Skip to main content

Czy wzrost finansowania to jest sukces?

portret użytkownika Józef Wieczorek

Im więcej wydano – tym większy sukces,
co zrobiono – nieistotne,
czyli dlaczego pod moim domem
nie ma kolejki rektorów aby mnie zatrudnić.

Ciągle słyszymy od lat, a nawet wieków, że na naukę wydaje się za mało pieniędzy, że pensje na uczelniach są głodowe, że najlepsi nie chcą pracować na uczelniach itp. Co prawda zarazem widzimy, że coraz to nowe mury uczelniane rosną jak grzyby po deszczu, mimo niżu demograficznego uczelnie potrzebują coraz więcej miejsca (bardzo kosztownego do utrzymania). Nie ma danych jaka ilość nowych nieruchomości uczelnianych, na przyzwoitym zresztą poziomie europejskim, zadowoli zarządzających uczelniami.

Brak pieniędzy ma stanowić powód dla którego nauka powstająca w Polsce ma się kiepsko w relacji do nauki światowej. W PRL zarabiało się kilkadziesiąt dolarów miesięcznie (a nawet mniej), bida była straszna, a dziś i kilka tysięcy dolarów na uczelni można zarobić, ale podobno bida jest jeszcze większa, a wyniki działalności naukowej jeszcze gorsze. Podobno to ze względu na bidę mamy wieloetatowość, ale jakoś dziwnie dotyczy ona głównie tych co najwięcej zarabiają na pierwszym etacie, a ci co mało zarabiają pozostają jednoetatowcami. Nie sposób tu pominąć tych co etatów w ogóle nie mają, nic nie zarabiają, mimo że do nauki coś wnoszą, czasem więcej od etatowców. Tych się wyklucza z przestrzeni akademickiej, a także publicznej/z pamięci i tak niewygodny/wstydliwy problem nie istnieje.

Walczy się głównie o to, aby ci co są na etatach jak najwięcej zarabiali (bez względu na to co robią i czy robią rzeczy pozytywne, czy szkodliwe dla nauki) a ci co są bez etatów (i w dodatku robią więcej od etatowców) nigdy etatów nie dostali, bo konkurencja i to taka, nie jest u nas tolerowana. Jest to też istotny powód dla utrzymywania barier dla polskich naukowców pracujących za granicami (i to czasem w najlepszych uczelniach/instytutach) aby broń Boże do kraju nie wracali.

Nic dziwnego, gdyby na uczelniach/instytutach zaczęły obowiązywać kryteria merytoryczne, znaczna cześć obecnej kadry musiałaby się pożegnać ze stanowiskami akademickimi, do których ma obecnie prawa nabyte po ich obsadzeniu na drodze fikcyjnych/ustawianych na nich konkursów i oceniania ich poczynań naukowych (czasem para – , czasem pseudo-, czasem antynaukowych) przez samych swoich.

Jednym słowem – akademicki układ zamknięty – niereformowalny.
I w dodatku cieszący się szczególnym prestiżem niepożytecznych idiotów, w tym układzie wymodelowanych. Uczelnie w wielu miastach są największymi zakładami produkcyjnymi, choć produkują głównie bezrobotnych i sporą ilości makulatury potrzebnej tylko dla uzasadnienia zatrudniania kadry i awansowania w hierarchii akademickiej. Pod względem innowacyjności Polska znajduje się na samym końcu krajów europejskich, mimo że ma najwięcej szkół (z nazwy) wyższych i najwyższy poziom studiujących (rzekomo). Mimo biedy, mamy też infrastrukturę uczelnianą na poziomie europejskim ( i ciągle rosnącą mimo biedy) mamy też znaczny potencjał intelektualny na ogół znakomicie sprawdzający się w infrastrukturze zagranicznej, ale nie krajowej, gdzie potencjał i intelekt są źle widziane. Nic dziwnego, że jesteśmy w tyle za krajami od nas biedniejszymi, bo w tym systemie nawet gdybyśmy byli bogaci, to finansując go stalibyśmy się biedni. Ten system może pochłonąć wszelkie środki, a poprawy nie będzie widać, raczej pogorszenie.

Mamy oceny, że w rankingu efektywności wydatków na badania i rozwój Polska jest na 110. miejscu na świecie. Widać, że wzrost wydatków nie ma pozytywnego wpływu na efekty. Ostatnio zapanowała euforia ministerialna (i nie tylko), że wydatki na badania i rozwój wzrosły o ponad 20% (Wzrost nakładów szansą na innowacje serwis MNiSW, 29 października 2013.) Tylko z czego tu się cieszyć? Gdyby o 20%, a choćby o 2 % wzrosły efekty finansowanych badań, to by był powód do jakiejś satysfakcji, a skoro więcej wydajemy, a nic z tego nie zyskujemy, to raczej zbiedniejemy, a nie wzbogacimy się – nieprawdaż?

Trudno mi tu opisać wszystkie aspekty poruszanej sprawy, ale nie mogę pominąć choćby jednego przykładu w kontekście osobistym. Dla społeczności akademickiej ( i nie tylko) dla rektorów, a także dla ministra, swego czasu, na początku tego wieku przygotowałem zestawienie efektywności moich badań finansowanych z kieszeni podatnika w ilości 0 zł rocznie http://wobjw.wordpress.com/2010/07/20/badania-tematy/z efektami tych badań, które były finansowane w ilości setek tysięcy zł. Na początku wieku pisałem ironicznie do ówczesnego szefa KBN: Niniejszym występuję o przyznanie mi na działalność naukową 45 667 USD, czyli średniej przypadającej na badacza w Polsce znajdującego się w dramatycznej sytuacji (patrz Rzeczpospolita 28.07.2000)). Nie ma żadnych podstaw prawnych abym w demokratycznym państwie prawa był w sposób nieuzasadniony wyróżniany otrzymując na działalność badawczą aż 0 (słownie zero) zł polskich. Ta niezdrowa sytuacja budzi wyraźną zazdrość uczonych polskich, którzy określają mnie jako "świętą krowę". Przyznanie mi dorocznej dotacji 45 667 USD na działalność badawczą zlikwidowałoby dotychczas obowiązujący kastowy podział społeczeństwa, sprzeczny z Konstytucją RP Jednocześnie zostałyby stworzone podobne szanse działalności naukowej dla aktywnych Polaków, którzy nie chcą mimo wszystko emigrować. Przyznawanie mi dotychczas aż 0 zł (zero złotych polskich) na moje badania, przy jednoczesnym przyznawaniu średnio jedynie 45 667 USD dla najlepszych z najlepszych, których badania są tak ważne, że ich wykazu nawet KBN nie prowadzi (i informacji o nich nie udziela podatnikowi!) – narusza elementarne normy etyczne, których respektowanie ma szczególny priorytet w nauce (Deklaracja KBN z dnia 1 czerwca, 2000).

Dla uwidocznienia niczym nieuzasadnionego traktowania niektórych obywateli niczym "świętych krów" (tak mnie określił jeden z byłych kolegów na międzynarodowym sympozjum, na którym ja, wyróżniany, byłem na koszt własny i organizatorów, a on w dramatycznej sytuacji na koszt podatnika) domagam się po raz n-ty opublikowania wykazu publikacji finansowanych przez KBN…. Obecny stan rzeczy sugeruje, że "najlepsi z najlepszych", dyskryminowani przyznawaniem jedynie średnio 45 667 USD nie mają nic do zaprezentowania, że ich osiągnięcia nijak się mają do wyróżnianych nakładami 0 zł, i w gruncie rzeczy istnieje uzasadnione podejrzenie, ze nakłady księgowane po stronie wydatków na naukę (jedynie 45 667 USD na badacza) w niemałym stopniu mogą być defraudowane.

Nic się nie zmieniło, choć KBN został rozwiązany. Ze mną żadna uczelnia, ani żaden rektor nawiązać kontaktu intelektualnego nie miał ochoty, a może i możliwości. Żeby kontakt był intelektualny – intelekt musi być – nieprawdaż?
Kiedy wystartowałem w konkursie ustawionym na żonę profesora jednej z krakowskiej uczelni (najwyższej kategorii rzecz jasna) przegrałem z nią sromotnie, bo osiągnięcia miałem wielokrotnie większe, więc gorzej pasujące do kryteriów konkursu ! Zresztą co tu mówić, skoro profesor chciał mieć żonę pod bokiem, to to kryterium musiało być decydujące, a ja go żadną miarą nie spełniałem.

Jak czytam biadolenia rektorów nad biedą ich uczelni i brakiem odpowiednich kadr – bo rzekomo nikt nie chce na tak kiepsko opłacanych etatach pracować, to wstając rano patrzę przez okno i dziwię się wielce dlaczego ci rektorzy nie stoją w kolejce aby mnie zatrudnić. Ja nie tylko chcę pracować, a nawet pracuję i to bez finansowania! I z efektami lepszymi od wielu pracowników uczelni, a nawet samych rektorów. Gdy byłem etatowcem w najtrudniejszych najbardziej siermiężnych, totalitarnych warunkach nie tylko sam (nieraz za darmo) prowadziłem szereg wykładów, seminariów, zajęć terenowych zbyt trudnych dla profesorów, formowałem nowych pracowników nauki czego profesorowie znacznie lepiej opłacani nie byli w stanie, pisałem i redagowałem, mimo wszystko, prace naukowe znane poza granicami, a nawet poza oceanami, ale niestety uczyłem myślenia i to krytycznego oraz nonkonformizmu, co stanowiło zagrożenie dla ówczesnego sytemu opartego na bezmyślności i bezkrytyczności oraz konformizmie.

Okazuje się, że mimo biedy w III RP rektorzy nadal wolą klepać biedę, niż zatrudnić tych co by ich z tej biedy mogli wyciągnąć. Tych co wykluczono w komunizmie nadal wykluczają, bo tacy nadal stanowią zagrożenie dla nadal panującego systemu bezmyślności, bezkrytyczności oraz konformizmu, no i hipokryzji (finansowej w szczególności) rzecz jasna.

P.S.
Nieraz mnie się pytają z czego ja żyję. Otóż odpowiadam obrazowo. Wrzucam do kosza makulaturę wytwarzaną przez profesorów doktorów habilitowanych nauki polskiej i czasem mi za to płacą. Fakt, że im za makulaturę płacą znacznie więcej (niechby tylko nie zapłacili!) a mimo to nadal są biedni i mają status pokrzywdzonych w powszechnej opinii. Nie przeczę – są bardzo biedni.

Józef Wieczorek: http://blogpress.pl/

8 listopada 2013

5
Ocena: 5 (1 głos)
Twoja ocena: Brak