Skip to main content

„W drodze” mieszają się rzeczy nie najlepsze z bardzo dobrymi

portret użytkownika Jacek Łukasik
logo_new.jpg

Ten tytuł nieprzypadkowo posiada charakter gry słów. Zamierzam tu omówić miesięcznik „W drodze”, wydawany od 1973 r. przez poznańskich dominikanów. Chciałem nawet początkowo dopisać do tytułu „Media warte przeczytania, wysłuchania, obejrzenia”. Ostatecznie jednak się na to nie zdecydowałem.

Jego recenzja nie będzie wcale dla mnie łatwiejsza od recenzji „Więzi” lub „Przeglądu Powszechnego”, ponieważ mam bowiem pewne zastrzeżenia, co do postawy niektórych osób, z którymi redakcja „W drodze” przeprowadza wywiady, jak biskup Tadeusz Pieronek, o. Wacław Oszajca lub ojciec Jan Andrzej Kłoczowski. Reprezentują oni tzw. Kościół otwarty, wobec którego zawsze zajmowałem nader krytyczną postawę, chociaż i tak postrzegam „W drodze” jako pismo dużo bliższe naszym poglądom w wielu sprawach, przynajmniej religijnych niż „Więź” lub „Przegląd Powszechny”. .Każdy z numerów „W drodze” posiada jakiś temat przewodni. Ostatni numer poświęcony jest np. kryzysom w naszym życiu małżeńskim,kapłańskim, rodzinnym, zawodowym, osobistym. Ciekawe są wywiady z psychologami, którzy stwierdzają, że kryzysy np. w małżeństwie i w ogóle w naszym życiu będą się zawsze pojawiać i stanowią one dla nas szansę. Pani Joanna Heidtman stwierdza także: „Jeden z czołowych psychologów dwudziestego wieku Viktor Frankl twierdził, że odnalezienie sensu ma uzdrawiający wpływ na ludzką psychikę. Dzięki duchowości odkrywamy sens swojego życia i ustalamy rzeczywiste priorytety. Stąd też dopóki sfera duchowa nie stanie się scalającym centrum naszej osobowości, dopóty pozostajemy w dużym rozproszeniu”. Uważa także za ludzi niedojrzałych czterdziestolatków stylizujących się na młodzieniaszków. Twierdzi, że po pewnych osiągnięciach materialnych, ustabilizowaniu życia rodzinnego pojawiają się około połowy życia pytania egzystencjalne: Kim jestem?, Po co żyję?, Jaki jest sens mojego życia?
Pani psycholog nader krytycznie wypowiada się o ludziach, którzy unikają tych pytań przez resztę życia. „Wieczni chłopcy, zawsze młode i wysportowane dziewczyny. Nie dojrzewają. Wypierają wszystko, co się w nich budzi, i często umierają rozgoryczeni i zagubieni. Bo życie nagle się skończyło, ktoś zgasił światło, a oni są zaskoczeni, że to już.”

Zofia Kotlińska zauważa w swoim artykule, że im bardziej otaczamy się wirtualnymi zabawkami, tym bardziej zatracamy kontakt z drugim człowiekiem. Opisuje sytuację, gdy w jednym domu, w sąsiednich pokojach dwie rodzone siostry rozmawiają ze sobą poprzez laptop. O ile mądrzej zastosowało laptopa starsze małżeństwo w filmie „Naleśniki” Jacka Nicholsona – rozmowa przez laptop była dopiero początkiem ożywienia na nowo ich więzi.

Co ciekawe, prof. Andrzej Zoll, z którym z reguły się nie zgadzam, stwierdził, że jest przyzwyczajony i opowiada się za tradycyjnym rozumieniem rodziny, jako związku mężczyzny i kobiety. Przestrzega też przed faktem, że tzw. „Umowy partnerskie” mogą być bardzo łatwo rozwiązywalne i stawia pytanie: Co w takim wypadku z zabezpieczeniem dobra dzieci?”
Jolanta Brózda – Wiśniewska opisuje prohomoseksualną propagandę i działania w Wielkiej Brytanii, gdzie od 2015 r. …konserwatywny rząd Davida Camerona w koalicji z liberalnymi demokratami zamierza zezwolić na jednopłciowe „małżeństwa”. Co gorsza planowana jest przymusowa „edukacja o równości”. Kościoły i związki wyznaniowe mają być zmuszone do błogosławienia takich cudactw.
Ks. Andrzej Draguła niestety nieco zmąca kwestię: Czy i jak należy reagować na profanacje symboli religijnych i bluźnierstwa w przekaziorach?

Jezuita, ojciec Wojciech Ziółek ubolewa (niestety nie bez racji, że dzisiaj mniej wierzymy niż chrześcijanie z czasów św. Klemensa Aleksandryjskiego (przełom II i III w.), który powiedział: „Pełen jest więc Kościół takich ludzi, którzy przez całe swe życie ćwiczą się w gotowości przyjęcia życiodajnej śmierci wiodącej ich do Chrystusa”. Niestety nasze społeczeństwo jego zdaniem się tak zhumanizowało, że liczy się tylko człowiek. I to człowiek młody, zdrowy, żywy, uśmiechnięty. I co najgorsze, myślenie takie przejmują także księża i osoby zakonne. Pan Jezus został w naszym myśleniu zredukowany tylko do Prawdy,Wielkiego Moralizatora i Prawodawcy a powinien dla nas być także Drogą i Życiem.

Na pewno interesująco zapowiada się sam tytuł recenzji książki o św. Bracie Albercie Chmielowskim – „O Świętym, co spotkał Lenina” Księdza Biskupa Grzegorza Rysia.

Najbardziej cenionym przeze mnie Autorem artykułów w miesięczniku jest jezuita Ojciec Dariusz Kowalczyk. Podkreśla on, że „Powinniśmy propagować solidarność z chorymi i starymi, rozwijać hospicja i medycynę paliatywną, a nie eutanazję, która jest zakłamanym pozorem walki z cierpieniem”. Podzielam też Jego opinię o obecnym ustroju Polski: „Zgadzam się oczywiście z opinią, że system ekonomiczny powinien promować talent, wykształcenie, pracę. To dobrze, że minęły czasy, w których „czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy”. Mam jednak wrażenie, że po wyjściu z siermiężnego PRL-u zachłysnęliśmy się cwaniackim, reglamentowanym pseudokapitalizmem i daliśmy sobie wmówić, iż „sprawiedliwość”, „solidarność” nie są na dzisiejsze czasy.” O. Dariusz potrafi też zauważyć wpływy, które dawni ubecy i ich poplecznicy zachowali w biznesie, mediach i bankach. Ubolewa również nad faktem, że mimo postępu technicznego , mamy coraz mniej czasu dla siebie, naszych rodzin czy przyjaciół.

O. Jan Góra wspomina Ojca Sylwestra Palucha, jednego z ostatnich dominikanów, który przez całe życie od obłóczyn nigdy nie przywdział świeckiego ubrania. Był to człowiek o wielkim poczuciu humoru, żartujący przeważnie z samego siebie. Jednocześnie gromił, gdy ktoś próbował żartować z rzeczy Bożych i świętych. Grzmiał, że tak nie godzi się myśleć, a co dopiero mówić.

Marek Magierowski zwraca uwagę, że ateiści pisząc na bilboardach: nie wierzę, nie zabijam, nie kradnę biorą jednak za punkt odniesienia Dekalog i przyznają w niezamierzony sposób, że to właśnie dzięki chrześcijaństwu w naszym kręgu potrafimy rozróżnić dobro i zło.
Cenne i w prawidłowy sposób prawdy wiary ujmują też artykuły dominikanina, ojca Jacka Salija.O. Jacek Salij trafnie rozprawia się z koncepcjami Ericha von Dänikena i jego pseudonaukowymi poglądami o stworzeniu religii przez… kosmitów, a w innym artykule z dogmatami … sceptyków. Pisze trafnie, że naszej wiary nie możemy traktować tylko jako jednej z możliwych dróg. Na każdą niedzielę lub większe święto kościelne „W drodze” zamieszcza też odpowiednie rozważanie. Za każdym razem inny z ojców dominikanów jest jego autorem.
Augustianin, ojciec Wiesław Dawidowski przynajmniej ze zrozumieniem traktuje ruchy tradycjonalistyczne w Kościele i przytacza horrendalne przykłady z USA, gdzie niektórzy duchowni zamiast chleba używali ciasta z pizzy, a zamiast wina …coca – coli. Było to oczywiście wylanie dziecka z kąpielą. Wierni wiedzieli, jak im za to odpłacić i w następnym tygodniu na tacę rzucali guziki. Ojciec Dawidowski opowiada się za szerokim rozumieniem granic Ludu Bożego, ale nie do granic niemożliwości. Uważa dość radykalnie, że chodzenie do kościoła jest oddawaniem kultu Jedynemu Bogu i ma sens tylko wtedy, jeżeli nie uznajemy w życiu innych bożków.
O dziwo, redaktor Polsatu, Tomasz Machała przyznaje się do praktykowania katolicyzmu. Kręgi towarzyskie, w których się obraca uważają, że „Kościół jest tak niemodny, tak niefajny, ma tak złą prasę, że chodzić do niego co tydzień może tylko dziwak.”
O dziwo, zgodzę się z wypowiedzią księdza biskupa Pieronka dla „w drodze”: „Nie mam nic przeciwko odpoczynkowi, ale jeśli ksiądz traktuje dzień wolny jak najwyższą świętość, to znaczy, że z jego powołaniem jest coś nie w porządku.”
Katarzyna Kolska przybliża w jednym z artykułów tercjarstwo dominikańskie.

Jacques Philippe w artykule „piętnaście minut” wskazuje na konieczność modlitwy i adoracji Najświętszego Sakramentu. Dzięki Bogu są miejsca Wieczystej Adoracji. Moment na modlitwę lub adorację nigdy nie będzie czasem straconym. Gdybyśmy poświęcili więcej czasu na modlitwę i adorację, a mniej na oglądanie telewizji, żylibyśmy w o wiele większym pokoju.

Bardzo ciekawy jest numer wrześniowy z motywem przewodnim: Czy Bóg lubi bogatych? Autorzy artykułów rozróżniają między bogatymi, którzy od początku stanowili część uczniów Pana Jezusa (Nikodem, Józef z Arymatei, Łazarz – członkowie Sanhedrynu) oraz pierwszych chrześcijan – Maria, matka św. Marka miała w Jerozolimie dom, który służył, jako miejsce, gdzie pierwsi chrześcijanie się gromadzili, a Pryscylla i Akwila posiadający podobne domy w Rzymie i w Efezie od bogaczy, czyli ludzi nieżyczliwych, nieuczynnych, skąpych i zachłannych egoistów, jak bogacz w przypowieści o bogaczu i Łazarzu czy bogacze gromieni w Starym Testamencie przez proroków Amosa i Ozeasza. No, ja niestety, w dzisiejszej Polsce widzę więcej takich bogaczy niż bogatych jak Nikodem czy Józef z Arymatei. Św. Paweł pisząc 1 List do Koryntian przekazywał pozdrowienia od Akwili i Pryscylli, „wraz z Kościołem, który gromadzi się w ich domu” (w Efezie).
Reżyser filmów dokumentalnych, Maciej Drygas mówi w wywiadzie dla miesięcznika:

„Dziś wszystko jest na sprzedaż. Można się na chwilę obnażyć, a potem być np. posłem na Sejm z dobrą pensją albo celebrytą. Z niczego.”
O. Krzysztof Pałys pisze: „Kontemplatyk to nie ktoś, kto zabierze cię na Bukowe Berdo (piękne pasmo bieszczadzkie) i wpadnie w zachwyt, lecz ktoś, kto zabierze cię w zwykłe miejsce i pokaże ci jego niezwykłość.” Celowo nie rozwijam tych myśli otwierających artykuły. Ciekawy jest też artykuł Pauliny Wilk „Do świątyni przez targ” o współczesnych Indiach i dokonujących się tam głębokich zmianach i przemianach także w tamtejszej religii i duchowości.

O. Jan Góra ubolewa nad faktem, że język wiary chociaż logiczny i prawdziwy, cierpi na brak żaru, ognia, entuzjazmu.
Z jakim żarem i entuzjazmem o. Mariusz Tabaczek pisze na 26 sierpnia o pielgrzymkach do Częstochowy!
O. Tomasz Gałuszka przybliża postać Założyciela Zakonu Kaznodziejskiego – św. Dominika. Św. Dominik nigdy nie był inkwizytorem. Nigdy nie przewodził torturom, paleniu na stosie i polowaniom na czarownice.
Daleki natomiast jestem od poglądów Jerzego Sosnowskiego czy Marcina Cieleckiego relatywizujących sprawę bluźnierstw – prowokacji dokonywanych przez „artystów” typu Nergala i reakcji na nie.

Marek Magierowski wyśmiewa i krytykuje nachalne reklamy przerywające filmy stacji komercyjnych.
W czerwcowym numerze pisma czytamy wywiad z panią psycholog, Anną Dembińską. Jest ona kategorycznie przeciwna wszelkim karom fizycznym, nawet klapsom w wychowaniu dzieci. Mimo to wywiad z nią jest wart przeczytania, przynajmniej ze względu na sensowne argumenty.
Ciekawy jest artykuł Mateusza Matyszkowicza, jednego z pionierów edukacji domowej – „Życie bez tornistra” na temat tej jakże cennej inicjatywy.Komentator sportowy Tomasz Zimoch celnie ripostuje głupie zdanie feministek (raczej nazwałbym autorki tych słów feminazistkami ze względu na wyjątkowo skrajny charakter ich poglądów i patologiczną nienawiść do mężczyzn), że „sport jest dla hołoty”.
Profesor Jan Miodek (abstrahuję tu od od oceny jego postawy moralno – politycznej) zwraca uwagę na bardzo daleko idącą brutalizację języka sportowego.

O. Maciej Soszyński zwraca uwagę, że podczas Sakramentu Małżeństwa młodzi ślubują sobie wzajemnie nie uczucie, a postawę miłości.
Nie kto inny, tylko bardzo „postępowy” o. Maciej Zięba w kontekście dyskusji o Funduszu Kościelnym i finansami kościelnymi rozprawia się z wielu uproszczeniami na ten temat i całą dyskusję uznaje za sterowaną.

Numer majowy, co zrozumiałe, w większości poświęcony jest kultowi Matki Bożej. Wiele rzeczy tam wymaga dokładnego przeczytania, aby zrozumieć, ale doceniany jest piękny majowy zwyczaj nabożeństw przy kapliczkach lub krzyżach. O. Wacław Oszajca (może nawet wbrew sobie) broni dawnych tradycyjnych księży przed zarzutem formalizmu i faryzeizmu. Wspominając swoich dziadków żyjących na wsi, pisze, że podczas żniw księża ci nader często udzielali żniwiarzom dyspensy od piątkowego postu. Rozumieli pisze ksiądz Oszajca, że to „szabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu).

Oceniam to pismo jako lepsze także od „Więzi” i „Przeglądu Powszechnego” . Sąsiadują w nim teksty nie najlepsze z bardzo dobrymi. Mogę mieć pewne zastrzeżenia do do dominikanina o. Kłoczowskiego, ale pisze tam także dominikanin o. Jacek Salij. Nie zawsze podoba mi się to, co pisze jezuita o. Wacław Oszajca, ale z niekłamaną przyjemnością czytam teksty jezuity – o. Dariusza Kowalczyka. O ile „Znak” czy „Tygodnik Powszechny” uległy „postępowości” niemal zupełnie, „Więź” i „Przegląd Powszechny” bardziej umiarkowanie, o tyle „W drodze” tylko częściowo. Ja osobiście kupiłbym „W drodze” chyba chętniej niż „Więź” lub „Przegląd Powszechny”.

Jacek: http://cenzurzenie.blog.onet.pl

17 grudnia 2012

5
Ocena: 5 (1 głos)
Twoja ocena: Brak