zręcznością wydając oświadczenia bardzo czołobitne wobec rządów wojskowych po zamachu stanu. Rozdrażniło to muzułmańską mniejszość (co w najmniejszym stopniu nie usprawiedliwia przemocy wobec chrześcijan).

Poza tym, czy miało sens popieranie przez chrześcijan wojskowego zamachu stanu razem z prawdziwymi islamskimi radykałami, salafitami, liczącymi na przejęcie schedy po Braciach. Jacek Dziedzina kończy swój artykuł pisząc: „armia tego konfliktu potrzebuje, bo w ten sposób umacnia swoją pozycją żandarma między Koptami i islamistami. Równocześnie należy pamiętać, że nie wszyscy muzułmanie mają ochotę w tym konflikcie brać udział. Świat obiegło poruszające zdjęcie przedstawiające kordon utworzony przez muzułmanów wokół kościoła – w ten sposób własnymi ciałami chcieli osłonić modlących się w tym czasie w świątyni chrześcijan, narażonych na atak bojówek. Podobny kordon utworzyli dwa lata temu chrześcijanie wokół modlących się muzułmanów, w czasie tzw. arabskiej wiosny. Jak widać, rzeczywistość jest bardziej skomplikowana… „. Media swojego czasu (całkiem niedawno) przemilczały fakt, że podczas niedawnego okrutnego prześladowania chrześcijan w Indiach, często korzystali oni z pomocy swoich muzułmańskich sąsiadów, którzy ryzykowali własnym życiem ukrywając ich przed atakami hinduskich fanatyków. O tym nie mówiono w mainstreamowych mediach, bo Indie to sojusznik USA i Izraela (co złośliwsi nazywają USA USRAELEM).

Liczyłem, że Papież Franciszek wystąpi w obronie egipskich chrześcijan mocno, ostro, zdecydowanie. Wypowiedział się jednak bardzo oględnie. Staram się zrozumieć i dojść do wniosku, że być może w tym kryje się pewna mądrość, by nie zaostrzać sytuacji i narażać chrześcijan w krajach muzułmańskich jeszcze bardziej.

Sprawa relacji muzułmańsko – chrześcijańskich wydaje się więc chyba jednak nieco bardziej skomplikowana niż podają to mainstreamowe media. Uważam, że o prawa chrześcijan w krajach muzułmańskich powinniśmy upominać się zdecydowanie. Z drugiej strony jednak nie ma najmniejszego powodu, by przeszkadzać muzułmanom w walce politycznej i propagandowej (nie zbrojnej!!!) z typowymi przejawami degeneracji cywilizacji zachodniej („twórczość” Hollywoodu, promocja homoseksualizmu i pornografii, narkomania, alkoholizm, aborcja, brak szacunku dla osób starszych).

PS. Egipt był krajem zawsze bardzo religijnym. Już faraonowie nie pozostawili potomnym swoich pałaców, ale budzące do dziś nasz podziw świątynie bogów.

Jacek: http://cenzurzenie.blog.onet.pl/

25 sierpnia 2012

5
Ocena: 5 (1 głos)
Twoja ocena: Brak