Jeszcze nie ogarniamy do końca konsekwencji, jakie mogą wyniknąć z sesji, którą izraelski Kneset wyznaczył sobie 27 stycznia br. w Oświęcimiu, jeszcze nie pojawiły się następstwa uchwalonej 10 stycznia ustawy o „bratniej pomocy”, czyli uczestnictwie sił zbrojnych państw trzecich w pacyfikowaniu zamieszek na terenie Rzeczypospolitej, a tu już zapowiadany jest kolejny krok w postaci nowelizacji ustawy o mniejszościach narodowych. Nowelizacja ma polegać na tym, by do istniejącej listy mniejszości narodowych dopisać mniejszość „śląską”. Samo sporządzenie tego projektu nie nastręcza więc trudności, ale żeby ten obywatelski projekt trafił pod obrady Sejmu, trzeba zebrać 100 tysięcy podpisów. Tym właśnie ma się zająć Ruch Autonomii Śląska oraz Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej.
W swoim czasie Stefan Kisielewski zauważył, że „socjalizm bohatersko walczy z problemami nieznanymi w innym ustroju”. I rzeczywiście; gdyby w ustawodawstwie polskim konsekwentnie przestrzegana była zasada równości obywateli wobec prawa, to kategoria „mniejszości narodowej” w ogóle nie powinna się pojawić. Zgodnie bowiem ze wspomnianą zasadą, prawo dostrzega tylko obywatela, nie zajmując się jego przynależnością narodową, ani innymi upodobaniami. Jeśli natomiast, odchodząc od zasady równości obywateli wobec prawa, państwo zaczyna dzielić obywateli na różne grupy, to nieuchronną konsekwencją takiego podziału staje się rywalizacja tych grup o lepszy status prawny. Taka rywalizacja sprzyja mieszaniu się państw trzecich w stosunki między wyodrębnionymi w ten sposób grupami obywateli, a władzą publiczną. W ten sposób w wieku XVIII rosyjska imperatorowa Katarzyna II kreowała się protektorką „dysydentów” w Polsce, a skoro raz się coś takiego udało, to tylko patrzeć, jak i dzisiaj Nasza Złota Pani z Berlina stanie w obronie „narodu śląskiego”, jęczącego w cęgach reżymu.
Zanim jednak to nastąpi, warto zatrzymać się chwilę nad deklaracją posła Platformy Obywatelskiej Marka Plury, który oświadczył, że „nie chce żyć” w kraju, w którym „obowiązuje” stwierdzenie „Polska dla Polaków”. Poseł Plura jest inwalidą poruszającym się na wózku, ale chęć do życia stracił nie z tego powodu, tylko ze względu na obowiązującą rzekomo w Polsce zasadę. Rzekomo, bo wbrew mniemaniu pana posła Plury, stwierdzenie: „Polska dla Polaków” wcale nie jest w Polsce „obowiązujące”. Przeciwnie - głoszenie tej zasady bywa uważane za karygodne naruszenie prawa - przynajmniej przez niezawisłe sądy na Białostocczyźnie. Oto Sąd Rejonowy w Hajnówce, a także Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał pewnego obywatela na prace społeczne właśnie za wzniesienie okrzyku; „Polska dla Polaków”. Kto obydwu niezawisłym sądom kazał wydać taki wyrok - tego, ma się rozumieć, nie wiem - ale podejrzewam, że ktoś musiał im kazać, bo wprost nie chce mi się wierzyć, by tamtejsi sędziowie robili takie głupstwa z własnej inicjatywy.
Rzecz bowiem z tym, iż stwierdzenie: „Polska dla Polaków”, chociaż wzbudza niechęć pana posła Plury i prowokuje surowość białostockich niezawisłych sądów, jest nie tylko całkowicie zgodne z literą i duchem obowiązującej konstytucji z 1997 roku, ale również - ze zdrowym rozsądkiem. Żeby się o tym przekonać, wystarczy postawić pytanie, dla kogo w takim razie jest Polska - jeśli nie dla Polaków? Być może zarówno pan poseł Marek Plura, jak i niezawisłe sady na Białostocczyźnie wiedzą coś, czego my jeszcze nie wiemy - że na przykład Polska nie jest już przeznaczona dla Polaków, tylko dla kogoś innego. Nie jest to wykluczone, ale nawet i w takiej sytuacji warto odwołać się do konstytucji. Co prawda, pisana konstytucja nie cieszy się w naszym nieszczęśliwym kraju specjalnym prestiżem, zwłaszcza w porównaniu do niepisanych zasad konstytucyjnych, ustanowionych w 1989 roku przez generała Kiszczaka i jego konfidentów. Taka na przykład niepisana zasada: „my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych”, jest ściśle przestrzegana, czego dowodem jest choćby to, że minęło 18 lat od oskarżenia premiera Józefa Oleksego przez ministra Milczanowskiego o zdradę stanu, a nikt nie został z tego powodu pociągnięty do odpowiedzialności.
Natomiast konstytucja pisana - no cóż; kilka lat temu pani sędzia Małgorzata Jungnikiel, podczas sympozjonu na Uniwersytecie Warszawskim poświęconego wejściu Polski do unii walutowej, publicznie oświadczyła, że sądy w Polsce będą stosowały prawo Unii Europejskiej nawet w przypadku jego sprzeczności z polską konstytucją. Niemniej jednak warto przypomnieć, że wspomniana konstytucja w art. 4 ust. 1 stanowi, że „władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do narodu” - co oznacza, że „naród” jest politycznym suwerenem. No dobrze - ale co to jest, ten „naród”? Wyjaśnia to art. 1 konstytucji, stanowiący, że „Rzeczpospolita Polska jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli”. Oznacza to, że konstytucja stosuje polityczną, a nie, dajmy na to, etniczną definicję narodu. Definicja polityczna głosi, że o przynależności narodowej decyduje obywatelstwo. Kto ma obywatelstwo polskie, ten jest Polakiem, a jako Polak - zgodnie z art. 4 ust. 1 konstytucji - ma uczestnictwo w politycznej suwerenności. Ci, którzy obywatelstwa polskiego nie mają, w suwerenności politycznej w Polsce nie uczestniczą i w tym sensie Polska nie jest „dla nich” a tylko i wyłącznie - dla Polaków. Zatem w stwierdzeniu: „Polska dla Polaków” nie ma niczego niewłaściwego. Przeciwnie - wprawdzie w skrótowej formie, niemniej jednak ściśle wyraża ono przewodnią myśl, zawartą w obowiązującej konstytucji. Dlatego obywatel skazany na prace społeczne za wzniesienie okrzyku „Polska dla Polaków” może być śmiało uznany za męczennika praworządności, zaś sędziowie, którzy go za to skazali - albo za ignorantów, co byłoby wyjaśnieniem uprzejmym albo za kogoś jeszcze gorszego. Pana posła Marka Plurę uprzejmie uważam za ignoranta, ale w takim razie przynajmniej wiadomo, dlaczego mamy takie kiepskie ustawodawstwo.
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.
Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3006
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz