Jaki powinien być prezydent wymarzony. Oczywiście zależy kto marzy. Prawdopodobnie większość Piotrkowian marzy o sprawiedliwym, znającym się na wszystkim, wszystkowiedzącym, omnibusie. Ciągle popularny jest u nas mit pierwszego sekretarza, który podczas niezapowiedzianej wizyty gospodarskiej poucza górników jak wydobywać węgiel, ewentualnie wbijać gwoździe. Widziałem już w prasie zdjęcia obecnie urzędującego prezydenta jako żywo tamtą epokę przypominające np. prezydent z projektem na placu budowy. Dla ścisłości wspomnę, że nie tylko jego. Poprzednich prezydentów też widziałem. Czyli tradycja jest. Marzenia kierowników w Urzędzie Miasta i szefów jednostek organizacyjnych miasta podzieliłbym na dwie kategorie. Pierwszy typ-urzędnik wykonawca marzy, żeby prezydent wszystko kazał, jak nie kazał to nie ma sprawy. Drugi typ woli, żeby prezydent w nic się nie wtrącał i podpisywał w miejscu zaznaczonym ptaszkiem, bez zadawania zbędnych pytań. Ma to ten plus, że kierownik robi co chce, a w razie czego podpis prezydenta ma. Oczywiście istnieje cała seria typów pośrednich. Zarysowałem dwa skrajne z uwagi na szczupłość miejsca.
Jaki powinien zatem naprawdę być prezydent? Jest oczywiste, że musi umieć dobierać sobie mądrych ludzi i umieć wykorzystywać ich potencjał. Ten zestaw cech wskazuje jasno- powinien być dobrej klasy menedżerem. W ostatnim Tygodniu Trybunalskim p. Michał Rżanek próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie czy powinien znać się na szczegółach prowadzonych inwestycji. Odpowiedzi dostarczę nie ja, tylko nauka o zarządzaniu. Menedżerowi potrzebna jest wiedza techniczna. Nie musi jej mieć tak dużo jak podlegli mu pracownicy. Wystarczy 10% (tyle w ogólnym zestawie cech menedżera wskazują źródła), żeby mieć w głowie ogólny zarys inwestycji, ogólne wymagania formalno prawne, źródła finansowania, zasady i koszty funkcjonowania. Oczywiście, że prezydent nie odpowie na pytanie czy stosować napowietrzanie powierzchniowe czy w całej objętości jeśli chodzi o oczyszczalnię. Niedopuszczalne jest jednak, żeby ogólnie nie zapytał swoich ludzi i nie znał odpowiedzi na pytania: Jakie będą koszty eksploatacji? Czy występuje jakiś trudny problem z odpadami? Jakie mamy pomysł na jego rozwiązanie? Jeżeli potem nie umie odpowiedzieć na kwestie tak istotne, a nie umiał na antenie radia Strefa FM, to powstaje pytanie w jaki sposób nadzoruje ten proces? Czy w ogóle nadzoruje? Bo jeśli nie nadzoruje, to kto nadzoruje, kto za co odpowiada, a idąc dalej kto w tym mieście rządzi?
Oczyszczalnia to inwestycja, która zadłuży nas na całe lata. Musi być wykonana dobrze. Martwię się, że dzisiaj Prezydent wysyła sygnał do mieszkańców na zasadzie: Ja nie znam szczegółów. Szczegóły zna wiceprezydent Karzewnik. On przyjdzie to o szczegółach opowie.
To wygodna pozycja wyjściowa. Jak się nie uda będzie można powiedzieć-To nie ja, to Karzewnik. Jak się uda będzie można powiedzieć- Widzicie udało się, wybudowałem i jest dobrze. Nie po to jednak wybieramy prezydenta, żeby się ustawiał. Wybieramy go po to, żeby dzielił i rządził, i brał odpowiedzialność za najważniejsze decyzje i najważniejsze inwestycje. Interesował się nimi, bo jak mówią "pańskie oko konia tuczy", a jak "kot śpi to myszy harcują".
Jestem w opozycji w Radzie Miasta. Krytykuję wielokrotnie obecnego prezydenta i ekipę bezkrytycznych radnych wspierających jego działania. Bywam złośliwy, czasem tak, że jak mi przejdzie złość to już trochę żałuję, ale w przypadku oczyszczalni bardzo zależy mi na tym, żeby zgłaszane przez różne środowiska problemy potraktować jak problemy, a nie jak polityczne harce i uszczypliwości. Kiedy pada pytanie o cenę oczyszczalni, o odpady (osad), których utylizacja może być droga, to chcę usłyszeć konkrety. Myślę, że wszystkim Piotrkowianom należą się wtedy konkrety, a nie ośmieszanie spotkań, seminariów, które w tej sprawie zorganizowali oddolnie Piotrkowianie. Czas na wyśmiewanie, deprecjonowanie tych wątpliwości będzie jak zakończymy inwestycję i okaże się, że nie było ryzyka i wszystko działa bez zarzutu.
Gdyby jednak założyć, że te wszystkie seminaria, trudne pytania zadaje grupa złośliwych hamulcowych, wrogów obecnego układu rządzącego, to nawet wtedy pozostaje jeszcze jedna kwestia. Kto nie uczy się od wrogów, ten przegrywa. Ryzyko jest takie, że przegrać może całe miasto.
Paweł: http://www.ciszewski.blog.pl
6 kwietnia 2010
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
Niestety
Niestety.
Obecny prezydent miasta to pijarowiec. Naprawdę czasy Edwarda Gierka nastały... To taki chichot historii. Bo to milicjant chciał w praktyce przywrócić Piotrkowianom pamięć największego BMW. To po pierwsze.
Po wtóre - nauka wpierw Maniutka Wszędobylskiego następnie Waldemara Niewinnego nie poszła w las. Poszła do bieżącej aktywności. Przy okazji czy Maran Błaszczyński zwrócił pieniądze Radzie Miejskiej?
Po kolejne – do tej pory nie pojawia się grupa, która proponuje podatnikom darczyńcom ich udziału w tzw. demokracji bezpośredniej – przykład Austrii. Męczę od lat pomysł „Karty Miejskiej”. Po raz kolejny powtórzę. Sprawa modernizacji oczyszczalni do doskonały temat do publicznej debaty. W całej palecie spraw.
A Michałowi gratuluje awansu na pozycję dziadka.
witold k
Czy aby?
Kolego Pawle, czy my wybieramy menedżera czy wybór jest polityczny i jednak polityka?
Skoro teoretyzujemy to pomińmy lokalny przykład.
Pozwolę sobie zauważyć, że wbrew różnym głosom, gmina nie jest przedsiębiorstwem ani podmiotem gospodarczym a zatem wybieramy polityka. Oczywiście, dobrze jak będzie posiadał szereg cech, o których Kolega pisze.
Niezależnie od tego, kto wygra, powinniśmy ustalić pewne reguły gry w funkcjonowaniu urzędu a dokładniej aparatu administracyjnego. Zarówno ja w swoich felietonach w TT jak również Pan i inni przy różnych okazjach wskazują na to jak ma się zachować urzędnik.
Dokładnie występują dwie sytuacje, które Pan wskazał jako skrajne. Pamiętam, jak to dyrektorzy w urzędzie mieli pracować z nogami na biurkach. To miał być obraz tych, co odpowiedzialni za określone dziedziny będą tylko pracować koncepcyjnie. Zdaje się, a Pan to też powinien pamiętać, że jednak długo to tych nóg w górze nie trzymali i powróciła szara rzeczywistość. Podstawowa rzecz, jaką odczuwam, obserwując urząd z zewnątrz to totalny brak koordynacji! To bardzo trudne. Szczególnie im większe miasto. Działka planowania z bieżącym utrzymaniem rozchodzi się stale. I może już nie spotykamy prucia świeżego asfaltu, aby położyć kabel czy rurę, chociaż jeszcze gdzieś można trafić wyjątek, ale np. opracowujemy plany zagospodarowania pod tak małe fragmenty miasta, że gołym okiem widać brak profesjonalizmu. I nie wiem, czy chodzi o zarabianie pieniędzy na opracowywaniu czy może robienie pod konkretnego inwestora, co również zarabiania nie wyklucza.
Wspomniana przez Pana oczyszczalnia jest dla mnie przykładem paranoicznych procedur.
Inaczej, kiedy opracowano w mieście aktualnie obowiązujące studium modernizacji oczyszczalni był rok 2004. Zlecono to zaprzyjaźnionej firmie z Warszawy, piszę to z odpowiedzialnością za słowo, i otrzymano opracowanko. To było podstawą do złożenia wniosku o pieniądze unijne. Nie miejsce na dalsze szczegóły. Wspominam tylko dlatego, że z roku na rok, z kadencji na kadencję, z wizyty na wizytę w Warszawie wszyscy szli cały czas opracowaną na początku koncepcją. Wielokrotnie zgłaszałem swoje obawy, może nie udokumentowane, ale intuicyjne i w oparciu o obserwacje a od kilku lat już w oparciu o praktykę. Zawsze słyszałem, że będzie ciężko zmienić to, co zostało zgłoszone. Przypominam, że cała para poszła w powołanie spółki, w dalszym ciągu – operatora. Czyli tylko zgromadzenie wspólników mieści się na jednym siodełku a nie w hali Relax. To oznacza DEKAPITALIZACJĘ majątku wod-kan. Bo haracz na poziomie amortyzacji płaci spółka do miasta.
Wracając do oczyszczalni, chwała panu prezydentowi, że podjął decyzję ścieżki „czerwonego FIDIC” w ludzkim tłumaczeniu oznacza to, najpierw zrób projekt a później wybuduj. Decyzja zapadła w listopadzie 2009. Do tej pory obowiązywała wersja żółtego FIDIC, zresztą przećwiczona unieważnionym przetargiem znowuż po ludzku mówiąc zaprojektuj i wybuduj. Czyli wybieram firmę, która ma mi zaprojektować i wybudować. Uruchomić i zadzwonić do inwestora czyli prezydenta, że może przyjechać z wielebnością i przeciąć wstęgę i poświęcić.
To jest bardzo wygodna wersja dla prezydenta, ale jak pokazują doświadczenia dużo droższa.
Byłem świadkiem i uczestnikiem narady konsultacyjnej w gabinecie. Pomimo że było nas tylko dwoje za „czerwonym” w rezultacie taki mamy ogłoszony przetarg. Jest szansa, że w trakcie projektowania będzie czas a to ponad rok, że wniesie się wszystko to, co wynika z racjonalności i ekonomi przede wszystkim eksploatacji.
Zdaje się, że popłynąłem w inny temat. To tylko dodam, że urzędnicze podejście do takiej inwestycji nie jest najlepszym rozwiązaniem. Mam tu na myśli zarówno biurokratyczne podejście lokalne a przede wszystkim warszawskie skarżone brukselskim.
Nie ma motywacji.
Ps. Panie Pawle, o osadach przy innej okazji, ale proszę nie robić z tego rzeczy podstawowej.
Z telefonów, jakie otrzymuję widzę, że te same osoby wypowiadające się autorytatywnie na konferencji, której moją krytykę Pan krytykuje, nie mają za dużo wiadomości.
Koledze Witkowi dziękuję za dziadka.
Panie Michale,
Dzięki uprzejmości Witka Kowalczyka, za moją zgodą, wybrane przez niego teksty są zamieszczane na portalu www.trybunalscy.pl. Pod jednym z moich tekstów na tymże portalu opinię zamieścił pan Michał Rżanek.
Panie Michale,
kiedy pisze Pan tak spokojnie i logicznie odbiera mi Pan zapał bitewny, co działa na mnie odrobinę deprymująco :). Bardzo słusznie traktuje mnie Pan jak młodszego kolegę, bo ja ciągle w stosunku do Pana tak się czuję. Chylę czoła przed Pana samorządowym doświadczeniem i zawsze uważnie wsłuchuję się w Pana opinie, co jak pewnie Pan się domyśla, nie zawsze przekłada się jednak na zgodę z Pana argumentacją. Znajduje to czasem odzwierciedlenie w moich emocjonalnych tekstach, ale któż z nas jest wolny od emocji, prawda?
Na pytanie czy wybieramy polityka odpowiadam- oczywiście polityka. Wspomnę, że demokracja opiera się na partiach politycznych, a sensem ich istnienia jest przejęcie władzy. To podręcznikowa zasada. Dobry polityk, który wygra wybory w naszym mieście powinien być po prostu dobrym menedżerem. Wydaje mi się, że Pan dostrzega dysonans w pojęciach polityk i menedżer. Tak jakby te pojęcia się wykluczały Polityk, który nie jest dobrym menedżerem to raczej politykier i tacy, kiedy zdobędą władzę, są dla lokalnych społeczności nieszczęściem. A czy ładnie wyglądam, a czy ładnie mówię, a czy dobre mam ujęcie, a czy prasa dobrze pisze, to ich jedyne zmartwienia.
Wspomnę jeszcze, że dla mnie stowarzyszenie, które walczy o władzę jest de facto lokalną partią polityczną, a jego czynni członkowie są lokalnymi politykami.
Jeśli chodzi o osad i inne aspekty inwestycji na takie informacje czekam, czekamy. Rzeczowa odpowiedź, to prosta droga obalenia naszego larum. Ma Pan szansę jak nikt inny wiarygodnie i autorytatywnie rozwiać wątpliwości.Będę dużo spokojniejszy, kiedy ten projekt będzie medialnie i merytorycznie firmowany wprost również Pana doświadczeniem i Pana nazwiskiem.
Pozdrawiam
Paweł Ciszewski
P.S.
A tym barankiem to już rozgrzał mnie Pan do białości. Rozumiem, że nie lwem, nie tygrysem, że nawet nie żbikiem, ale nawet nie lisem?.... nawet nie baranem …. tylko barankiem? ;) .