Skip to main content

Bilans zamknięcia: II Rzeczpospolita vs III Rzeczpospolita

portret użytkownika Admin
PliszkaBogdan.jpg

Proroctwa, szczególnie te nieobjawione, mają to do siebie, że się spełniają albo się nie spełniają. Galopujący kryzys finansów może się więc skończyć "wielką kocanką", ale wcale nie musi. Oczywiście w tym pierwszym wypadku los III RP, będzie raczej przesądzony i jedyna nadzieja w tym, że to co powstanie z popiołów będzie lepsze od tego, z czego owe popioły powstały! W tej sytuacji można się pokusić o "bilans zamknięcia" i porównanie osiągnięć II RP i III RP.

Czas istnienia obu "tworów" politycznych jest podobny: II RP istniała – formalnie – od końca 1918 roku do września roku 1939, a więc niespełna 21 lat. III RP istnieje lat – z górą – 19, a pewnie jeszcze parę miesięcy jej zostało? Jak więc wygląda po tych kilkunastu latach "nowoczesne, demokratyczne państwo" wchodzące w skład "elitarnego klubu", o nazwie Unia Europejska w porównaniu ze swoją poprzedniczką sprzed 70 lat?

Zacząć należy od tego, że w chwili powstania II RP nie miała jednego kilometra wytyczonej granicy! Kształt, który znany jest z atlasów historycznych jest wypadkową wojen, powstań, porozumień dwustronnych, układów pokojowych i traktatów międzynarodowych. Pierwsze lata istnienia państwa, które wróciło na mapy świata po 123 latach, to niemal niekończące się wojny.

Mimo tego dość szybko udało zorganizować się, dość sprawnie działającą administrację państwową, ujednolicić prawo karne (ale cywilne już nie!), rozpocząć emisję własnej waluty, a co najważniejsze stworzyć armię! Armię, która potrafiła – jednocześnie – walczyć z Czechami o Śląsk Cieszyński, wspomagać "dezerterami" powstania śląskie, a przede wszystkim toczyć śmiertelny bój z Armią Czerwoną! Co istotne: bój zwycięski! Ta sama armia wspomagała walczących o niepodległość Łotyszy, a co ważniejsze, była jednym z najbardziej pożądanych sojuszników w tej części Europy.

Warto w tym miejscu podkreślić, że dowodzili i walczyli w niej żołnierze, wywodzący się z trzech armii zaborczych, Legionów, Błękitnej Armii, dezerterzy z Armii Czerwonej, a nawet ochotnicy (lub repatrianci) zza Oceanu. Sprzęt będący na jej posiadaniu nie mógł więc być, i nie był ze sobą "kompatybilny", podobnie jak metody dowodzenia.

III RP, odziedziczyła po PRL, drugą co do wielkości armię Układu Warszawskiego, stworzoną z myślą o wojnie przez ten Układ, planowanej; a więc wojnie błyskawicznej i agresywnej! Uzbrojenie, które nie mogło się równać z sowieckim czy amerykańskim, było jednak stosunkowo solidne i "idioto-odporne", co biorąc pod uwagę dużą część rekrutów, miało głęboki sens.

Kadra oficerska, praktycznie bez wyjątku, była produktem zsowietyzowanego szkolnictwa wojskowego, bądź (na wyższych stanowiskach sztabowych) produktem sowieckich akademii wojskowych. Co istotne, w przeciwieństwie do "zbieraniny" z początków II RP, lojalność wielu wyższych dowódców pozostawała pod znakiem zapytania. W tej sytuacji fakt, że armia pod takim dowództwem nie musiała walczyć o niepodległy byt III RP, wydaję się być – "darem losu"!

Kadra urzędnicza II RP, podobnie jak kadra oficerska, wywodziła się również z administracji zaborowej. A więc urzędnikami odrodzonej Polski, byli zarówno nauczeni wojskowego drylu urzędnicy kajzerowskich Niemiec, jak i "czynownicy" odziedziczeni po carskiej Rosji.

Wszystkim przyszło pracować w państwie, gdzie ponad 30% populacji stanowiły mniejszości narodowe, które na mocy narzuconych Polsce traktatów, mogły korespondować z urzędami we własnych językach! A było ich niemało: jidysz, niemiecki, ukraiński, białoruski, litewski i słowacki. I oczywiście spory odsetek niepiśmiennych, którym również, zdarzało się załatwiać sprawy w urzędach. Jednak administracja II RP okazała się dość sprawnie zarządzaną i elastycznie reagującą na bieżące potrzeby i to pomimo, nieistnienia komputerów, kopiarek, a często nawet braku maszyn do pisania!

Biurokracja III RP, to wielu wypadkach, ludzie, którym nie poszczęściło się w "byznesie". Wyrugowani z przemysłu, finansów czy handlu, znaleźli "niszę ekologiczną", w której starają się trwać. Na nieco wyższym szczeblu to ludzie "z klucza": lokalni aktywiści, "osobiści" asystenci, a często, po prostu znajomi i rodzina lokalnych "elit".

Nic więc dziwnego, że administracja ta, nie ma dobrych notowań, nie ma wielu osiągnięć, natomiast ma tendencje do rozrastania się...Od chwili wejścia do UE zjawisko to nabrało nawet rozpędu. Co równie istotne, kompletnie ubezwłasnowolniło polską biurokrację, która najwyraźniej uważa, że każda dyrektywa brukselska jest prawdą objawioną.

II RP mogła poszczycić się dwoma inwestycjami, rzeczywiście unikatowymi w skali Europy, dwudziestolecia międzywojennego: pierwsza to, Gdynia; druga to, COP. Budowę Gdyni rozpoczęto w 1921 roku, prawa miejskie uzyskała w 1926 roku, zaś w chwili wybuchu wojny liczyła 120000 mieszkańców. Prace nad budową COP (Centralnego Okręgu Przemysłowego)podjęto z dużym zaangażowaniem rozpoczynając budowę wielu obiektów jednocześnie.

Inwestycjom COP towarzyszyła rozbudowa infrastruktury komunikacyjnej i energetycznej. Energii dostarczać miały elektrownie wodne i cieplne bazujące na dostępnych tu surowcach. W ramach 30-letniego programu powstać miało ponad trzydzieści różnorodnych obiektów - elektrowni i zbiorników retencyjnych. Do 1939 roku w stadium zaawansowanym były hydroelektrownie w Porąbce, Rożnowie na Dunajcu i Czchowie, kończono prace w Czorsztynie, Solinie i Myczkowcach.

Inwestycje w Rożnowie dokończyli Niemcy. Do 1938 roku wybudowano około 300 km gazociągu Gorlice-Jasło-Krosno-Ostrowiec, ale nie udało się doprowadzić go do Warszawy. Pod Rozwadowem powstały huta, zakłady zbrojeniowe i miasto, któremu nadano nazwę Stalowa Wola. Produkowano tam m.in. haubice 100 mm. W Dębicy zbudowano fabrykę kauczuku syntetycznego, opon, farb; w Mielcu – Państwowe Zakłady Lotnicze; w Rzeszowie – fabrykę silników lotniczych i sprzętu artyleryjskiego (przyszłe WSK PZL Rzeszów); w Niedomicach pod Tarnowem – fabrykę celulozy do produkcji prochu; w Dębie - Wytwórnię Amunicji Nr 3 (dzisiejszy Dezamet w Nowej Dębie).

Jeśli gdzieś na świecie, w owym czasie, można szukać porównań do tych inwestycji to chyba tylko w Związku Sowieckim, którego cała gospodarka pracowała w warunkach mobilizacji, praktycznie od początku lat ’20.

III RP nie ma w swej historii ani jednej(!) inwestycji porównywalnej z dwoma wyżej wymienionymi! Można oczywiście w tym miejscu napisać, czego nie zrobiła III RP, ale sens takiego działania jest znikomy. By bardziej bolało, można jedynie wspomnieć, że Trzecia Rzeczpospolita nie poradziła sobie nawet z zagospodarowaniem posowieckich baz wojskowych.

Wbrew czarnej legendzie stworzonej przez Niemców, a powielanej przez "historyków" w PRL, armia, walcząca w 1939 roku dysponowała stosunkowo dobrym i, nierzadko porównywalnym z niemieckim, sprzętem wojskowym. Indywidualne uzbrojenie strzeleckie piechoty stanowił w obu wypadkach karabin mauser wz. 1898, produkowany zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. Obie strony używały dużych formacji kawalerii, dość podobnie wyposażonej i uzbrojonej.

Podstawową bronią pancerną armii polskiej były brytyjskie czołgi hotchkiss, francuskie renault, oraz całkowicie polskie konstrukcje: 7TP, TKS, TK czy TKF; jak również samochody pancerne wz.28, wz.34, wz.29. Niemcy wystawili przeciwko Polsce czołgi: PzKpfw I (Panzerkampfwagen I) oraz PzKpfw II (Panzerkampfwagen II). Pierwszy z nich w niczym nie był lepszy od polskich tankietek, drugi zaś, był lepszy o tyle, że dysponował 20mm armatą.

Jeśli chodzi o lotnictwo, to rzeczywiście nie było godnego rywala, z polskiej strony dla niemieckiego myśliwca Messerschmitt bf 109. Zarówno PZL 39 Wilk, jak i PZL 50 Jastrząb, nie wyszły poza fazy projektów, a PZL 11, był maszyną ustępującą „109”, pod każdym względem. Natomiast wyśmiewany po wojnie PZL 23 Karaś, był konstrukcją absolutnie porównywalną z niemieckim Junkersem Ju 87, czyli "sztukasem"! Zaś PZL 37 Łoś nawet przewyższał swego niemieckiego odpowiednika Heinkel’a He 111!

Warto nadmienić, ze He 111 pozostał podstawowym samolotem bombowym Luftwaffe zrówno podczas kampanii francuskiej, bitwy o Anglię, jak i w początkowej fazie wojny niemiecko-sowieckiej. Sporadycznie był używany jeszcze w 1944 roku! Problemem była tu nie tyle jakość, ale ilość sprzętu będącego w posiadaniu armii polskiej i Wehrmachtu! I oczywiście zaangażowanie sowieckie od 17 września. Dodać można jedynie, że żaden polski czy niemiecki czołg nie mógł się równać z, ówczesnymi, sowieckim konstrukcjami, takimi jak BT, T 28 czy KW.

III RP wyposaża swoją armię w sprzęt prawie wyłącznie, zaprojektowany zagranicą. Podstawowym uzbrojeniem strzeleckim jest wszak AK 47 Kałasznikow, lub jego "klon" Beryl. Wojska pancerne uzbrojone są albo w niemieckie czołgi Leopard II, wycofane z jednostek Bundeswhry, albo w przeprojektowane sowieckie konstrukcje T 72, budowane w Łabędach jako, Twardy. Transporter opancerzony Patria, jest konstrukcją fińską, jak wszystko wskazuje, zamówioną w wyniku korupcji!

Polskie Siły Powietrzne (PSP) nie posiadają dziś ani jednego samolotu będącego polską konstrukcją i oparte są o sowieckie myśliwce dominacji powietrznej MiG 29, oraz amerykańskie samoloty wielozadaniowe Lockheed F 16. Jedyną polską konstrukcją używaną, częściowo przez PSP, częściowo zaś przez wojska lądowe jest śmigłowiec PZL Sokół, do którego jednak uzbrojenie sprowadzane jest z Izraela. Marynarka Wojenna używa jeszcze morskiej wersji tegoż śmigłowca; PZL Anakonda. Pomijając "uzbrojenie" niszowe – np. konstrukcje tworzone dla sił specjalnych – III RP, nie może się tu poszczycić, praktycznie żadnymi osiągnięciami.

Na koniec warto wspomnieć kilka słów na temat służb specjalnych. II RP tworzyła swoje służby specjalne, praktycznie od podstaw. Zarówno cywilne jak i wojskowe służby II RP, nabór prowadziły wśród ludzi bardzo młodych, jak najmniej skażonych życiem pod zaborami. Co oczywiste doświadczenie tych ludzi, w początkowych latach pracy, musiało być bardzo małe.

Mimo że nie sięgnięto po, często wybitnych fachowców, z wywiadów wojskowych państw zaborczych, nie próbowali oni biegać po redakcjach gazet i użalać się nad swoim losem. Większość z nich znalazła zresztą zajęcie w wojsku, tyle że nie związane z pracą wywiadowczą lub kontrwywiadowczą. Również media II RP, bez względu na sympatie polityczne, nie próbowały rozgrywać tej karty w walce z przeciwnikami politycznymi. Widać dla ówczesnego "obozu legionowego", endecji, PPS czy PSL, dobro Polski – przez kogo, by nie była rządzona – było ważniejsze od wyników sondaży.

III RP odziedziczyła swoje służby specjalne w spadku po PRL. Jak wszystko, co związane z resortami siłowymi, tak i PRL-owskie służby specjalne były niemal "transparentne" dla ich sowieckich mocodawców. Jednak jakiekolwiek próby głębokich reform, za każdym razem były torpedowane przez polityków i "niezależne" media! Najsmutniejsze jest jednak to, że "fachowcy" z SB czy WSW, bez większych problemów znajdowali zatrudnienie w UOP czy WSI, a kiedy działo się inaczej bezwstydnie "pielgrzymowali" pomiędzy redakcjami gazet, stacjami radiowymi i telewizyjnymi, opowiadając "pistoletowym' dziennikarzom o doznanych "krzywdach". Niemal zawsze znajdując, przy tym, polityków równie chętnie nadstawiających ucha, by wysłuchać ich żalów!

Porównując II i III RP, zawsze należy uwzględniać różnice historyczne, ekonomiczne czy społeczne jakie dzielą obie Rzeczpospolite. W każdym jedna wypadku widać, że warunki startu II RP, były o wiele trudniejsze. W ciągu 20 lat swego istnienia "pokraczny bękart traktatu wersalskiego" osiągnął jednak niemało.

Bardzo dużo, jeśli uwzględni się położenie geopolityczne i stan państwa odziedziczony po zaborcach i I wojnie światowej. W, mniej-więcej, tym samym czasie "poroniony płód >>okrągłego stołu<<", w dość sprzyjających – acz kończących się – warunkach geopolitycznych, nie tylko potrafił umożliwić rozwoju wielkich inwestycji, ale nawet sprywatyzował w skandaliczny sposób, to co odziedziczył po PRL, a nawet – jak widać – po II RP.

Najsmutniejszym jest jednak fakt, że w godzinie próby, wielu obywateli Drugiej Rzeczypospolitej, bez zastanowienia stanęło w jej obronie, choć nie zawsze mogli ją nazwać "czułą matką". Jeśli wierzyć socjologom, internetowi, a nawet codziennym obserwacjom polskiej ulicy, obywatele III RP, często nie tylko nie mają ochoty bronić swej ojczyzny, ale wręcz, deklarują chęć przyłączenia jej do innych państw, lub rozmycia we "wspólnej, zjednoczonej Europie". Co zresztą, a nieukrywaną satysfakcją, odnotowują "polskie", "niezależne", "media".

Bogdan Pliszka http://prawica.net/

8 września 2008

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak