Ojciec św. Franciszek udał się z pielgrzymką do Iraku, do kraju, który uważa się za ojczyznę Abrahama, praojca trzech religii. Tam miało być starożytne miasto Ur, z którego Patriarcha rozpoczął nakazaną przez Boga wędrówkę do Ziemi Kanaan. Wprawdzie Syryjczycy upierają się, iż dawne Ur to dzisiejsza Urfa (a w swoim czasie Edessa), ale rację mają chyba ci, którzy wskazują Irak. Chrześcijaństwo i w Iraku i w Syrii istnieje „od zawsze”. Pierwsze gminy zostały na tamtych terenach założone jeszcze przez Apostołów. Przetrwało aż po XX w., choć otoczenie było muzułmańskie. Pod koniec XX zaczęła się katastrofa. Najpierw „padł” względny pokój w Iraku. Rządzący tam Saddam Husajn, niewątpliwy dyktator „zamordysta”, potrzebował chrześcijan i innych mniejszościowych grup etnicznych, by utrzymać w kraju delikatną równowagę polityczną. Gdy objawił swe plany imperialne, USA postanowiły przeciwdziałać zbrojnie i zyskały wsparcie innych krajów arabskich przerażonych rosnącą siłą ambitnego dyktatora. Dał się sprowokować i zajął Kuwejt – wydawało mu się, że za przyzwoleniem USA, bo uprzedził o swych zamiarach amerykańską szefową spraw zagranicznych. Został pobity i przyjął warunki kapitulacji. Niebawem USA zarzuciły mu tajną produkcję broni biologicznej. W tzw. II Wojnie w Zatoce stracił władzę i życie. Fabryk ani zapasów broni biologicznej nie znaleziono. A zwycięzcy zabrali się do „wprowadzenia demokracji na wzór Zachodni”. Nastąpił długi okres walk, których ofiarami stali się m.in. chrześcijanie – bo za wrogów uważali ich i szyici i sunnici, a zwłaszcza tzw. „Państwo Islamskie”. W efekcie morderstw i ucieczek ta społeczność zmalała z kilku milionów do kilkuset tysięcy.
Syria miała „dynastię dyktatorów” al-Asadów. Pochodzili z małej społeczności alawitów – odłamu muzułmańskiego, który zarówno szyici jak i sunnici traktowali jak „heretyków”. Oni też stanęli wobec konieczności budowania aprobaty społecznej i oprócz muzułmanów różnej denominacji tolerowali i chronili różne mniejszości – w tym różne społeczności chrześcijańskie. Tam też chrześcijaństwo istnieje „od zawsze”. Jest (nie wiem, czy nadal) nawet społeczność posługująca się językiem aramejskim – „domowym” językiem Jezusa Chrystusa. Tam też Zachód zaczął „wprowadzać demokrację na wzór Zachodu”. Przez kraj przetoczyła się wojna z ISIS i z udziałem gorszych od bandytów oddziałów tzw. „opozycji demokratycznej”. Dyktator utrzymał się „na bagnetach rosyjskich”, część kraju zajmują Amerykanie, a część kontroluje Turcja. I tu lwią część kosztów tej „chwalebnej operacji w imię demokracji” ponieśli chrześcijanie. Tak trudno jest przekonać naszych przyjaciół po obu stronach Atlantyku, że na tamtych terenach słowo „demokracja” (choć próbowali o tym przekonywać także przywódcy kościołów chrześcijańskich) rozumie się w znaczeniu pierwotnym: większość ma wszelkie prawa. Tak było też u nas kilka wieków temu – warto przypomnieć historię Anglii i Francji… Do stwierdzenia, że niezbędnym składnikiem demokracji jest poszanowanie praw jednostki trzeba było dochodzić b.długo. Na Bliskim Wschodzie do tego daleko. Więc lepiej nie eksperymentować tam z „przyśpieszonym wprowadzaniem rządów demokratycznych na siłę”.
Jerzy: https://jerzykropiwnicki.wordpress.com/
10 marca 2021
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz