„Witold Pilecki to najpiękniejsza twarz polskiej historii, polskiego patriotyzmu. To najpiękniejsze oblicze Polski. Dla mnie osobiście Rotmistrz to punkt odniesienia. Wzorzec. Kryterium. A także dowód na to, że Polska – wbrew temu o czym przekonujemy się na co dzień – nie musi być parszywym krajem podłych, zawistnych ludzi, krajem cenzorskich, partyjniackich mediów, skorumpowanych urzędników i aroganckich, pełnych hipokryzji, polityków.” – mówi w wywiadzie dla Blogpublika.com, Michał Tyrpa, promotor pamięci o Rotmistrzu
Cezary Krysztopa: Dziś słyszymy o propozycjach nadania placom i ulicom imienia Witolda Pileckiego, ale jeszcze kilka lat temu, tak naprawdę mało kto o nim słyszał. To pan od lat uparcie, choć przy użyciu ograniczonych środków, walczy o jego obecność w przestrzeni publicznej. Dlaczego podjął pan tę wydawało się skazaną na porażkę walkę?
Michał Tyrpa: Rzeczywiście, rotmistrz Pilecki w ciągu ostatnich sześciu lat zaczyna wychodzić z całkowitej niszy, żeby nie powiedzieć – z niebytu, gdy chodzi o świadomość Polaków, Europejczyków, mieszkańców ‚globalnej wioski’. Niewątpliwie spora w tym zasługa wolontariuszy akcji społecznej „Przypomnijmy o Rotmistrzu” („Let’s Reminisce About Witold Pilecki”), zainicjowanej przez Fundację Paradis Judaeorum w styczniu 2008 r. Jako ci, którzy utożsamiają się ze wspólnotą za którą walczyli, dla której cierpieli i oddawali życie Bohaterowie, jesteśmy dłużnikami Ochotnika do Auschwitz. Nasza konsekwentna, dziś już – sześcioletnia praca wynika z uświadomienia sobie owego zobowiązania. Mówiłem o tym także kilka lat temu w rozmowach z Krzysztofem Wołodźką (zob. „Na tropach zaginionej pamięci”, kwartalnik „Obywatel” nr 50.) oraz z Natalią Julią Nowak („Witold Pilecki – wzór uniwersalny”, dostępna min. w Salon24.pl).
Ilu ludzi zajmuje się tą kwestią w fundacji?
W kilku krajach działają pełnomocnicy Fundacji Paradis Judaeorum ds. akcji społecznej „Przypomnijmy o Rotmistrzu” („Let’s Reminisce About Witold Pilecki”). Najaktywniejsze z tych osób to Joanna Płotnicka z (dolnośląskiego) Lubina, Robert Pierzyński z Galway w Republice Irlandii, Piotr Muszyński, który mieszka niedaleko stolicy Francji, Eryk Tobiasz z Poznania, Maciej Pietraszczyk z Warszawy, Joanna Krauzowicz-Tarczoń z Nowego Targu, Anna Kenig-Kacperska z Człuchowa, Ewa Hołodkowa ze Stachanowa na Ukrainie, a także Edward Reid z Atlanty w Stanach Zjednoczonych. To ludzie, którzy wokół siebie gromadzą wolontariuszy i którym zawdzięczamy to, iż o Witoldzie Pileckim dowiedziało się bardzo wiele osób, które nigdy wcześniej nie słyszały jego nazwiska.
Pan jest prezesem fundacji?
Tak.
A skąd taka nazwa? Skądinąd wiem, że wzbudza sporo emocji.
To prawda, w Polsce bardzo często w miejsce namysłu, pojawiają się emocje… Niestety. Obawiam się, że na szczegółową odpowiedź na to pytanie zabrakłoby nam miejsca. Dlatego wszystkich, którzy naprawdę ta kwestia interesuje, zapraszam do zapoznania się z materiałami pomieszczonymi na facebookowej stronie „Polsko-żydowska niepamięć”.
Kim jest dla pana Witold Pilecki? Dla pana osobiście?
Witold Pilecki to najpiękniejsza twarz polskiej historii, polskiego patriotyzmu. To najpiękniejsze oblicze Polski. Dla mnie osobiście Rotmistrz to punkt odniesienia. Wzorzec. Kryterium. A także dowód na to, że Polska – wbrew temu o czym przekonujemy się na co dzień – nie musi być parszywym krajem podłych, zawistnych ludzi, krajem cenzorskich, partyjniackich mediów, skorumpowanych urzędników i aroganckich, pełnych hipokryzji, polityków.
Kiedy i w jakich okolicznościach zainteresował się pan sprawą Rotmistrza?
W połowie lat 90. gdzieś o Rotmistrzu przeczytałem. Zdumiało mnie, że o człowieku tego formatu, tych dokonań, praktycznie nikt nic nie wie. Minęło kilka lat, podczas których moje zdumienie rosło. I w pewnej chwili uświadomiłem sobie, że być może jest w Polsce kilku facetów, którzy siedzą i… zdumiewają się takim stanem rzeczy… Wówczas postanowiłem coś zrobić. Tym bardziej, że w światowych mediach, których doniesienia starałem się śledzić, narastała kampania opluwania Polski (a szczególnie takich ludzi jak bohaterowie Związku Organizacji Wojskowej) poprzez pojawiające się tu i ówdzie słynne ‚omyłki zecerskie’ vel ‚błędy niedouczonych dziennikarzy’, w stylu: „Auschwitz, Treblinka, Majdanek – polskie obozy koncentracyjne”.. Kiedy na początku 2006 r. powstała Fundacja Paradis Judaeorum, a zwłaszcza od roku 2008, gdy zaczęliśmy na dużą skalę „przypominać o Rotmistrzu”, podkreślałem, że o polskiej historii, a zwłaszcza o relacjach polsko – żydowskich nie da się mówić w sposób sensowny, ani uczciwy (!) z pominięciem świadectwa Ochotnika do Auschwitz.
Trzeba przyznać, że udało wam się ruszyć bryłę z posad. Również do mnie nie od razu dotarło z kim w istocie mamy do czynienia i o kim kazano nam zapomnieć.
To znamienne, że podobne opinie – na temat skali dokonań Rotmistrza – wypowiadali obcokrajowcy, z którymi miałem okazję rozmawiać o Pileckim – Włoch Marco Patricelli, Brytyjczyk Michael Foot i Japończyk Koji Kobayashi. W Polsce wciąż nie tylko nie zdajemy sobie sprawy z bogactwa owego depozytu wartości, jaki pozostawił nam Rotmistrz, ale nawet – to codzienne doświadczenie naszych wolontariuszy – nie kojarzymy nawet nazwiska tego Bohatera…
Myślę, że kojarzymy w o wiele większym stopniu niż kojarzyliśmy. A co takiego wreszcie się stało, że rotmistrz pomimo wielkiego oporu materii zaistniał w przestrzeni publicznej?
W dalszym ciągu znakomita większość tzw. zwykłych Polaków na pytanie o Witolda Pileckiego odpowiada: pierwsze słyszę! Często dodając po chwili: dlaczego dotąd o Nim nie słyszałem? Ale oczywiście ma pan rację. Dziś jest pod tym względem trochę lepiej, niż np. w styczniu 2008 r. W jakiejś mierze zadecydowało o tym to, że wolontariuszom akcji „Przypomnijmy o Rotmistrzu” („Let’s Reminisce About Witold Pilecki”) udało się nie tylko wyznaczyć trzy, zasadnicze, konsekwentnie realizowane cele, ale przede wszystkim uświadomić ogółowi uniwersalizm wartości personifikowanych przez człowieka, który jak mało kto zasłużył na miano Ojca Ojczyzny, patrona europejskich Bohaterów Walki z Totalitaryzmem i chrześcijańskiego rycerza XX wieku (zob. także tekst wystąpienia z 20 maja 2008 r. w Poznaniu: „Witold Pilecki – miles christianus, patron Bohaterów zmagań z totalitaryzmem” ). Udało nam się także, co ma niebagatelne znaczenie, nie dopuścić do upartyjnienia świętej pamięci Rotmistrza, ani do jej przehandlowania, co postulowało Forum Żydów Polskich.
Jak to „przehandlowania?!
Dwa lata temu doszło do próby czegoś, co zasługuje na miano geszeftu. Przypomnijmy fakty. W sierpniu 2010 r. Fundacja Paradis Judaeorum zwróciła się do Rady Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie o uzupełnienie ekspozycji tej najważniejszej na świecie placówki upamiętniającej zagładę Żydów o informacje na temat autora pierwszych raportów o niemieckim ludobójstwie i twórcy konspiracji więźniów w KL Auschwitz. Po półtora roku oczekiwań i starań (warto w tym miejscu docenić wkład takich osób jak Judith Costello – autorka artykułu pt. „Catholic Witold Pilecki: volunteer for Auschwitz”, opublikowanego w „The Catholic Messenger” – zob. link do oryginału w tym tekście, oraz Edward Reid – autor dostępnego na YouTube filmu „Bring Witold Pilecki to the Holocaust Museums!”), 6 lutego 2012 r. szef ekspozycji stałej Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie udzielił Fundacji Paradis Judaeorum pisemnej obietnicy zajęcia się sprawą dokonań Pileckiego. Tymczasem Forum Żydów Polskich, które notabene nigdy ‚nie miało czasu’ odpowiedzieć na nasze zaproszenie do grona instytucjonalnych uczestników akcji społecznej „Przypomnijmy o Rotmistrzu” („Let’s Reminisce About Witold Pilecki”) spróbowało ponad głowami Polaków przehandlować zwrot wypożyczonego z Muzeum Auschwitz eksponatu (był nim barak z Birkenau) za miejsce dla Rotmistrza w ekspozycji stałej waszyngtońskiej placówki. Temu postawiliśmy zdecydowane i skuteczne veto. Vide długa dyskusja w tym oto wątku.
Może intencje mieli dobre? Barak też jest fragmentem naszego dziedzictwa.
Nie świadczą o tym bezczelne, chamskie połajanki, jakie pod adresem wolontariuszy akcji „Przypomnijmy o Rotmistrzu” wypowiadał prominentny przedstawiciel Forum Żydów Polskich, niejaki Dawid Wildstein. I choć od wspomnianej dyskusji mijają właśnie dwa lata, do tej pory nie doczekaliśmy się słowa ‚przepraszam’… My stoimy na stanowisku, że pamięć Ochotnika do Auschwitz jest święta. A świętą pamięcią nie wolno handlować. Witoldowi Pileckiemu należy się miejsce w k a ż d y m muzeum (a jest ich na świecie bardzo wiele), które upamiętnia Holokaust. Miejsce to należy się Rotmistrzowi b e z w a r u n k o w o . Tylko i wyłącznie z racji jego dokonań. Zaś amerykańskim muzealnikom wypada przypomnieć, że – jak mawiali Rzymianie – pacta sunt servanda (umów należy dotrzymywać). Podsumowując: to bardzo smutne, że w tak istotnej sprawie środowiska Żydów polskich nie było stać na minimum dobrej woli. Zwłaszcza, że dwa lata temu, vide wskazana dyskusja, konkretną propozycję pod adresem FŻP sformułował Wiesław Prostko.
Wróćmy do Rotmistrza. Jaką formę jego obecności w polskim micie państwowotwórczym uznałby pan za satysfakcjonującą?
Od sześciu lat powtarzam, że „Raport Witolda” z 1945 r. to jeden z najważniejszych tekstów kultury polskiej. W skali całej naszej historii. Jak „Treny” Kochanowskiego, „Pan Tadeusz” Mickiewicza, „Król-Duch” Słowackiego, jak wiersze Norwida. Z faktu, iż autorem „Raportu Witolda” jest ten sam człowiek, który był głównym protagonistą opisanych w owym dokumencie wydarzeń, także dziś, dla nas, wynikają doniosłe konsekwencje. Dla nas – mówię tu w imieniu Fundacji Paradis Judaeorum i wolontariuszy akcji społecznej „Przypomnijmy o Rotmistrzu”, dokonania Witolda Pileckiego stawiają go w rzędzie równych królom. Zapewniają miejsce w panteonie największych Polaków. Dlatego od sierpnia 2012 r. przekonujemy, że Witold Pilecki zasłużył na Wawel. Wielu katolików wspierających akcję, angażuje się w działania pod hasłem „Chcemy beatyfikacji Witolda Pileckiego”. Krótko mówiąc – w kwestii, o którą pan pyta, rolę postaci Ochotnika do Auschwitz należałoby określić jako f u n d a m e n t a l n ą . Dla nas Witold Pilecki to fundament.
Czego, w dzisiejszych, mocno niejednoznacznych czasach uczy nas postawa Witolda Pileckiego?
Postawa Pileckiego to wzór wolności – w każdych warunkach. Wzór miłości bliźniego – aż po Krzyż. Wzór wytrwałości, hartu ducha, geniuszu organizacji. To także praktyczny wzorzec zrozumienia, że Ojczyzna to nie partia… I że – wbrew słowom Majakowskiego (wieszcza Rewolucji bolszewickiej) – jednostka nie jest zerem. Postawa Pileckiego to znak dla naszego i przyszłych pokoleń. To spektakularny dowód, że raczej prawda tkwi w Miłoszowym „lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach”, w Herbertowskim „Przesłaniu Pana Cogito”, w Tomasza a Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”.
Tuż po wojnie Witold Pilecki prowadził w Polsce działalność wywiadowczą na rzecz rządu na uchodźctwie, na co liczył prowadząc tę walkę?
Zapewne podobnie jak jego przełożony z organizacji NIE – generał „Nil”, Rotmistrz liczył na przejściowość ówczesnej sytuacji politycznej. Pozostając wiernym złożonej przysiędze, starał się dokumentować rzeczywistość po tzw. ‚wyzwoleniu’. Mając świadomość ogromu strat, Pilecki chciał także ocalić jak najwięcej z takich młodych ludzi, jak jego podwładny z ZOW, Kazimierz Piechowski, jak ci, którzy w Powstaniu mówili do Rotmistrza „tato”.
Po aresztowaniu rotmistrz był torturowany. W jaki sposób? Co skłoniło go do stwierdzenia, że „Oświęcim to była igraszka”?
Bestialstwo śledczych pokroju Różańskiego było, zdaniem Autora „Raportu Witolda” czymś o piekło straszniejszym, niż to, co widział, czego zaznał na „planecie Auschwitz”. To bardzo ważne, żeby wciąż przypominać, w jaki sposób i jakim kosztem wykuwano ‚świetlaną przyszłość ludu pracującego miast i wsi’.
Niektórych spośród ówczesnych „wykuwaczy”, tak jak Baumana, uznaje się dziś za autorytety.
To skala zagubienia, skala manipulacji, jakim owocują dziesiątki lat odwrócenia pojęć. Dziesiątki lat zniesławiania Bohaterów i stawiania na piedestale zbrodniarzy i zdrajców. Tym bardziej my, którzy zdajemy sobie sprawę z problemu, winniśmy być aktywni. Dlatego też, co powtarzam konsekwentnie od sześciu już lat: samo pamiętanie o Rotmistrzu nie wystarczy! Trzeba o Nim przypomnieć i stale przypominać. Stąd owo Herbertowskie pozdrowienie uczestników naszej akcji: Przypomnijmy o Rotmistrzu! Trzeba dać świadectwo..
Zwykle będąc obywatelami drugiej kategorii, ale żołnierze AK jakoś w PRL funkcjonowali. Dlaczego Witold Pilecki musiał umrzeć?
Wielu akowców – między nimi i wspomniany przyjaciel Rotmistrza z Auschwitz, pan Kazimierz Piechowski – odsiedziało kilka lat w stalinowskich więzieniach lub sowieckich łagrach. Nie wolno nam o tym zapominać. A dlaczego akurat Rotmistrz musiał zostać zamordowany? Przede wszystkim dlatego, że sowieccy kolaboranci wiedzieli z kim mają do czynienia. Ten człowiek to był najczystszy, najtwardszy diament. Ale zgładzili go także i dlatego, że Pilecki za dużo wiedział. Między innymi o działalności w Auschwitz późniejszego peerelowskiego premiera Józefa Cyrankiewicza.
Słyszałem, podobno Cyrankiewicz był zwykłym kapo.
Z całą pewnością nie był bohaterem ani twórcą konspiracji więźniów, za którego po wojnie się podawał.
Jak to możliwe, że w jednym człowieku – Witoldzie Pileckim – mieściło się tyle nieugiętej odwagi i poświęcenia?
Im więcej się o Rotmistrzu dowiaduję, tym większą jest to dla mnie zagadką. To był prawdziwy chrześcijański rycerz, naśladowca Chrystusa.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję również. A wszystkich, którzy rozumieją wagę sprawy i naszego zobowiązania wobec Ochotnika do Auschwitz, zapraszam do włączenia się w akcję społeczną „Przypomnijmy o Rotmistrzu” („Let’s Reminisce About Witold Pilecki”). Główny profil akcji na facebooku:
https://www.facebook.com/pages/Przypomnijmy-o-Rotmistrzu-Lets-Reminisce-...
Tych, którzy dotąd tego nie uczynili, zapraszam do złożenia podpisów pod listem do europosłów o ustanowienie 25 maja europejskim Dniem Bohaterów Walki z Totalitaryzmem:
Przypomnijmy o Rotmistrzu! Trzeba dać świadectwo...
Cezary Krysztopa: http://blogpublika.com/
4 marca 2014
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz