Skip to main content

Wypaczone pojęcie miłości i miłosierdzia

portret użytkownika Jacek Łukasik
piorun.jpg

Polega ono w skrócie mówiąc na błędnym przekonaniu, że miłość i miłosierdzie polegają tylko na głaskaniu, byciu miłym. Nie wolno pod niczyim adresem zwłaszcza osób publicznych wypowiedzieć słów ostrzejszej krytyki, bo od razu zarzucą nam „osądzanie innych”. Wczoraj doświadczyłem aż nadto takiej sytuacji na facebooku.

Przestrzegłem wszystkich przed książką dla dzieci „Mała Nina”, w której zawarto opis profanacji Najśw. Sakramentu. Wyraziłem przypuszczenie, do którego – uważam – miałem pełne prawo, że autor(k)a tej książki najprawdopodobniej jest satanist(k)ą, bo któż może wzywać do profanacji Hostii. Napisałem, że odmówiłem Zdrowaśkę za tę osobę i umieściłem zdanie: Nie daj Boże zginąć tej duszy. O jak się jedna kobieta rzuciła na mnie z argumentami, że oceniam, osądzam, że modlić się należy w skrytości, że brak miłości bliźniego – rzekomo najważniejszego przykazania. Zacząłem prostować, że przykazanie to dotyczy miłości Boga i bliźniego (Boga na pierwszym miejscu), że upominanie grzesznych to jest pierwszy uczynek miłosierdzia co do duszy. Jakim argumentem mi odpowiedziano: samemu trzeba być bez zarzutu, by upominać innych.

Zripostowałem, że nigdy w Kościele katolickim nie nauczano w ten sposób, bo na Ziemi nie ma ludzi doskonałych, że to masoni chcą zepchnąć wiarę do prywatności. Ta co mi zarzucała osądzanie, sama osądziła mnie, że ja pisałem o modlitwie na pokaz (nawet nie pomyślałem w ten sposób). Dostrzegam tutaj opłakane skutki „ducha Soboru”: miłość to pobłażanie dla zła i relatywizacja grzechu, naiwne i sentymentalne pojmowanie miłości. Niestety niektóre wypowiedzi papieża Franciszka w tym zakresie budzą mój zasadniczy niepokój. Nie doczekałem się od tej pani odpowiedzi na zasadnicze postawione przeze mnie pytanie: czy to, że nie chcę, by autor(k)a tej książki poszedł (poszła) do piekła to dowód braku miłosierdzia? Opatrzyłem to pytanie (moim zdaniem retoryczne) kilkoma znakami zapytania. Przed Soborem Watykańskim II nie było możliwe, by kardynał udzielał wywiadu masonom i nikt się nie gorszył, że to „osądzanie, brak miłości”. O, jak mnie takie słowa irytują! Przypominają się słowa angielskiego pisarza katolickiego Chestertona, który stwierdził, że „moderniści tak szafują słowem miłość, że człowiek na dźwięk tego jednego z najpiękniejszych słów w ludzkim języku doznaje odruchu wymiotnego”. I będzie moim zdaniem bardzo źle, póki „duch Soboru” (nie chodzi tu o sam Sobór) nie zostanie wyegzorcyzmowany z Kościoła.

Miłość to nie tylko głaskanie. Ludziom czyniącym zło należy nieraz to powiedzieć nie żałując mocnych słów (nie w każdym wypadku fakt – niektórych wystarczy upomnieć delikatnie i łagodnie). Czy Pan Jezus zawsze głaskał słownie Swoich słuchaczy? Na pewno nie:
http://adam.blog.deon.pl/2015/05/swiety-gniew/

Podsumowując jeszcze raz podkreślę: miłość i miłosierdzie nie mają nic wspólnego z pobłażliwością wobec zła.

Jacek: http://cenzurzenie.blog.onet.pl/

8 lutego 2016

4.833335
Ocena: 4.8 (6 głosów)
Twoja ocena: Brak