Skip to main content

Patrol „KOGUTA” z Narodowej Organizacji Wojskowej

portret użytkownika Robert Rudnicki

Rok 2014 jest okresem wielu ważnych rocznic dla Obozu Narodowego. 75 lat temu Stronnictwo Narodowe powołało do życia formację zbrojną, która wkrótce przyjęła nazwę Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW). Niebawem stała się ona jedną z największych sił zbrojnych Polski Podziemnej, walczącej z okupantem niemieckim. W Piotrkowie NOW miała silne struktury, a została zapamiętana głównie poprzez działalność dywersyjną Patrolu kaprala „Koguta”.

NOW w powiecie piotrkowskim w krótkim czasie zorganizowała swoje struktury i do połowy 1942 roku była najliczniejszą organizacją podziemną na tutejszym terenie. Liczyła wówczas 535 członków, zgrupowanych w Piotrkowie i w pięciu międzygminnych obwodach. ZWZ-AK liczyły natomiast 495 żołnierzy. W kwietniu 1943 roku NOW weszło w skład AK, chociaż proces scaleniowy trwał do końca tegoż roku. Zastępcą komendanta Obwodu AK został wówczas szef NOW por. Józef Krasuski „Malina”, „Jastrzębiec”, „Karol”. Natomiast na początku 1944 roku przedstawiciel SN Romuald Dukowicz „Pątnik” został zastępcą delegata Powiatowej Delegatury Rządu na Kraj w Piotrkowie (konspiracyjnym wicestarostą).

Ważną rolę w organizacji odgrywały patrole dywersyjne, które odpowiedzialne były za likwidację konfidentów, zdobywanie broni i przeprowadzanie akcji aprowizacyjnych. Składały się one przeważnie od 3 do 6 osób. Najbardziej znanym patrolem NOW z Piotrkowa, był ten dowodzony przez Józefa Mistrzaka „Koguta”, który po scaleniu znalazł się w dyspozycji komendanta Obwodu AK. „Kogut” posługiwał się także nazwiskiem Józef Malinowski i prawdopodobnie pochodził z Pabianic. Na początku okupacji przebywał u kuzyna Józefa Mazeranta na ul. Prostej, po czym przeniósł się do przyjaciela z NOW - Piotra Szymańskiego „Mrówki”, który mieszkał na przedmieściu przy ul. Słowackiego. Tworzyli oni nierozłączną parę konspiratorów. W pracy pomagali im także łącznicy: Marian Kurkiewicz „Szary” i Zuzanna Rejmicz.

Patrol „Koguta” wsławił się zastrzeleniem groźnego konfidenta Romana Moskaluka. Była to jedna z głośniejszych akcji na terenie Piotrkowa w czasie okupacji niemieckiej. Ten przedwojenny nauczyciel szkoły powszechnej w powiecie łęczyckim, narodowości ukraińskiej, tuż po wkroczeniu Niemców do Polski osiadł z rodziną w Piotrkowie i nawiązał współpracę z Gestapo. Jego żona rozpoczęła pracę w szkole powszechnej, a on już od 1933 r. był emerytem. Zaczął więc rozpracowywać środowisko pedagogiczne wykorzystując do pomocy żonę i dwójkę swoich dzieci – 16-letnią córkę oraz 14-letniego syna. Moskaluk denuncjował nauczycieli, więc jego likwidacja była naglącą sprawą. Komendant Obwodu AK por. Adam Olasik „Roman” do wykonania wyroku Sądu Specjalnego użył właśnie patrolu „Koguta”. W dniu 20 sierpnia 1943 r. był dzień targowy. W godzinach porannych Moskaluk wyszedł ze swojego domu przy ul. Piastowskiej i udał się w kierunku Hali Targowej. „Kogut”, wraz z dwoma żołnierzami, poszedł za nim, zbliżył się do niego i zastrzelił, oddając dwa strzały z pistoletu. Na targowisku powstała panika. Ludzie uciekali w różne strony. To ułatwiło dywersantom wmieszanie się w tłum i bezpieczne wycofanie. Po upływie kilkunastu minut przybyli na miejsce zdarzenia gestapowcy, którzy polecili zabrać ciało agenta. Warto także dodać, iż informacja o wykonaniu wyroku na Moskaluku ukazała się w komunikacie nr 26 Kierownictwa Walki Podziemnej zamieszczonym w „Biuletynie Informacyjnym” nr 50 z 16 XII 1943 r.

Podczas kolejnej akcji patrol „Koguta” w końcu września 1943 r., po półtoramiesięcznej obserwacji, zatrzymał na szosie między Bykami a Jarostami dwóch jadących na rowerach volksdeutschów. Za współpracę z piotrkowskim Gestapo zastrzelił ich w moszczenickim lesie, rekwirując jednocześnie jednoślady i dwa pistolety.

Pod koniec 1943 r. na podwórko zabudowań „Koguta” i „Mrówki” weszli dwaj Niemcy ze służby granicznej. Chcieli kupić coś do jedzenia. Konspiratorzy szybko się porozumieli, ukryli się za zabudowaniami, poczekali na hitlerowców i rozbroili bez trudu. Konsekwencją tej akcji było jednak zabranie 16-letniego syna gospodyni - Tadeusza Kucharskiego przez Niemców i wywiezienie go w grudniu 1943 r. do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. „Kogut” i „Mrówka” wraz z rodziną musieli także opuścić ten teren i przenieśli się na ul. Michałowską.

W dniu 9 lutego 1944 roku doszło do wydarzenia, którego konsekwencje okazały się bardzo przykre dla piotrkowian. Józef Mistrzak „Kogut” i Piotr Szymański „Mrówka” wracali wieczorem, sporo po godzinie policyjnej z komendy NOW przy ul. Polnej do mieszkania żony „Mrówki” – Władysławy (pieszczotliwe nazywanej Lilką). Mieszkanie znajdowało się w małej kolonii domków jednorodzinnych, prawie pod Michałowem, tj. między alejką przy torach kolejowych na Budkach, a ul. Michałowską. Noc była pochmurna, ale księżyc chwilami przeświecał między chmurami i widoczność stawała się bardzo dobra. Dywersanci przeszli ul. Piłsudskiego, dostali się nad Strawę, a następnie ścieżką wzdłuż rzeczki wyszli tunelem pod torami kolejowymi na Budki. Idąc rozmawiali po cichu, kurtki mieli rozpięte, ręce w kieszeniach, na kolbach pistoletów. Tak doszli do budki kolejowej, naprzeciwko ul. Promenady, tuż przy hucie Hortensja. Wtedy zza budki wyskoczyli Niemcy i policja granatowa z głośnym „Hande hoch!”. Pojawienie się patrolu niemieckiego w tym miejscu mogło być spowodowane przeprowadzoną w tym samym czasie akcją akowskiego zespołu dywersyjnego „Mina”. Żołnierze wyjęli posłusznie ręce z kieszeni, ale razem z pistoletami i jednocześnie z czterech rąk otworzyli do Niemców ogień. Oni byli tak zaskoczeni, iż zaczęli uciekać przez tory kolejowe, zostawiając zabitego i rannych. „Kogut” z „Mrówką” rzucili za nimi granaty, aby dokończyć dzieła. Później biegiem przez ogrody i cmentarz dotarli do „Szarego”, mieszkającego na ul. Prostej. Opowiedzieli całą historię i kazali poinformować o zajściu komendanta na Polnej. Uzupełnili amunicję do pistoletów i wyruszyli do oddziału partyzanckiego „Wicher”. W wyniku zdarzenia na Budkach zginął 1 schupowiec, a ranni zostali – 2 bahnschutze i policjant granatowy.

Trzy dni później Niemcy mszcząc się za zastrzelenie żandarma, przywieźli 20 osób z piotrkowskiego więzienia na miejsce niedawnej akcji (teren byłego cyklodromu) i je rozstrzelali. Ustawili najpierw 10 mężczyzn przy przygotowanej wcześniej żerdzi, po czym oddali do nich salwę z karabinu maszynowego. Żyjących dobijano pojedynczymi strzałami. W identyczny sposób rozstrzelano drugą dziesiątkę mężczyzn. Wśród zamordowanych było 15 żołnierzy związanych z ruchem narodowym, 3 z AK i 2 z PPR. Dzisiaj w tym miejscu stoi pomnik, przypominający o tym wydarzeniu. Gdy „Kogut” po pewnym czasie dowiedział się o tej egzekucji, rozpłakał się i stwierdził, iż to on i „Mrówka” powinni zginąć, a nie 20 niewinnych ludzi.

Konspiratorzy nie dotarli do OP „Wicher”, lecz znaleźli się w operującym w Opoczyńskiem oddziale partyzanckim „Błysk”. Nie był on podporządkowany piotrkowskiemu Kedywowi, lecz komendzie Obwodu AK Opoczno. „Mrówka” mając stopień plutonowego został w nim zastępcą dowódcy. W połowie kwietnia 1944 r. w nocy „Kogut” przybył na melinę we wsi Proszenie. Był to okres licznych aresztowań członków NOW w powiecie piotrkowskim. Wtedy opuścił Piotrków m.in. por. „Jastrzębiec”, który wraz z żoną Jadwigą Kędzierską ukrył się na melinie koło Częstochowy. W Proszeniu ukrywała się żona „Mrówki”, „Szary” oraz jego siostra. „Kogut” miał rozkaz zabrania ich do oddziału „Błysk”. We czworo na dwóch rowerach przejechali las nad Pilicę i łodzią przeprawili się na drugi brzeg. Następnie wozem konnym dostali się do oddziału. Na cześć gości urządzono małe przyjęcie powitalne.

Partyzanci, których w oddziale było 25, przebywali na kwaterze w kolonii Ludwików, nazywanej przez miejscowych - Łuby Sobieńskie. Pewnego dnia, tj. 6 maja 1944 r., po zajęciach szkoleniowych, został przypadkowo postrzelony szef oddziału Stanisław Łaszewski „Długi”. Przyczyną był fakt, że brat jednego z partyzantów, listonosz, który przyszedł w odwiedziny, wziął do ręki pistolet maszynowy sten bez magazynka. Nie wiedział, że w lufie jest pocisk. Pod wpływem wstrząsu nastąpił samostrzał. To była największa wada tej broni. „Długi” został ranny w obydwie nogi, powyżej kolan. Od razu przewieziono go do lekarza.

Tego samego dnia „Szary”, dowiedziawszy się od przebywających w oddziale łączniczek z Piotrkowa, iż w mieście zapanował już względny spokój, poprosił „Mrówkę” o pozwolenie na wyjazd. Otrzymał zgodę, tym bardziej, że na nową melinę miały być przerzucone żona „Mrówki” i siostra „Szarego”. Wykonania zadania podjął się „Kogut”. Jak wkrótce się okazało, dzięki temu wszyscy oni uratowali życie, bo oddział „Błysk” z 8 na 9 maja 1944 r. został niespodziewanie zaatakowany przez Niemców i doszczętnie rozbity. Piotr Szymański „Mrówka” zginął podobno jako ostatni. Wystrzeliwszy amunicję z brena, rzucił go w ogień, a następnie ostatnim nabojem w pistolecie zastrzelił się. W starciu zginęło 16 żołnierzy, w tym także kpr. Antoni Jędrzejczyk „Sady” z Gościmowic, były żołnierz NOW.

Tak bardzo tragiczne w skutkach wydarzenie było prawdopodobnie skutkiem zdrady. Zwłoki partyzantów Niemcy dodatkowo podpalili. Po ich odjeździe mieszkańcy wioski ugasili ogień. Pochowaniem zwłok zajęli się nieuczestniczący w walce żołnierze OP „Błysk”. Tymczasowo pochowali ich w Łubach Sobieńskich, a pogrzeb partyzantów odbył się z 13 na 14 czerwca pod Zakrzowem. Po wojnie, 27 sierpnia 1945 r., ciała poległych ekshumowano i pochowano na cmentarzu w Paradyżu.

„Kogut” po rozbiciu oddziału „Błysk” rozpoczął służbę przy obstawie radiostacji nadawczo-odbiorczej Obwodu piotrkowskiego AK. Aby stacja nie została wykryta, zachodziła konieczność częstej zmiany miejsc nadawania. W sierpniu 1944 r. „Kogut” wraz ze swym kolegą telegrafistą „Bokserem” przybył na 2-3 dni do „Szarego” w Piotrkowie. Byli dobrze uzbrojeni – mieli pistolety maszynowe, pistolety ręczne i granaty. Następnie dostarczyli radiostację do Białaczowa koło Opoczna do Marii Paduszyńskiej „Beaty”. W dniu 7 października 1944 r. przewieziono radiostację z kolonii Parzniewiczki do lasku w Sępnej, położonego przy drodze Kacprów-Bogdanów. Przewóz ubezpieczali też Leon Famulski „Lew” i Władysław Staranowski z Napoleonowa. Przewoźnikiem radiostacji był Bolesław Krawczyk ze wsi Siódemka z gm. Parzniewice. Po załadowaniu radiostacji na wóz wyruszono w drogę. Trasa przejazdu wiodła przez kolonię Parzniewiczki do szosy Truszczanek-Parzniewice, a następnie skręcono w lewo do majątku Parzniewice. Gdy znaleźli się naprzeciwko majątku, z budynku przy szosie z lewej strony oraz z zarośli padły strzały, najpierw do koni, potem do jadących. Woźnicy i Starnawskiemu udało się zeskoczyć z wozu na prawo do rowu. Pobiegli na pobliski cmentarz, gdzie się rozdzielili. Pozostali trzej partyzanci, w tym „Kogut”, zostali zabici. Był to kolejny przykład zdrady, bo Niemcy czekali na stanowiskach ogniowych, a o przewozie radiostacji byli uprzedzeni granatowi policjanci z Niechcic.

Zabici w dniu 8 października 1944 r. zostali pochowani na miejscu. Po pewnym czasie miejscowa ludność ich odkopała i przewiozła na cmentarz w Łękińsku. Po trzech dniach przyjechali Niemcy z Kleszczowa i kazali odkopać grób, a następnie ściągnęli ubrania z zabitych i dopiero pozwolili ich zakopać. Mieszkańcy „Kogutowi” i „Bokserowi” wystawili tablicę z napisem „Nieznani partyzanci polegli bohatersko w walce z hitleryzmem”. Leon Famulski został pochowany przez rodzinę.

Tak zakończyły się losy jednego z najbardziej znanych żołnierzy NOW w Piotrkowie. „Kogut” był w swoich działaniach zdecydowany, odważny i brawurowy. Był wysoko oceniany w swojej organizacji macierzystej, jak później również w AK. Z jego najbliższych współpracowników przeżył tylko M. Kurkiewicz „Szary”, ale musiał on zmagać się trudami KL Gross-Rosen, a potem KL Mittelbau. Po wojnie mieszkał w Nowogardzie w woj. szczecińskim.

Robert

7 czerwca 2014

5
Ocena: 5 (6 głosów)
Twoja ocena: Brak