Skip to main content

„Ogień wielkanocny”, czyli skąd się wzięły tajemnicze zagłębienia w ceglanych ścianach piotrkowskiej fary

IMG_4883.JPG

Kubki, czarki, dołki, jamki, dziurki lub otworki. Różnie nazywane zagłębienia od lat pobudzały wyobraźnię nie tylko wiernych wchodzących do piotrkowskiej fary. Ludzie od zawsze starali się wytłumaczyć pochodzenie otworów widocznych na zachodniej ścianie prezbiterium bazyliki mniejszej. A czyniono to w najróżniejszy sposób.Nietypowe otwory na murach kościołów nie są jednak czymś zupełnie nadzwyczajnym. Znajdujące się zazwyczaj na południowych i zachodnich elewacjach ścian kościołów w różnych miejscowościach w Polsce oraz innych krajach środkowej Europy, które dostrzegalne są gołym okiem w postaci półkolistych wgłębień nazywane czasem kubkami, czarkami, dołkami lub jamkami, od lat pobudzały wyobraźnię przedstawicieli społeczności lokalnych.

Również piotrkowianie, starali się w najróżniejszy sposób wytłumaczyć pochodzenie okrągłych zagłębień widocznych na zachodniej ścianie prezbiterium piotrkowskiej fary, w bezpośredniej bliskości wejścia od strony południowej. Do dziś widocznych jest tam kilkadziesiąt niewielkich i niezbyt głębokich, okrągłych jamek. Znajdują się one na stosunkowo niewielkiej wysokości nad poziomem nawierzchni kościelnego dziedzińca. Trzeba jednak zaznaczyć że jest on znacznie podwyższony w stosunku do pierwotnego stanu sprzed kilkuset lat, co widać chociażby w różnicy poziomów między dziedzińcem a posadzką kruchty. Z czasem te nietypowe zagłębienia stały się źródłem wielu domysłów, bardziej lub mniej wydumanych tłumaczeń, które niejednokrotnie owiane zostały tajemniczością legendy.
Jedna z hipotez związana była z wiarą w to, że duchy przodków, utożsamiane z pokutującymi duszami z pobliskiego cmentarza parafialnego, które raz do roku miały próbować nawiedzić świątynię. Gdy drzwi były zamknięte miały za pomocą kości piszczelowych drążą w ceglanej ścianie otwory, by w ten sposób spróbować dostać się do środka.

Znane są też przekazy mówiące o tym, że starta cegła ze świątynnych murów, jeszcze w XIX w. wykorzystywana była jako lekarstwo dla bydła i zwierząt gospodarskich. Wierzono bowiem, że ceglany proszek z murów świątyni jest na swój sposób uświęcony i sakralizowany. W związku z tym miał posiadać wyjątkowe moce lecznicze, a w medycynie ludowej znalazł zastosowanie jako składnik paszy stanowiący antidotum na różne zwierzęce dolegliwości.
Otwory miały być też wykorzystywane w celu pozbycia się chorób przez ludzi. Według przekonań ludowych, aby pozbyć się choroby, wystarczyło ją trzykrotnie wdmuchnąć w zagłębienie, zrobione specjalnie w tym celu w kościelnej ścianie.

Kolejne wytłumaczenie głosi, że były to pozostałości praktyk pokutnych, a dziury miały mieć charakter ekspiacyjny. Sam fakt, ze grzesznicy czynić mieli pokutę za popełnione niegodziwości jest zrozumiały. Jednak nietypowy sposób jej wykonywania może budzić dziś uśmiech. Według przekazów oszuści i złodzieje mieli wiercić otwory palcem lub monetą. Ci, którzy dopuścili się grzechu obmowy, kłamstwa lub krzywoprzysięstwa mieli wykonywać zagłębienie językiem. Pokutę taką, tym, czym zgrzeszyli, czynić mieli też cudzołożnicy.

Bardziej logiczne wytłumaczenia zaczęły pojawiać się dopiero po II wojnie światowej. Postawiono wówczas kolejne hipotezy odnoszące się do okoliczności powstania zagadkowych wgłębień. Według pierwszej miał to być rodzaj znakowania cegły przez wytwórcę. Druga wiązała ubytki w cegłach z działaniami wojennymi i ostrzałem kościelnych murów z broni palnej. Jako najbardziej prawdopodobne przyjęto jednak stanowisko trzecie, które zakładało, że otwory powstały w wyniku rozniecenia za pomocą świdra łukowego tzw. „świętego ognia”.

Czynność ta znana była już w epoce kamienia, a polegała na użyciu wiertła wykonanego z twardego drewna, które owijano sznurkiem, rzemieniem lub cięciwą łuku. Poruszając łukiem, wiertło wprowadzane było w ruch obrotowy. Jego stożkowato zastrugany koniec opierany o pionową, stabilną płaszczyznę muru kościelnego drążył w nim otwór. Drugi koniec obracał się w miękkiej deseczce. W wyniku tarcia powstaje ciepło. Wtedy wystarczyło przyłożyć łatwopalny suchy materiał, np. runo owcze, korę brzozy lub mech, a ten niemal natychmiast zaczynał się palić. Widoczny przy tym płomień uchodził za „święty ogień”, któremu przypisywano niezwykłą moc.
Sposób ten znany był Słowianom w czasach przedchrześcijańskich, a związany był z powszechnym kultem ognia. Obrzęd przejścia z ciemności do światła, czyli z zimy do wiosny, wraz z chrystianizacją naszych terenów, wykorzystany został w późniejszych wiekach przez Kościół Katolicki. W ten sposób rozniecano między innymi „ogień wielkanocny”, od którego podczas liturgii wielkosobotniej, w noc Wigilii Paschalnej odpalano świecę paschalną - symbol Chrystusa Zmartwychwstałego. Następnie w uroczystej procesji zapalony paschał wnoszono do świątyni. Od paschału odpalano kolejne świece, które stopniowo rozświetlały cały kościół, symbolizując zwycięstwo jasności nad ciemnością. Sakralny ogień dobywano z kościelnej ściany także w przeddzień świąt Bożego Narodzenia i roznoszono po domach jako boży dar ciepła i światła.

Tradycja ta znana i przez lata kultywowana była w różnych regionach. Jeśli chodzi o tereny Polski, to najwięcej otworów - aż 3200, doliczono się na murze kościoła parafialnego pw. św. Michała w Pobiedziskach. W Szamotułach jest ich ponad 250. Ale otwory po świdrach ogniowych można spotkać nie tylko w kościołach w Wielkopolsce. Są też na Kujawach, Pomorzu Zachodnim i Wschodnim, na Ziemi Lubuskiej, Górnym i Dolnym Śląsku, Warmii, Małopolsce i w Polsce środkowej. Liczne ślady odnajdziemy również np. na ścianach kolegiaty w Opatowie.

Otwory po świdrach ogniowych spotykane są również w innych częściach Europy, m.in. w Meklemburgii, Brandenburgii, Dolnej Saksonii, a nawet w południowej Szwecji. Występują najczęściej na kościołach gotyckich, ale spotkać można je również na świątyniach romańskich i barokowych (XII-XVIII w.). Umiejscowione są zazwyczaj w miejscach dobrze nasłonecznionych, czyli na ścianach południowych i wschodnich, często w bezpośrednim sąsiedztwie portalu wejściowego. W symbolice sakralnej jest to strefa światła, w przeciwieństwie do strony północnej i zachodniej, które utożsamia się z ciemnością i złymi siłami.

Jamki można zaobserwować przeważnie w niższych partiach murów. Większość zagłębień powstała na wysokości 1-1,5 m. Ich średnica odpowiada grubości kołka użytego do stworzenia świdra ogniowego i zazwyczaj waha się od 0,5 do 1,5 cm. Głębokość jest dość zróżnicowana. Obok płytkich zagłębień mierzących ok. 0,2 cm, występują też znacznie głębsze, dochodzące czasem do 2 cm. Ilość otworów na jednej cegle, też bywa zróżnicowana. Na ścianach niektórych obiektów w Polsce spotyka się nawet kilkanaście otworów. Czasami nachodzą na siebie, pokrywają również fugi, a nawet kamienne podmurówki.

Jako ciekawostkę podać można, że oprócz ścian piotrkowskiej fary, jest również inne miejsce w Piotrkowie, w którym widoczne są podobne ślady. To pałac wieżowy wzniesiony na potrzeby dwory króla Zygmunta Starego. Dla odmiany ślady świdrów ogniowych znajdują się tu na kamiennych blokach naroży budowli od strony północno-zachodniej. Nie miały one jednak znaczenia sakralnego, a bardziej praktyczne, związane były najprawdopodobniej ze zlokalizowaniem w pobliżu budowli zaplecza gospodarczego i działalnością kuchni królewskiej.

Paweł

20 kwietnia 2020

5
Ocena: 5 (3 głosów)
Twoja ocena: Brak