Skip to main content

Moje wątpliwości w sprawie afery z Przewodniczącym KNF

portret użytkownika Z sieci

Dla korupcji nie znajduję usprawiedliwienia. 6 lat byłem ministrem, 9,5 – Prezydentem wielkiego miasta i żadna afera korupcyjna do mnie się nie „przykleiła”. Ale przestrzegałem kilku prostych zasad, wśród których zasadniczą była ta, że z interesantem nie rozmawia się „w cztery oczy” – ani w urzędzie, ani gdzie indziej. I nie umawia się na spotkania „w ustronnych miejscach”.

P. Marek Chrzanowski spotykał się „w cztery oczy” z biznesmenem, którego milionowe interesy znajdowały się w rozpaczliwym stanie, który stał wobec perspektywy utraty majątku wartego miliardy złotych. Nie sposób pominąć faktów, że ów miliarder pojawił się w biznesie w połowie lat 1980 dosłownie „znikąd” i w ciągu kilkunastu lat stał się jednym z najbogatszych ludzi w Polsce. Majątek tworzył w czasie, gdy panowała „doktryna” głoszona także przez formacje sprawujące władzę w naszym kraju, iż „pierwszy milion trzeba ukraść”. Nie twierdzę, że sam kogoś okradł, lecz że wzrastał w znaczenie i bogactwo w czasach, gdy w świecie polskiego biznesu powszechnie przyjęte normy moralne nie były „w użyciu”.

W czasach PRL wcześnie podjął życiową decyzję i (jak wynika z akt IPN) w wieku 18 lat podpisał zobowiązanie do współpracy z SB jako TW Ernest, a w kilka lat później – do współpracy z wywiadem PRL. Zapewne w tym czasie dobrze poznał metody prowokacji i nauczył się nie przywiązywać znaczenia do tzw. „zobowiązań honorowych” typu „ta rozmowa ma charakter prywatny”. Spotykanie się z takim człowiekiem „w cztery oczy” to ryzyko. Nawet wówczas, gdy przedmiotem rozmowy jest piękno Malty, na której ów biznesmen mieszka na stałe.

Tyle co do karygodnej nieostrożności spotykania się „w cztery oczy”, zwłaszcza z takim „człowiekiem sukcesu”. Drugi poważny problem to ten, że ów miliarder ujawnił treść rzekomej propozycji korupcyjnej w 8 miesięcy po jej usłyszeniu. Moment ujawnienia jest dla mnie czytelny: dokonał go wtedy, gdy już zapadła w KNF decyzja, czy nawet zespół decyzji, że niektórych instytucji z imperium biznesmena uratować się nie da. Wprawdzie niektóre media życzliwe miliarderowi, a nieżyczliwe b.Prezesowi KNF przedstawiają „kalendarium”, z którego wynikałoby, że decyzje KNF oraz inicjatywy ustawodawcze zostały uruchomione niejako w reakcji na doniesienie do prokuratury. Byłem wystarczająco długo posłem, członkiem rządu i szefem ważnych instytucji, by wiedzieć, że takie decyzje i inicjatywy nie są podejmowane z dnia na dzień. Wymagają miesięcy przygotowań. Złożenie doniesienia do prokuratury wczesnym rankiem też nie jest zwykłą praktyką pp. Mecenasów, którzy raczej lubią się wysypiać i mają do tego prawo. Zatem doniesienie traktowałby raczej jako próbę zachwiania tymi decyzjami poprzez ich wyprzedzenie „choćby o godzinę”. Mało prawdopodobne, by miliarder nie potrafił kupować informacji, a nawet informatorów w sprawach, które tak bardzo dotyczyły jego majątku, imperium władzy oraz prestiżu „w środowisku”. Ma przy tym współpracowników doświadczonych i skutecznych w działaniach w obszarze polityki. Złożył więc zawiadomienie wczesnym rankiem – i żaden komunikat z KNFu czy Sejmu nie miał szans wyprzedzenia i siłą rzeczy „był reakcją na doniesienie”.

I na koniec jeszcze jedna sprawa: zgodnie z prawem, ten, kto usłyszy propozycję korupcyjną powinien o niej poinformować organy ścigania NIEZWŁOCZNIE. Od marca do listopada, to nie jest „niezwłocznie”. Na co potrzebny był ten czas? Obawiam się, że w dobie elektroniki cyfrowej przez niemal 8 miesięcy można „twórczo opracować” każde nagranie. Nie twierdzę, że tak właśnie się stało, ale warto to sprawdzić. Mam nadzieję, że „propozycja korupcyjna” okaże się wymysłem i bezpodstawnym pomówieniem…

Jerzy: https://jerzykropiwnicki.wordpress.com/

16 listopada 2018

5
Ocena: 5 (2 głosów)
Twoja ocena: Brak