Przeraża mnie kult powstań klęskowych i w ogóle szersze zjawisko wymienionej w tytule artykułu mentalności. Najlepszym ich wyrazem jest jedno z najgłupszych twierdzeń: Gdyby nie powstania, nie mówilibyśmy po polsku.
Tak się składa, że dopiero obchodziliśmy (29 listopada) kolejną rocznicę jednego z najfatalniejszych powstań w polskich dziejach – powstania listopadowego. Adolf Bocheński słusznie dał mu miejsce w swoich „Dziejach głupoty w Polsce”. Fakty zdecydowanie zadają kłam przytoczonej przeze mnie tezie. Po wojnach napoleońskich car Aleksander I odrodził państwowość polską w formie Królestwa Polskiego. Posiadało ono nieporównywalnie większy zakres autonomii niż Galicja po 1867 r.: własną konstytucję, swój sejm i rząd oraz skarb, szkolnictwo, polski język urzędowy. Urzędy w nim sprawowali Polacy. Mądrzy Polacy, jak Stanisław Staszic czy książę Franciszek Drucki – Lubecki prowadzili działania gospodarcze, mające na celu modernizację kraju. Wszystko to zostało zniweczone przez powstanie listopadowe.
Od tej pory autonomia Królestwa była stopniowo ograniczana – m.in. zniesiono Konstytucję Królestwa, zlikwidowano Sejm oraz samodzielną armię, a władzę cywilną i wojskową objął namiestnik Iwan Paskiewicz.
Polacy już w czasach powstania kościuszkowskiego i wojen napoleońskich nabrali błędnego przekonania, że walka zbrojna to jedyna droga do odzyskania niepodległości. Podlane to zostało jeszcze sosem mistycyzmu i mesjanizmu. Dzisiaj też PIS pewne swoje posunięcia polityczne argumentuje religijnie.
Najbardziej jednak oburzają mnie pewne stwierdzenia prezydenta Andrzeja Dudy. W rocznicę powstania listopadowego w 2022 roku stwierdził, że „to bardzo znamienny dzień i radosne święto”. Podobnie radosnymi dniami są dla rządzących kolejne rocznice wybuchu powstania warszawskiego, w wyniku którego śmierć poniosło prawie 200 tysięcy mieszkańców Warszawy, a stolica została niemal zrównana z ziemią.
Odnosząc się do spraw bieżących, za szczególnie niebezpieczne należy uznać utrwalanie mitów powstańczych w kontekście bieżącej polityki – w tym w odniesieniu do relacji z Rosją, a zwłaszcza wojny na Ukrainie. Nieracjonalna polityka w tym zakresie grozi tragicznymi konsekwencjami, jakie wielokrotnie miały już miejsce w polskiej historii. Sami jesteśmy jednak sobie winni, skoro często przyjmowaliśmy postawę: „Im gorzej tym lepiej”.
Pokrótce przypomnę „osiągnięcia” myśli insurekcyjno - powstańczej:
- konfederacja barska – skutek: pierwszy rozbiór Rzeczpospolitej
- Konstytucja 3 Maja – skutek: wojna z Rosją i II rozbiór Rzeczpospolitej
- powstanie kościuszkowskie – III ostateczny rozbiór Rzeczpospolitej (Chociaż jest to jedyne przegrane powstanie, które w ślad za Jędrzejem Giertychem jestem w stanie usprawiedliwić. Nie mieliśmy już nic do stracenia i trzeba było jakoś pokazać wolę niepodległości).
-powstanie listopadowe – fatalne jego skutki wymieniłem powyżej (ale jeżeli „Warszawianka” dopuszczała szafowanie przez powstańców losem Ojczyzny – słowa „Dziś twój triumf albo zgon”. Zwracał na to uwagę Jędrzej Giertych w „Tysiąc lat dziejów Narodu Polskiego
- powstanie krakowskie: rabacja galicyjska i wcielenie Rzeczpospolitej Krakowskiej (ostatniego polskiego państewka) do Cesarstwa Austriackiego
-powstanie styczniowe – likwidacja autonomii Królestwa Polskiego, likwidacja Kościoła unickiego i zakonów, represje wobec Kościoła katolickiego, rusyfikacja
- powstanie warszawskie – zburzenie stolicy, śmierć 200 tys. osób ludności cywilnej.
W przypadku powstań klęskowych należy ograniczyć się jedynie do Mszy Świętych i modlitwy za poległych. W żadnym wypadku jednak nie powinny być one fetowane.
Jacek
2 grudnia 2024
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz