Premier Donald Tusk nawoływał w kampanii wyborczej rodaków, którzy wyjechali do pracy na obczyźnie, by wracali do kraju. Nie byłby to wcale taki głupi pomysł, pod warunkiem, że wróciliby ci, którzy wyjechali za granicę pracować, a nie żebrać o zasiłki.
Trzeba bowiem wiedzieć, że wielu Polaków którzy znaleźli się np. w Anglii skusił tamtejszy system opieki społecznej, który oferuje im zasiłki na znacznie wyższym poziomie niż rodzimy socjal. Jeśli ci wróciliby do kraju, oraz reszta żulerii, która w Anglii czy gdziekolwiek indziej przynosi nam wstyd, nie byłby to dobry znak dla premiera, który - jak wiadomo - planuje pewnie by za jakiś czas przeistoczyć się w prezydenta. Nie trudno sobie wyobrazić, że statystyki bezrobocia poszłyby momentalnie w górę, wzrosłaby przestępczość itp. Nie byłoby się zatem za bardzo czym pochwalić w kampanii prezydenckiej. No bo przecież kandydat-demokrata, mizdrzący się do ludu nie krzyknie mu wprost "do roboty!", bo nigdy żadnych wyborów już nie wygra. Wprost przeciwnie - obieca raczej, że zasiłki wzrosną i że dalej można będzie jakoś żyć niewiele z siebie nie dając...
I chyba premier Tusk już to powoli rozumie, bo minister pracy w jego rządzie przygotowuje właśnie nowelizację ustawy o "przeciwdziałaniu bezrobociu", przewidującą m.in. wzrost zasiłków, które wysokością powoli zbliżać się będą do płacy minimalnej. Czyż prezydencka kampania wyborcza już się właśnie nie zaczęła? Pani minister pracy deklaruje ponadto, że urzędy pracy muszą się zreformować, czyli bardziej muszą się nastawić na doradztwo zawodowe, no i muszą się odbiurokratyzować. Zapewne w ramach tego odbiurokratyzowania, pani minister zapowiada wzrost etatów w urzędach pracy. Czyżby brakowało już ludzi do tego, by "aplikować" środki z Unii Europejskiej na przeróżne fantastyczne programy typu "Kobieta sukcesu" czy temu podobne?
Gdy z jednej strony zanosi się na kolejne marnotrawstwo publicznego grosza, pewnie za aprobatą pana premiera, z drugiej tenże sam premier spotyka się z ministrami po to, by zastanowić się, jakby tu zaoszczędzić "na władzy". Pan premier planuje każdemu z ministrów wyrwać trochę kasy, no i pochwalić się przed ludem, jak to on dzielnie walczy o "tanie państwo". Hipokryzji nie widać końca. No bo cóż z tego, że pan premier zaoszczędzi na ministrach - dajmy na to - 6 miliardów złotych, skoro nie obniży jednocześnie podatków tak, by te 6 miliardów pozostało w kieszeniach Polaków, tylko przeznaczy je np. na zwiększenie zasiłków? Nie wierzę, że Donald Tusk tego nie rozumie, choć kto wie... Władza może rzeczywiście otumania...
Paweł Sztąberek http://www.kapitalizm.republika.pl/
12 maja 2008
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz