Szanowny Panie Pawle, w odpowiedzi na...
Przepraszam za zwłokę, zostałem tak wychowany, że raczej odpowiadam na każdy list, a opóźnieniem nie miałem zamiaru Panu uchybić. Ponieważ Pana kurtuazyjna odpowiedź zawiera jednak sporo złośliwości (a jak zapisał w swych pamiętnikach Churchill – jest to właściwość ludzi inteligentnych) postaram się nie wypaść z konwencji, choć w stopniu ograniczonym. Niestety, brak czasu nie pozwala mi na 5 stron maszynopisu, gdyż jedyne co mnie w polityce zajmuje obecnie to Gibraltar 1943. Pozwolę sobie odpowiedzieć w punktach.
1/ Co do zarzutu sążnistych responsów: zazwyczaj pisze dużo, nie ważne czy naukowo, czy publicystycznie: duże artykuły, duże książki gdyż: uważam, że pisane czy drukowane nie parzy (nawet gdy potencjalni czytelnicy – przede wszystkim moi studenci - są odmiennego zdania). Wynika to z trzech rzeczy: z zamiaru dogłębnego wyjaśniania materii – co zazwyczaj trudno uczynić w trzech słowach na krzyż, z szacunku dla odbiorcy i z nieakceptowania bylejakości w życiu, pracy polityce itd.
2/ nie wiem czy to możliwe, żeby mógł się Pan pogubić, wszka uchodzi Pan za dobrze zorientowanego we wszelkich materiach. Ja nie należę wszak do żadnej partii, nie trzymam z żadnym stronnictwem, a w kolejnych wyborach zamierzam co prawda wystartować, ale dopiero… – o czym wszyscy wiedzą – jak tylko wrócę ze Swarzędza. Sęk w tym, że wcale się tam nie wybieram.
Jeśli zaś liczba mych wystąpień „medialnych” stanowić ma podstawę „zarzutu” nadmiernej aktywności, to mogę tylko stwierdzić, że zapewne moi koledzy po fachu jak dr J. Flis czy dr M. Migalski popękaliby ze śmiechu. Jeden z mych Mistrzów, wielce medialny prof. R. Pipes, twierdzi, że w publicystyce ilość wystąpień nie powinna trzy-czterokrotnie przekraczać liczbę wypowiedzi w nauce. Skoro w mym przypadku proporcje są odwrotne, to chyba mogę spać spokojnie.
Wspomniał Pan poprzednio o pozycji „jedynego okrętu flagowego”. Jest to fakt i to wyjątkowo dla mnie dyskomfortowy, ale ta sytuacja potrwa jeszcze – mam nadzieję – niecały rok. Nasze dwie wychowanki, rodowite Piotrkowianki będą wkrótce doktorami nauk humanistycznych i – jeśli tylko media zechcą skorzystać z ich wiedzy – wyręczą mnie. Ale zmiany w tonie wystąpień nie należy się spodziewać. Choć może różnimy się wyrazistością poglądów, to jednak jesteśmy uformowani przez tę samą literaturę przedmiotu. Mam nadzieję, że wpoiłem również mym młodszym koleżankom brak tolerancji dla bylejakości, zwłaszcza w polityce. One chyba szczególnie jaskrawo ją widzą, gdy muszą się wstydzić za jednego ze swych kolegów z roku, będącego w Radzie Miejskiej Pana kolegą.
3/ na zarzut braku umiejętności stawienia czoła krytyce odsyłam do Pańskiego PS (w kontekście porównania kto: Pan czy ja znosi ją gorzej). Proszę prześledzić też czasopisma fachowe. Zauważy Pan, że nie ma tam zwyczaju głaskania się po główkach, a w kontekście tego co robię zawodowo jestem przywoływany w miarę regularnie. Jeśli następstwem tego są ewentualne polemiki, to „temperatura” mych wystąpień jest dużo wyższa niż na trybunalskich.pl. Na wszelkie oceny jestem otwarty, negatywne również, o ile są merytoryczne. Wszak krytyka to podstawa postępu.
A tak poważniej: Ze smutkiem jednak stwierdzam, że wypowiedzi takie jak Pańskie stanowią rzadkość [osobiście mogę się z nimi zgadzać albo i nie (a przeważnie się nie zgadzam, ale to zupełnie inna sprawa), ale o których (przynajmniej o większości) nie mogę powiedzieć że są niemerytoryczne]. Większość tzw. piotrkowskich wystąpień politycznych, wskazuje że albo ich autorzy znaleźli się w polityce przypadkiem, albo weszli do niej świadomie, ale nie w celach politycznych. Stąd ktoś, kto uważa się za politologa musi wręcz wkalkulować krytykę w koszta uprawiania zawodu w takim ośrodku jak Gród Trybunalski. Jak bowiem ocenić tych, którzy stanowią żywą egzemplifikację opinii Marszałka Piłsudskiego? Jeśli nie ceni się ponad 85% Rady Miejskiej, to trudno wyrażać się o niej pozytywnie. Ta sama uwaga dotyczy tzw. piotrkowskiej klasy politycznej. A jeśli jest się uczciwym i o tzw. politykach mówi się źle albo bardzo źle, to zdrowy rozsądek nakazuje, by uwzględnić sytuację odwrotną, gdy nie jest się ulubionym ulubieńcem „miejscowego establishmentu”. Mam tego pełną świadomość. Ot, taki wredny charakter.
Niemniej skoro Mały Jezus przychodzi do wszystkich, stąd też wszystkim – przede wszystkim Panu, ale i wszystkim bez wyjątku piotrkowskim politykom od których zależy pomyślność Miasta, Powiatu, Kraju – życzę spokojnych Świąt, tradycyjnego wszystkiego najlepszego oraz pracowitości i poczucia odpowiedzialności w Nowym Roku.
Arkadiusz Adamczyk
Konsekwentnie: UJK, Filia Piotrków Trybunalski
19 grudnia 2008
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
Odpowiedź inżyniera o wrednym charakterze
Szanowny Panie Doktorze,
dziękuję za odpowiedź.Z całą pewnością będziemy się jeszcze wielokrotnie nie zgadzać. Czy będą to dyskusje, ze szczyptą złośliwości? Pewnie tak. Ba, kwestia szczypty jest nawet dyskusyjna, bo może się zdarzyć ilość hurtowa.
Myślę jednak, że dopóki dyskutujemy, dopóki się spieramy, to znaczy , że nie jest nam wszytsko jedno. Nikt z nas nie chciałby mieszkać w mieście ludzi, którym jest wszystko jedno.
Byłoby niepoprawną utopią życzyć w tym szczególnym czasie , zebyśmy wszyscy się kochali. Dlatego życzę Panu, Wszystkim Trybunalskim i sobie takich sporów i dyskusji, które będą twórcze, przez które będziemy się rozwijać.
Życzę ciepłych (w sensie uczuć :)), szczęśliwych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, które nam wszystkim pozwolą nabrać odrobinę dystansu do codzienności. Takiego dystansu, który jest niezbędny , żeby widzieć rzeczy największe i najważniejsze.
Paweł Ciszewski
Piotrków jest trudny
Piotrków jest trudny. Piotrków jest bardzo trudny jak chodzi o publiczną debatę ludzi aspirujących do publicznej służby. Boże. Wywiadu do materiału dziennikarskiego to taki chętnie udzieli. Potem powie, że przekręcili, że całość materiału nie tak jak chciał ukierunkowała jego wypowiedź. A prawa jest taka, że chciał zasinieć pod przykrywką…. Sam nie napisze i nie podda pod osąd swego zdania.... To pierwsze. Drugie, to noszenie zadry a i kamieni za pazuchą. Nie wyłożymy jej publicznie... tak trochę z Pani Dulskiej... tak trochę z politycznego biznesu. Bo owe kierujemy jak chcemy, komu chcemy i po cichu. Polskie piekło o tym mówią ja nazywam to toksynami.
Zatem, jako twórca tego portalu cieszę się z Waszej polemiki. Dajecie mi satysfakcję z dobrze zrobionej roboty. Pozdrawiam w tym miejscu Autorów i Komentatorów Portalu. Pokazujecie, że mój czas, pieniądze... nie idą na marne. Brakuje nam cały czas... o tym mówi Paweł, debaty o mieście, o jego sprawach. Coś tu jest, ale mało... Nie ma jej z tych samych powodów. Za duże, jak nazwę „za koteryjnienie” życia publicznego, pod płaszczykiem polityki.
witold k