Skip to main content

Platforma Oburzonych – autentyczny bunt czy kolejny blamaż?

Wywiad jakiego Tygodnikowi „Solidarność” udzielił niedawno przewodniczący związku, Piotr Duda, pokazuje, że „S” wybiera się na wojnę z rządem Donalda Tuska. Niestety, wypowiedzi szefa „Solidarności” nie zostawiają złudzeń. Jeśli nawet tę wojnę wygra, nie zmieni Polski. Bo żeby Polskę zmienić trzeba zlikwidować koryto. Najprawdopodobniej jednak skończy się na przejęciu koryta przez tzw. „naszych”.

Lider „S” zapowiada powołanie Platformy Oburzonych. Inauguracją nowego ruchu ma być spotkanie w słynnej sali BHP Stoczni Gdańskiej. Zdaniem szefa związku powołać trzeba szeroki front tych wszystkich, którzy dostali „od rządzących po tyłku”. Spraw jakimi chciałby się zająć Duda i jego współpracownicy jest kilka: „Na początek mamy trzy sprawy. Po pierwsze – zmianę ustawy o referendum ogólnokrajowym. My zebraliśmy 2,5 mln podpisów pod wnioskiem o referendum emerytalne, a koalicja rządowa wywaliła to do kosza. W ubiegłym roku łącznie zebrano 4,6 mln podpisów pod różnymi inicjatywami obywatelskimi i wszystkie zostały odrzucone. Dlatego musimy zmienić ustawę tak, by po zebraniu odpowiedniej liczby podpisów referendum było obligatoryjne i nie mógł go odrzucić sejm. Bo teraz trudzimy się, zbieramy 2,5 mln podpisów, a rządzący mówią „nie” i lekką ręką odrzucają. Po drugie – chcę rozmawiać o referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych. System proporcjonalny ogranicza nasze prawa, bo to szefowie partii decydują, kto znajdzie się na liście wyborczej i na którym miejscu – biorącym czy niebiorącym. (…) I trzecia sprawa – referendum w sprawie skrócenia kadencji sejmu. Ten parlament nie zdał egzaminu”.

Jak widać, część postulatów Platformy Oburzonych godna jest wsparcia i poparcia. Jednak w dalszych wypowiedziach, Piotr Duda jawi się jako typowy związkowiec, który za całe zło jakie się wokół dzieje obwinia „liberalizm” rządu Tuska. Szef „Solidarności” zarzuca rządowi, że prowadzi zbyt słabą politykę przemysłową, mało interweniuje na rynku, że mało angażuje się w walkę z bezrobociem. „We Francji Arcellor Mittal zamyka stalownię, ale nie zwalnia ludzi. Mimo że to prywatna firma, rząd jest aktywny. Tylko u nas rząd pozostaje bierny.” – twierdzi. Lider „S” broni również płacy minimalnej, nie zdając sobie jakby sprawy, iż jest ona jednym z czynników przyczyniających się do wzrostu bezrobocia i powiększania się „szarej strefy”. „Dobrze też wiemy, na jakie wynagrodzenia mogą liczyć młodzi w Polsce, a ze strony neoliberalnego rządu i ekspertów słyszymy, że 1600 zł brutto płacy minimalnej to za dużo i przedsiębiorcy nie mogą tyle płacić!” – podkreśla Duda. Trudno się jednak temu dziwić. Jako związkowca czyli reprezentanta grup ludzi pracujących, bezrobotni mogą zupełnie nie obchodzić.

Dalej, szef „Solidarności” ubolewa nad tym, że w III RP nie jest realizowany jeden z artykułów konstytucji. „W konstytucji jest zapisana społeczna gospodarka rynkowa, tylko teraz społecznej jest 1 proc. a rynkowej 99 proc. Coraz więcej pracowników naprawdę ciężko pracuje, a na koniec miesiąca idzie do pomocy społecznej, bo im nie wystarcza na utrzymanie rodziny” – twierdzi Duda. Część powyższej wypowiedzi, dotycząca tego, że bieda dotyka również ludzi pracujących, jest oczywiście prawdziwa, jednak twierdzenie, że odpowiada za to gospodarka rynkowa, której w Polsce jest rzekomo 99 procent, jest już – mówiąc delikatnie – pomyleniem skutków z przyczyną, nie mówiąc już o zawartym w tym zdaniu fałszu dotyczącym skali gospodarki rynkowej w III RP.

Ale nie to jest w sumie najważniejsze…. W końcu Piotr Duda reprezentuje związek zawodowy, a nie ugrupowanie prawicowe. Martwi jednak, że lider organizacji, którą chociażby portal wpolityce.pl widzi już niemalże w roli nowego lidera „prawicy”, stwierdza pod koniec wywiadu: „Do UE weszli już politycy i cały establishment, a czas najwyższy, by weszli zwykli Polacy” (podkreślenie – red. PROKAPA).

Przerażające! Okazuje się bowiem, że cała ta Platforma Oburzonych okazać się może jeszcze jednym blamażem, jakich w III RP mieliśmy już wiele. Miałem nadzieję, że coś, co powstać ma na gruzach rządu Donalda Tuska będzie czymś nowym, czymś co dążyć będzie do obalenia tego zgniłego systemu. Tymczasem okazuje się, że chodzi chyba tylko o obalenie tego rządu, a następnie o wejście w jego buty. Osobiście oczekiwałbym, że nowa siła będzie dążyła do tego, by wyciągnąć Polskę i Polaków z tego gówna jakim jest Unia Europejska. Jednak okazuje się, że chodzi o to, by jeszcze bardziej nas w nim unurzać. Czy aby Platforma Oburzonych nie powstaje zatem po to, by skanalizować narastające antyunijne i antysystemowe nastroje wielu, zwłaszcza młodych Polaków? Wiele na to wskazuje.

Ale z drugiej strony to dobry znak… Wskazuje bowiem, że wciąż jest na naszej scenie politycznej miejsce na ugrupowanie, które poprowadzi Polaków do prawdziwego zwycięstwa. Nie takiego, które po pewnym czasie okaże się klęską. A ta grozi nam, jeśli narastający, autentyczny bunt Polaków zostanie zagospodarowany przez tandem Duda-Kaczyński. Naprawdę szkoda by było kolejnych lat…

Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl

14 marca 2013

5
Ocena: 5 (2 głosów)
Twoja ocena: Brak