Skip to main content

Kapitalizm kumoterski – zyskowność dzięki politycznym koneksjom

korupcja.jpg

O „republice kolesiów” czy „kapitalizmie kolesiów” raczej nie rozprawia się na wydziałach ekonomicznych. Rzadko również można o nim usłyszeć w mainstreamowych mediach czy na „salonach”. Pozostaje on – przynajmniej tak mogłoby się wydawać – domeną różnego rodzaju oszołomów, którzy, nie wiedzieć czemu, nie chcą przyjąć do wiadomości radosnej nowiny, że żyjemy w państwie „powszechnej szczęśliwości”.

Problem jednak istnieje i dostrzega go nie tylko polskie „oszołomstwo”. Randall G. Holcombe na łamach independent.org poddaje analizie powyższe zjawisko nazywając je kapitalizmem kumoterskim (tłumaczenie tekstu publikuje mises.pl). Na wstępie autor przeprowadza podział polityki ekonomicznej, wyróżniając tzw. politykę probiznesową oraz prorządową. Probiznesowa charakteryzuje się tym, że postuluje – w trosce o rozwój rodzimego biznesu – wprowadzanie subsydiów, utrudnienia dla konkurencji z zagranicy czy preferencje podatkowe dla miejscowych firm. Prorządowa natomiast wysuwa argumenty na rzecz zwiększania roli rządu w gospodarce, korygowania przez niego „niedoskonałości kapitalizmu”, kontroli przedsiębiorstw czy wreszcie walki z kapitalizmem kumoterskim. Aż trudno uwierzyć, ale zwolennicy opcji probiznesowej zdają się nie rozumieć, że ich postulaty są w gruncie rzeczy wyjściem naprzeciw postulatom opcji prorządowej. Choć każdy ze zwolenników opcji probiznesowej zaklinał się będzie, że chce zwalczać kapitalizm kumoterski, to jego postulaty tworzą tak naprawdę podwaliny pod jeszcze większy rozwój tej zdeformowanej formy kapitalizmu. Jak słusznie zauważa Holcombe: „Kapitalizm kumoterski jest to taki ustrój gospodarczy, w którym zyskowność przedsiębiorstwa zależy od koneksji politycznych”.

Autor artykułu stara się udowodnić, że choć o kapitalizmie kumoterskim rzadko rozprawia się w opracowaniach akademickich, częściej zaś w publicystyce, to jednak zjawisko to zostało już wiele lat temu opisane w tekstach naukowych, nawet jeśli autorzy tych tekstów nie do końca zdawali sobie sprawę, że opisując pewne mechanizmy polityki ekonomicznej piszą tak naprawdę o przyczynach powstawania kapitalizmu kumoterskiego. Różni analitycy podnosząc w swoich rozprawach, że rząd podejmując określone działania na rzecz gospodarki przyczyni się do powstania jakiegoś dobra, do poprawy sytuacji. Tymczasem, jak zauważa Holcombe, rząd nie jest wszechwiedzący – ma ograniczony dostęp do wielu rzeczywistych danych rynkowych; nie jest dobroczynny – urzędnicy, zwłaszcza ci, których los leży w rękach wyborców, bardzo często kierują się interesem własnym, własnej partii politycznej, czy określonych grup elektoratu; nie jest dyktatorem – w systemie demokratycznym decyzje zazwyczaj są wynikiem kompromisu, a ten uwzględniać musi różne interesy, niekoniecznie interesy wszystkich podatników. „Gdy członkowie rządu — biurokraci bądź urzędnicy elekcyjni — dostają władzę wdrażania lub narzucania regulacji lub wydawania pieniędzy, mają władzę, aby dać korzyści niektórym kosztem innych. Ten potencjał kładzie fundament pod kumoterstwo, ponieważ ludzie mają motywację, aby szukać przychylności rządu i ochronić się od przepisów lub wydatków, które uczyniłyby ich warunki konkurencji niekorzystnymi” - zauważa Holcombe.

Czynnik jaki wymienia autor artykułu z independent.org, stanowiący istotny składnik kapitalizmu kumoterskiego to „pogoń za rentą”. Jeśli istnieje potencjalna możliwość kiedy to rząd może obdarować przedsiębiorstwa pewnymi przysługami, wówczas przedsiębiorstwa te gotowe będą poświęcić część swoich zasobów, byleby tylko z tych przysług skorzystać. Firmy często apelują do rządu, by chronił je przed konkurencją, by zwiększał cła, czy stosował dopłaty, często domagają się ustanawiania monopoli. Już w latach 60, w literaturze naukowej poruszano to zjawisko i zwracano uwagę na to, że takie zabiegi prowadzą często do marnotrawienia zasobów firm, które w innym przypadku zostałyby wykorzystane dla dobra przedsiębiorstwa na działalność produkcyjną i ku zadowoleniu konsumentów. „Firmy zwiększają swoje zyski dzięki przysługom rządu, a w zamian wspierają polityków, którzy te przysługi wyświadczają. Taka relacja to kumoterstwo. Zyski z pogoni za rentą płyną do firmy, ale zamiast dodawać wartość do gospodarki, (...) odejmują wartość. Nie tylko dochodzi do marnotrawstwa zasobów na pogoń za rentą, ale zyski są nieefektywne ekonomicznie z tego samego powodu, dla którego każdy monopol jest nieefektywny” - pisze Holcombe. Autor, powołując się na naukowe opracowania z lat 60-tych dodaje, że subwencje rządowe blokują wejście na rynek podmiotom, które nie mają dobrych układów ze światem polityki. Wiele firm jest tak bardzo uzależnionych od decyzji politycznych, że gdyby nagle uciąć relacje „kolesiowskie” wówczas z całą pewnością zbankrutowałyby.

Holcombe stwierdza, że kapitalizm kumoterski to nieunikniona konsekwencja zbytniego zaangażowania się rządu w gospodarkę. I nie zawsze zaangażowanie to musi wynikać ze złych intencji lub braku etyki wśród członków rządu czy przedstawicieli biznesu. Dobrym przykładem jest tu ewolucja programu cukrowego, wprowadzonego w Stanach Zjednoczonych, a polegającego na ograniczeniu importu dla ratowania własnego przemysłu. Program, wprowadzony kilkadziesiąt lat temu, służyć miał głównie wsparciu amerykańskich plantatorów na Kubie, gdy jednak w 1959 roku władzę na wyspie przejął Fidel Castro, motywacja ta straciła rację bytu. Niemniej program dalej obowiązuje, a jego beneficjentami nie są ci, którzy mieli na nim pierwotnie skorzystać, lecz współcześni plantatorzy, których niejednokrotnie, w czasach gdy wprowadzano program w życie, nie było nawet na świecie. Holcombe słusznie zauważa, że „programy rządowe, raz rozpoczęte, tworzą jednakże nowe interesy, a zainteresowane strony mają bodziec do pogoni za rentą w celu utrzymania tych programów w działaniu. Politycy zapewniają korzyści tym goniącym za rentą, którzy w zamian wspierają swoich kolesiów w rządzie”. Branże zaangażowane w odnoszenie korzyści z regulacji są w stanie poświęcić olbrzymie kwoty na lobbowanie za ich utrzymywaniem. W 2010 roku cukrownicy przekazali około 5 mln dolarów w formie politycznych datków, oraz poświęcili kolejne 7 mln na rzecz utrzymania korzystnego dla nich programu preferującego ich branżę. Jak zauważa autor artykułu z independent.org, przedsiębiorcy ci są gotowi na przeznaczanie wielkich kwot na działalność nie związaną z produkcją, byleby tylko zachować status kolesi, bez zastanawiania się, czy jest to korzystne dla reszty społeczeństwa. Holcombe zauważa, że związki pomiędzy politycznymi grupami nacisku i członkami rządu, dzięki którym ci pierwsi mogą się cieszyć różnymi przywilejami, prowadzi do tego, że zyskowność zależy nie od ich zabiegów na wolnym rynku, lecz od koneksji politycznych. Czymże innym to jest jeśli nie przejawem kapitalizmu kumoterskiego? - zastanawia się Holcombe.

Różne opracowania ekonomiczne opisujące zjawiska, które przyczyniają się do powstawania tego, co Holcombe nazywa kapitalizmem kumoterskim (mimo że nie posługują się tym określeniem), zazwyczaj wskazują na duży rząd jako na głównego sprawcę tego stanu rzeczy. Nadmierne wydatki rządu stwarzają silną pokusę dla tych, którym będzie zależało na lokowaniu ich w taki sposób, aby korzyści z nich odnosili nieliczni. „Drogi mogą być >>dobrem wspólnym<<, ale ktoś dostanie zlecenie na ich budowę, a wybór tras dla nowych połączeń komunikacyjnych może sprzyjać prywatnym interesom, więc goniący za rentą lobbują, by uzyskać te umowy budowlane i taką lokalizację dróg, która zapewni im prywatne korzyści” - zauważa Holcombe. Zatem nawet tworząc „dobro wspólne”, do którego drogi niewątpliwie się zaliczają, rząd może tak kierować funduszami, by trafiły one do zaprzyjaźnionych firm, uprawiając tym sposobem kolesiostwo. Czyż nie znamy podobnych sytuacji z naszego, polskiego podwórka?

Ważna kwestia jaką Holcombe porusza w swoim artykule dotyczy ustroju politycznego, w którym kapitalizm kumoterski może znajdować silne umocowanie. Wbrew twierdzeniom wielu badaczy, ustrój demokratyczny wcale nie stanowi zapory dla patologii rodzących się na styku polityki i gospodarki. Jak pisze publicysta independent.org: „Pogoń za rentą, jeden z komponentów kapitalizmu kumoterskiego, jest przykładem kumoterstwa powstającego, ponieważ decyzje rządowe są podejmowane demokratycznie. Polityka grup nacisku, która jest oparta na kumoterstwie, jest integralną częścią władzy demokratycznej. Nadzór demokratyczny nie jest więc lekiem na kumoterstwo. Przeciwnie, demokratyczny proces decyzyjny prowadzi do kumoterstwa, gdyż pozwala on większości nakładać koszty na mniejszość”. Mówiąc o demokracji często twierdzi się, że są to rządy woli ludu. Jednak większość ludzi nie interesuje się polityką, pozostawiając pole do działania tym, którzy mają możliwości, by wywierać naciski na rządzących w celu zapewniania sobie korzyści. Holcombe widzi tu ratunek jedynie w konstytucyjnym ograniczeniu swobody władzy rządzących. Jeśli tego nie będzie demokracja nieuchronnie przekształci się w ustrój sprzyjający rozwojowi kapitalizmu kumoterskiego.

Autor tekstu z independent.org czyni trafne spostrzeżenie, że, niestety, nie sprawdziły się nadzieje tych, którzy z wielkim optymizmem patrzyli na przełom lat 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku, czyli na upadek systemu centralnego planowania w byłych krajach strefy sowieckiej i ich przechodzenie do systemu gospodarki rynkowej. Zwraca uwagę na to, że różne państwa w różnym stopniu poradziły sobie z tym problemem, a tam gdzie zbytnio się to nie udało, spowodowane to było między innymi przeniesieniem stosunków kumoterskich jeszcze z ustroju komunistycznego na grunt nowego ustroju – pseudorynkowego. Zatrucie transformacji ustrojowej już u samych jej źródeł sprawiło, że upadek komunizmu nie przyczynił się wcale do pozytywnego rozwiązania problemów wielu narodów postkomunistycznych. Choć autor nie wymienia nazw tych krajów, zapewne można do nich zaliczyć także III RP, co dla niektórych może brzmieć obrazoburczo. Jeśli jednak prześledzimy skalę powiązań pewnej części biznesu ze światem polityki, korupcjogenne ustawodawstwo czy nowe możliwości dla rozwoju kumoterstwa jakie stwarza etatyzm panujący w Unii Europejskiej, któremu III RP także podlega, wówczas sprawa powinna stać się bardziej oczywista.

„Kapitalizm kumoterski jest produktem ubocznym dużego rządu, ponieważ im bardziej rząd jest zaangażowany w gospodarkę, tym bardziej zyskowność biznesu zależy od polityki rządu. Nawet przedsiębiorcy, którzy wolą unikać kumoterstwa, są popychani w jego stronę, ponieważ muszą stać się aktywni politycznie, aby utrzymać swoją dochodowość. Gdy rząd odgrywa dużą rolę w sprawach gospodarczych, firmy i inne zorganizowane grupy ekonomiczne próbują przepchnąć taką politykę rządową, która im pomoże, i starają się zapobiec szkodom powodowanym przez decyzje rządu działające przeciwko nim. Jeśli czyjaś konkurencja angażuje się w kumoterstwo, próba pozostania wolnym od tej praktyki oznacza, że ta konkurencja uzyska przyznaną przez rząd przewagę” - podsumowuje Randall G. Holcombe.

Najbardziej skuteczna metoda na zapobieżenie kapitalizmowi kumoterskiemu to mały rząd, z niezbędnymi wydatkami kierowanymi na przedsięwzięcia służące dobru wspólnemu. Tam, gdzie rząd zajmuje się sprawami, którymi ludzie sami mogliby się z powodzeniem zajmować, musi się rodzić patologia. Tam, gdzie mamy do czynienia z dużym rządem, musimy mieć nieuchronnie do czynienia z dużym budżetem i dużymi wydatkami. A to już stanowi wystarczającą pokusę do tego, by uprzywilejowywać jednych kosztem innych, czyli mówiąc wprost – dopuszczać się grabieży w majestacie prawa.

Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl

25 marca 2014

5
Ocena: 5 (2 głosów)
Twoja ocena: Brak