z naszego archiwum
I tak oto, mniej lub bardziej niepostrzeżenie minęła kolejna, 24-ta rocznica śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Niezwykłego Duchownego, który pozostawił nam wyjątkowe przesłanie. Czy jesteśmy w stanie wsłuchać się w Jego słowa i wyciągnąć zeń wreszcie właściwe wnioski?
Ale najpierw zastanówmy się, czy wiemy kim był i dlaczego miał moralne prawo, by uczyć nas, co jest właściwe i jak w przyszłości powinniśmy postępować.
Urodził się na Podlasiu, w 1947 roku. Już jako student II roku Seminarium doświadczył ubeckich prześladowań. Musiał odbyć 2-letnią służbę wojskową, co było sprzeczne z umową państwa z Kościołem z roku 1950. W ten sposób komunistyczne władze chciały zmusić kleryków do porzucania studiów w seminariach . Święcenia kapłańskie przyjął z rąk Kardynała Stefana Wyszyńskiego, a w swej posłudze upodobał sobie szczególnie pracę z dziećmi i młodzieżą. Mianowany duszpasterzem średniego personelu medycznego zaangażował się z czasem w powstające Duszpasterstwo Ludzi Pracy. W sierpniu 1980 roku pojechał do strajkujących hutników i od tej pory spotykał się z nimi regularnie organizując m.in. katechezy z historii Polski, literatury, a nawet prawa i ekonomii. Po wprowadzeniu stanu wojennego Ks. Popiełuszko wspomagał ludzi prześladowanych i skrzywdzonych, uczestniczył w procesach tych, którzy byli aresztowani za przeciwstawianie się prawu stanu wojennego, a także organizował rozdział darów przywożonych z zagranicy. Od 1982 r. celebrował Msze Św. za Ojczyznę i wygłaszał kazania patriotyczno - religijne, w których interpretował moralny wymiar bolesnej współczesności.
Działalność Księdza Jerzego sprawiła, że stał się On celem ataków władz. Mnożyły się zdarzenia mające prowadzić do zastraszenia - dwukrotne włamanie, zniszczenie samochodu, wrzucenie do mieszkania ładunku wybuchowego oraz wypadki samochodowe sprawiające wrażenie wcześniej przygotowanych. Do hierarchów Kościoła trafiały pisma urzędowe z zarzutami, że kazania ks. Popiełuszki "godzą w interesy PRL". Od stycznia do czerwca 1984 roku był przesłuchiwany 13 razy, raz nawet aresztowany i uwolniony dopiero po interwencji Kościoła.
19 października 1984 roku ks. Jerzy wracając wieczorem do Warszawy ze spotkania duszpasterskiego w Bydgoszczy został zatrzymany przez oprawców z PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa. Zakatowany i zmasakrowany został włożony do worka obciążonego kamieniami i wrzucony do Wisły. Jego ciało wyłowiono dopiero 30 października, a pogrzeb odbył się 3 listopada.
Wczoraj, gdy minęła właśnie kolejna rocznica pogrzebu nasuwa się refleksja związana z nami wszystkimi, naszą sytuacją polityczną, gospodarczą, naszą biedą i naszym upodleniem. Jak echo , jak przepowiednia i jak przestroga zarazem grzmią słowa ks. Jerzego z kazania wygłoszonego 27 maja 1984 roku:
“(...) W dużej mierze sami jesteśmy winni naszemu zniewoleniu, gdy ze strachu albo dla wygodnictwa AKCEPTUJEMY ZŁO, a nawet GŁOSUJEMY na mechanizm jego działania. Jeśli z wygodnictwa czy lęku poprzemy mechanizm działania zła, nie mamy wtedy prawa tego zła piętnować, bo my sami stajemy się jego twórcami i pomagamy je zalegalizować.
Egzamin z męstwa zdali w ostatnim czasie nasi więzieni ( dziś: prześladowani i oczerniani – przyp. Autorki) bracia, którzy nie wybrali wolności za cenę zdrady swoich i naszych ideałów.
Niech na koniec będzie nam ostrzeżeniem świadomość, że naród ginie, gdy brak mu męstwa, gdy oszukuje siebie, mówiąc, że jest dobrze, gdy jest źle, gdy zadowala się tylko półprawdami.
Niech na co dzień towarzyszy nam świadomość, że żądając prawdy od innych, sami musimy żyć prawdą. Żądając sprawiedliwości, sami musimy być sprawiedliwi. Żądając odwagi i męstwa, sami musimy być na co dzień mężni i odważni”.
W rocznicę pochówku ks. Jerzego Popiełuszki Jego znamienne i stale aktualne słowa kieruję do nas wszystkich. Do tych, co wybierali tych na górze, a teraz cierpią zło. A może przede wszystkim do tych, którzy z wysokich urzędów decydują o naszym losie. Sądzę, że ks. Jerzy, człowiek na co dzień niezwykle skromny, nie pochwalałby składania wieńców na swoim grobie, w świetle telewizyjnych, warszawskich reflektorów oraz w blasku prowincjonalnych fleszy wychwytujących znane, chcące się pokazać osoby, często z zupełnie innej bajki. Księdzu Jerzemu Popiełuszce wystarczyłby jeden, ale za to mocno świecący znicz. I ten namacalny, postawiony na grobie, symbolizujący światło wieczne, i jednocześnie ten na planie mentalnym. Wielki, bo zbudowany z kaganków męstwa i wiary trzydziestu kilku milionów czystych polskich serc.
Czy nie nadszedł czas, by nauka ks. Jerzego wyzwoliła w nas wreszcie ducha odwagi, męstwa, mądrości i zagubionego pośród kolorowej tandety patriotyzmu?
Jolanta Ewa Lgocka - Stowarzyszenie "Ziemia Piotrkowska"
4 listopada 2008
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
Przepraszam za bardzo prywatny wpis
Na kilka dni od porwania księdza Jerzego, może trzy może cztery dni, byłem po raz pierwszy na Żoliborzu - w kościele, który stoi tyłem do drogi. To był pierwszy kompromis prymasa Tysiąclecia z komuną. Pojechałem tam z księdzem śp. ks. Janem Umińskim. Dzięki niemu wszedłem do środka w samo centrum modlitwy o "powrót księdza Jerzego". Były to dla mnie niezapomniane chwile.
Po powrocie do Piotrkowa, było to też w październiku, wypisałem w domowej ciszy szarfy i poszedłem kupić, dzień wcześniej zamówiony wieniec. Po zmroku szybkim krokiem poszedłem do Bernardynów i powiesiłem wieniec przed kościołem, na płotku świętego Antoniego - w miejscu, gdzie ktoś inny powiesił zdjęcie księdza, szybko oddalając się. Okazało się, że ktoś podpalił szarfy i ktoś je ugasił - nie wiem do dziś, kto. Choć mam przypuszczenie. W marcu 1985 roku otrzymałem swoją ubecką teczkę do rąk. Miałem ją zanieść do biura Piomy... tam pracowałem. W tej teczce grubej, pełnej donosów, raportów, był donos mojego kierownika M32 Jana Pabisa o tym, że w dniu...o godz.... składałem wieniec pod kościołem. W tym dniu pracowałem rano...
Na pogrzebie ks. Jerzego oczywiście... byłem.
witold k