Przez całe dziesięciolecia USA reklamowały się jako „wielki tygiel różnych narodowości”. W połowie ubiegłego wieku ten obraz zaczął pękać. Rzeczywistość przeczyła mu znacznie wcześniej. Murzyński Harlem był dzielnicą nocnych barów, restauracji i rozrywek wszelkiego rodzaju. W połowie lat 1940 wybuchły tam zamieszki, po których już dawnego Harlemu nie było. Stał się dzielnicą, do której białym wchodzić jest niebezpiecznie.
Włosi przyjeżdżali do USA z nadzieją na lepszy los, z wiarą, że własną pracą osiągną dobrobyt, którego w ojczyźnie nie doświadczyli. Rzeczywiście – zasłynęli pracowitością i przedsiębiorczością. Kuchnia włoska podbiła Amerykę, a następnie Europę i resztę świata. Ale w dzielnicach zasiedlonych przez Włochów pojawiło się nowe zjawisko – przestępczość zorganizowana o charakterze etnicznym.
Chińczycy przybywali do pracy i słynęli z gotowości do przyjmowania najcięższych zadań za bardzo umiarkowane wynagrodzenie. Stworzyli kolorowe dzielnice, a w nich, prócz chińskiej kuchni pojawili się także bandyci terroryzujący współziomków.
Mógłbym jeszcze pisać o dzielnicach takich jak „Mała Japonia” czy „Mała Rosja”. Ale chyba wystarczy. I tak spotkam się z zarzutami, że „łamię zasady poprawności politycznej”.
A główne przesłanie jest takie: bez względu na to, z jakimi intencjami przybywają, to gdy powstanie dzielnica czy osiedle „swoich wśród obcych”, wzrasta ryzyko, że społeczność tam mieszkająca zacznie się rządzić „własnymi prawami” i ryzyko wytworzenia struktur przestępczych.
Ktoś powie – stać się tak nie musi. Nie musi – ale może. I często się zdarza. Więc lepiej nie ryzykować.
Jerzy: https://jerzykropiwnicki.wordpress.com/
25 lipca 2022
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz