1 listopada. Miliony ludzi udaje się na groby bliskich. Wydajemy ogromne sumy na marmurowe pomniki nagrobne, kwiaty znicze. Dzień pamięci dla tych którzy odeszli.
Jest to dzień zadumy, refleksji, zamyślenia nad tajemnicą przemijania. Towarzyszy temu przejmująca jesienna aura, cisza cmentarza z jakimś grajkiem i Ave Maryją w tle. Nawet artyści, dziennikarze, lewicowcy jakby są trochę inni. Albo trochę mniej widoczni po prostu. Jeszcze tu nasza polska kultura nie przeminęła i nie dała się zdominować przez pogańską „noc Haloween”. Ta nasza zaduma ma więc korzenie ściśle chrześcijańskie.
Idąc cmentarzem myślimy o naszych bliskich których tu już nie ma. Żałujemy ich. Odczuwamy ich brak. Myślimy o tym jacy byli i co osiągnęli. Ich życie dobiegło końca. Już więcej nic nie napiszą w swojej księdze.
Dociera do nas prawda o nieuchronności śmierci i wątłości ludzkiej egzystencji. Może myślimy o nas samych. Ja myślę wtedy, że przecieka mi przez palce dzień za dniem w pogoni za czymś tam. W zasadzie to nie wiem za czym. Myślę o ambitnych planach, których nie zrealizowałem. Gdzieś w podświadomości dociera do mnie przygnębiająca myśl, że tych które snuję teraz pewnie też nie wykonam. Myślę o swojej ograniczoności i małości, że ja też do tego prochu ziemi powrócę.
Myślę o braku miłości. O zbyt szorstkim traktowaniu rodziny. O tym, że wcale nie śpieszno mi kochać tych, którzy tak szybko odchodzą. I o tym, że gdy odejdą będzie już na to zbyt późno. O tym, że marnuję skończony czas dany przez Boga i że jestem zbyt leniwy.
Na takim poziomie smutnej refleksji człowiek współczesny się zatrzymuje. Jest już samo w sobie swoistym cudem, że na jakąkolwiek refleksję ten konsumpcjonistyczny byt jest w stanie się zdobyć.
Ale 1 listopada to nie jakieś tam „święto zmarłych”. To Uroczystość Wszystkich Świętych. Co to znaczy? Czcimy wszystkich tych, którzy są w niebie, prosząc ich o orędownictwo. Cieszymy się ich radością. Jest to więc święto radosne. Jego treścią bowiem nie jest wcale koniec ale początek! Świętujemy narodziny dla nieba, a nie opłakujemy odejście! Ten dzień służyć powinien nie roztkliwianiu się nad sobą i naszymi bliskimi zmarłymi – ale nadaniu życiu nowej perspektywy – perspektywy życia wiecznego. Ona nadaje sens przemijaniu i sprawia, że życie nigdy nie jest za krótkie. W laickim świecie święto zmarłych jest przygnębiające. Uroczystość Wszystkich Świętych jest orzeźwieniem dla ducha chrześcijanina.
Prawdziwie chrześcijańska refleksja na ten dzień to myśl o niebie, o szczęściu wiekuistym, o tym co przygotował Bóg dla swoich świętych. O jedynym prawdziwym celu naszego życia. O tym, że wszyscy jesteśmy powołani do świętości. Że smutek doczesności jest tylko chwilowy.
O ileż łatwiej jest żyć uświadamiając sobie, że jedyną rzeczą którą musimy „zdążyć” uczynić nie jest dorobienie się, pokonanie wszystkich przeciwników i adwersarzy, zdobycie wszelkiej wiedzy i słuszności oraz wykazanie swojej racji ale pozytywna odpowiedź na Bożą miłość. Odpowiedź dana całym swym życiem. Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu wszystko inne jest na właściwym miejscu. Odpowiadając na miłość Jezusa na pewno zdążymy kochać tych co odchodzą.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
A wtedy też dużo łatwiej umierać za Ojczyznę. Chociażby miała to być śmierć nie w walce orężnej ale w pocie pracy – jak powiedzą inni poprzez zmarnowanie życia na bezsilne starania. Wierność ideałom nie jest zmarnowaniem życia, bo nie przekreśla jedynego prawdziwego celu – zbawienia lecz mu służy. Życie zmarnowane to tylko takie, które odrzuca zbawienie. I tym sposobem wchodzimy w rzeczywistość innego listopadowego święta, tym razem narodowego, 11listopada. Bóg, Honor i Ojczyzna. Ale na elegię o niepodległości jeszcze przyjdzie czas.
nscnt: http://prawica.net
1 listopada 2009
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz