Dla każdej republikańskiej demokracji parlamentarnej, a taką właśnie formułę na życzenie czy wręcz kaprys Józefa Piłsudskiego przyjęto dla odrodzonej Rzeczypospolitej bez większych zastrzeżeń ze strony głównych sił politycznych (a więc z pominięciem komunistów i monarchistów, kluczowym zagadnieniem pozostaje stworzenie większości posiadającej zdolność sformowania rządu, możliwie spójnego, stabilnego, trwałego.
Już sam ten proces często stanowi nie lada wyzwanie niemal nie do pokonania, jak wiemy analizując początki zarówno II, jak i III Rzeczypospolitej. A cóż dopiero, jeśli już na etapie tworzenia systemu politycznego, nie dysponując ani wystarczającym doświadczeniem ustrojowym, ani niepisaną nawet normą i obyczajem parlamentarnym – wprowadza się wymóg dodatkowy.
Oto u początków II Rzeczpospolitej miała być już nie tylko matematyczna większość posłów zgadzających się na określone minimum programowe, ale co więcej, musiałaby to być większość polska. Wysuwając taki postulat zorganizowana endecja, Związek Ludowo-Narodowy stanął więc przed dylematem jak pogodzić zasady konstytucyjnej równości obywateli, zobowiązania międzynarodowe państwa (mały traktat wersalski) z ideologicznym hasłem „narodowego polskiego charakteru (…) ustroju państwa”. Tak zwany mały traktat wersalski zobowiązywał państwo polskie do wprowadzenia zasady równości wobec prawa wszystkich obywateli niezależnie od narodowości, zapewnienia swobody wykonywania praktyk religijnych oraz przyznania mniejszościom określonych uprawnień językowych w szkolnictwie i sądownictwie
Już sama prosta arytmetyka sejmowa wskazywała, że równanie takie może mieć tylko jedno trwale rozwiązanie, w postaci koalicji, którą znamy w historii pod popularnym, a nadanym przez przeciwników mianem Chjeno-Piasta. Jak jednak również wiemy, samo zaistnienie upragnionej większości polskiej w Sejmie ani nie zapewniło wcale trwałości rządom parlamentarnym, ani nie spowodowało istotnych zmian ustrojowych zamieniających slogan walki politycznej w realny kształt polskiego państwa narodowego na wieloetnicznym obszarze II Rzeczypospolitej.
Rzecz jasna osoby zaangażowane w ów projekt z powodzeniem winę za jego niepowodzenie składały na barki przeciwników politycznych, w tym oczywiście zwłaszcza marszałka Józefa Piłsudskiego i jego zwolenników, w dalszej kolejności także na wady niezbędnych w dziele większości polskiej ludowych sojuszników, z perspektywy jednak wypada zgodzić się z tak reprezentatywnym dla tego nurtu narodowej demokracji mężem stanu, jak Stanisław Grabski, który do wszystkich tych czynników dodawał również samokrytycznie także błędy własnego obozu (endecji), wynikające ze słabości ogólnych postaw obywatelskich, z osłabienia „poziomu moralnego życia społeczeństwa”, które po odzyskaniu niepodległości straciło w swej masie większe zainteresowanie dla spraw publicznych, ograniczając się często do kwestii materialnych, kariery zawodowej, często wiązanej także z aktywnością partyjną, awansami urzędniczymi czy koneksjami i koncesjami towarzyskimi i środowiskowymi.
Nie bardzo się nawet można temu dziwić, w każdym razie szczerze, nie z pozycji mentorskich, które nie tylko ówczesna endecja tak chętnie lubiła zajmować? Czy więc większość polska mogła być inna niż społeczeństwo, niż sam naród polski, który po chwilowej radości z odzyskanego śmietnika zmuszony był urządzać się na nim jak potrafił i pod takim kierownictwem, jakie akurat się trafiało?
U zarania niepodległości nie tyle jeszcze większość parlamentarna, ale jedność narodowa wydawała się warunkiem sine qua non samego zaistnienia państwowości polskiej. Uważali tak też liderzy obozu narodowego, warto więc zauważyć, że mimo nie najlepszej opinii, jaką cieszy się w historiografii powołany już przez Radę Regencyjną rząd Józefa Świeżyńskiego był w założeniu planowany właśnie jako gabinet ogólnonarodowych ponad podziałem na aktywistów i pasywistów, z udziałem polityków endeckich, ludowych a nawet socjalistycznych oraz wyglądanego powszechnie Józefa Piłsudskiego oraz z docelowo rozszerzającą się reprezentacją trójzaborową.
Zwróćmy na chwilę uwagę właśnie na tych kilka dni między 7 a 10 listopada 1918 r., to wówczas bowiem z inicjatywy Rady Regencyjnej i przy poparciu Koła Międzypartyjnego o mało nie doszło do powołania pierwszego rządu, w którym mogli spotkać się politycy prawicy, centrum i ludowców, tak jak już od lipca 1917 r. trwała ich współpraca zintensyfikowana przejściem PSL Piast na pozycje zdecydowanie pro-Ententa. Ta próba porozumienia „bez konserwatystów i Żydów” (a w domyśle także socjalistów) nie powiodła się jednak w związku z powrotem na scenę polityczną Józefa Piłsudskiego i to on właśnie pozostał ostatecznie niepokonaną ostatecznie barierą dla budowy większości polskiej innej niż ta zbudowana wokół jego personalnego kultu.
Była to w zasadzie różnica taktyczna między ludowcami a endecją, która jednak w gorączce sporów parlamentarnych urastała niekiedy do wymiaru fundamentalnej różnicy zdań co do polityki polskiej. Tymczasem istotniejsze od samego stosunku do Piłsudskiego było raczej postrzeganie własnej roli obu nurtów politycznych w państwie. Partyjną emanację endecji, Związek Ludowo-Narodowy wydawały się zżerać połączenie poczucia nadmiaru własnych kwalifikacji do rządzenia krajem – z brakiem do tego mandatu wyborczego, a nawet wręcz lękiem przed wzięciem pełnej odpowiedzialności, czy to w obawie przed reakcją międzynarodową (co niemal paraliżowało Romana Dmowskiego, czy w przekonaniu o demoralizującym wpływie rządów, zwłaszcza koalicyjnych, na szeregi własne.
Zwolennicy współpracy z ludowcami, jak Stanisław Grabski (zgłaszający przy tym wspomniane zastrzeżenia etyczne) stanowili początkowo wyraźną mniejszość. ZLN, jak powszechnie zauważano, czuł się zatem wyraźnie usatysfakcjonowany nasycając elementami własnego programu, a także i kadr rządy formalnie przez partię nielegitymowane. Odmiennie PSL Piast natomiast, a dokładniej Witos bez wątpienia rządzić chciał bezpośrednio, dążył do tego zdecydowanie, dbając o swoich, jednak nie zawsze i nie każdą cenę chcąc za udział we władzy płacić.
Ta wyraźna determinacja partii chłopskiej przyczyniała się oczywiście do wypowiadania pełnych przekąsu komentarzy. Stanowiła jednak wyraz przekonania, że reprezentując najliczniejszą spośród klas społecznych odrodzonej Polski, to ludowcy są władni udzielić odpowiedzi na pytanie komu właściwie niepodległa Polska jest potrzebna. Władni jednak nie sami, a czy kompetentni – długo co do tej kwestii brakowało zgody, co też i rzutowało na kwestię zaistnienia funkcjonalnej większości polskiej.
Zbliżając się wciąż do dookreślenia czym miałaby ta większość w istocie być, warto odwołać się do debaty konstytucyjnej, w której reprezentujący ZLN Stanisław Głąbiński relacje interesu narodowego polskiego i ogółu narodowego zakreślił formułując zasadę obowiązku wierności dla Rzeczypospolitej, w intencji endeckiej stanowiącej próg kwalifikujący do pełnego korzystania z praw obywatelskich i politycznych[18]. To, wraz z zapisem roty przysięgi prezydenckiej, mającym skutecznie eliminować nie-katolików z funkcji głowy państwa ( jednak nie przez formalny zakaz, ale przez treść roty tej przysięgi) wskazuje, że nawet w głęboko kompromisowych zapisach konstytucji marcowej obóz narodowy postarał się zawrzeć podstawowe elementy swojej ideologii, co jednak okazało się stać w głębokiej dysharmonii z praktyką polityczną II RP.
Oczywiście jeszcze wyraźniej założenia idei narodowej wyeksponowano we wspieranym przez ZLN projekcie konstytucyjnym prof. Stanisława Głąbińskiego. Wpisywał on w samą strukturę państwa zróżnicowanie uprawnień obywatelskich w zależności od zamieszkania na obszarze ziem autonomicznych czy samorządowych, których wyodrębnienie było w jasny sposób związane z obecnością i liczebnością mniejszości etnicznych.
System rozbudowanej samorządności w połączeniu z demokracją pośrednią na szczeblu krajowym był próbą zbalansowania praw oraz zobowiązań wobec mniejszości z wyrażonym nieco później przez Stanisława Grabskiego słusznym założeniem, że „nie może głos narodu polskiego mniej znaczyć od głosu niepolskich mniejszości”.
Trzeba zauważyć, że choć w samej debacie konstytucyjnej, pomimo braku własnego autorskiego projektu (nie można bowiem za takowy uznać propozycji prof. Józefa Buzka) piastowcy starali się zachować pewną niezależność, jednak nastroje w samym Stronnictwie, mimo często ostrej konkurencji z obozem narodowym wskazywały na znaczne do niego upodobnienie, posunięte aż do pamiętnego stwierdzenia Witosa, że „jeżeli żydzi, Rusini, Białorusini i Niemcy są razem, to i stronnictwa polskie muszą się łączyć”. Było to zatem typowe dla ludowców dojście do zbliżonych z endecją wniosków, tyle, że motywowanych pragmatycznie i w wyniku obserwacji rzeczywistości, nie zaś ideologicznie.
Naturalnym momentem zaistnienia układu większościowego powinno być ukonstytuowanie się Sejmu I kadencji, kiedy jasnym stało się już, że blok prawicy nie zdobył samodzielnej przewagi. Co prawda z parlamentu zostało wyeliminowane dotychczasowe mieszczańsko-konserwatywne centrum, chętnie angażujące się w budowę zaplecza dla rządów pozaparlamentarnych oraz oferujące się ludowcom jako alternatywa dla sojuszu z endecją, jednak zaszłości z ostrej momentami rywalizacji wyborczej wcale nie czyniły j koalicji ludowo-narodowej łatwiejszą.
Co gorsza zaś, na problemy polityczne nakładały się również kwestie kadrowe. Fakt, że głosami większości polskiej udało obsadzić fotele marszałków obu izb okazał się ostatecznie większym problemem niż pożytkiem dla większości polskiej, a wybór Macieja Rataja z czasem został zgodnie uznany za błąd i przez polityków endeckich, i przez samego Wincentego Witosa. Marszałek Maciej Rataj miał bowiem odmienną od swego prezesa wizję pozycji PSL Piast na scenie politycznej, czego czynnie dowodził zarówno podczas kryzysu prezydenckiego, w okresie tak drugiego, jak i trzeciego rządu Witosa, a zwłaszcza w czasie zamachu majowego.
Tymczasem już w listopadzie i grudniu 1922 r. Witos był zwolennikiem koalicji na gruncie „konieczności państwowych”, przekonując mimo poważnych oporów swój klub do przynajmniej wyznaczenia minimum programowego niezbędnego dla rozmów o formowaniu rządu.
W tym właśnie można upatrywać przyczyn podjęcia przez naczelnika Piłsudskiego misternej gry mającej na celu uniemożliwienie takiego naturalnego sojuszu. Elementem tej strategii było wysunięcie przez marszałka kandydatury Wincentego Witosa na urząd prezydenta przy równoczesnym utrzymywaniu przez Belweder kontaktów z niechętną endecji opozycją antywitosowską w Piaście (Maciej Rataj i Jan Dębski)[24].
Trzeba stwierdzić wyraźnie: gdyby Piłsudski naprawdę chciał prezydentury Witosa, wówczas z pewnością mógłby uczynić znacznie więcej dla spacyfikowania opozycji lewicowego PSL „Wyzwolenie”, kluczowej dla utrącenia tej kandydatury. Po drugie nie jest prawdą, że ZLN chciał koniecznie przy wyborach prezydenckich postawić ludowców pod ścianą, wręcz przeciwnie fakt, że tak szeroko konsultowano z piastowcami potencjalnych kandydatów prawicy wskazuje jak bardzo tej stronie zależało na kompromisie.
To, że ostatecznie wspólnym kandydatem większości polskiej nie stał się Wincenty Witos z pewnością można rozpatrywać w kategoriach błędu, zwłaszcza znając dalszy przebieg wydarzeń. Uczciwość wymaga jednak przyznania, że był to błąd obu stron, związany tak z nadmierną być może ostrożnością prezesa PSL Piast (a także słusznym przywiązywaniem przez niego większej wagi do pozycji „prezydenta ministrów” czyli premiera), jak i finalnym zniecierpliwieniem klubów Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej.
Czy rzucony w ostatniej chwili koncept wyboru prof. Kazimierza Morawskiego[byłby zatem rozwiązaniem lepszym niż kandydatura Maurycego Zamoyskiego? Tego się nie dowiemy, tak jak i nie wiadomo, czy nie był to ze strony Witosa kolejny wist negocjacyjny, z których był tak znany. Z pewnością jednak nie możemy zgodzić się z poglądem, że oczywistym błędem była sama kandydatura Zamoyskiego. Przeciwnie, koncepcję poparcia go piastowcy rozważali bardzo poważnie, zwolennikiem tego rozwiązania był także sam Wincenty Witos, a opór antyzamoyski związany był nie tyle z pozycją społeczną kandydata, co z występującymi niezależnie naciskami i powiązaniami politycznymi, przede wszystkim z lewicą ludową i zwłaszcza z Belwederem.
Nie powtarzając znanego opisu samych głosowań warto jedynie wskazać, że do ostatniego z nich znacząca grupa członków klubu była przeciwna głosowaniu na Gabriela Narutowicza (m.in. Jakub Bojko), zaś po jego wyborze PSL Piast wysłało specjalną delegację mającą skłonić elekta do nieprzyjmowania wyboru / ustąpienia.
I znowu, dwuznaczna pod tym względem okazała się postawa marszałka Rataja, niemniej z pewnością nie można uznawać piastowców za zadowolonych z wyniku wyborów i dalszego przebiegu wypadków. Po pierwszym wzburzeniu nastroje zaczynała też tonować prasa okołoendencka. Również sam prezydent Narutowicz, kuzyn Józefa Piłsudskiego według niektórych świadectw chciał szukać kompromisów i uzgodnień ideowych także ze ZLN[28], poniekąd zaprzeczając w ten sposób opinii marszałka Piłsudskiego na swój temat.
Czy rzeczywiście prezydent chciał zaproponować Maurycemu Zamoyskiemu ministerium spraw zagranicznych (tak jak wcześniej miał sam polecać go naczelnikowi Piłsudskiemu jako… kandydata na prezydenta[, co spotkało się z co najmniej niechętną opinią Stanisława Cara, reprezentującego przy Narutowiczu interesy grupy Piłsudskiego?
Skądinąd wiemy, że po niepowodzeniu misji Ludwika Darowskiego, obliczonej na powołanie rządu pozaparlamentarnego („lożowego”, jakby powiedzieliby krytycy), mającego jednak oparcie w większości, która doprowadziła do wyboru Narutowicza – faktycznie prezydent myślał o gabinecie fachowym, jednak ty ram razem złożonym z polityków bliższych endecji, pod kierunkiem Ludwika Plucińskiego. Osoba ordynata Zamoyskiego z pewnością taki wizerunek nowego gabinetu by umacniała, a pozycjonowanie rządu bliżej centrum byłoby zapewne przyciągające również dla polityków piastowskich.
Znowu jednak trudno stwierdzić,, czy miał to być krok w stronę odbudowy nadszarpniętej narodowej jedności, czy raczej dalsze sprytne utrudnienie współpracy endecko-ludowej. Samo pojawienie się nazwiska posła RP w Paryżu w kontekście budowy porozumienia ponad podziałami wskazuje, że osoba Zamoyskiego mimo ostatnich wydarzeń nie miała charakteru antagonizującego, a przeciwnie, kojarzyła się nadal z szansą na odbudowę narodowej jedności. Tymczasem jednak strzały w Zachęcie wyeliminowały polityka, który jak się wydaje chciał odegrać znacznie poważniejszą niż tylko symboliczną rolę i paradoksalnie, choć przy ponownych wyborach ChZJN i PSL Piast stanęły naprzeciwko siebie, to z narastającą świadomością, że z wzajemnych konfliktów tych środowisk korzyści odnosi tylko ktoś trzeci. Mnie nasuwa się pytanie: Czy celem strzałów w Zachęcie nie było skłócenie Polaków i storpedowanie porozumienia narodowo – ludowego?
Tymczasem realne porozumienie narodowe było już wtedy absolutnie niezbędne, przede wszystkim dla rozwiązania dwóch kluczowych problemów: stabilności ekonomicznej państwa, niemożliwej do osiągnięcia bez pilnej reformy walutowej, a w dalszej perspektywie bez reformy rolnej oraz zagadnienia pozycji międzynarodowej Rzeczypospolitej, wymagające zarówno siły własnej, jak i systemu sojuszy i obecności polskiej w przestrzeni dyplomatycznej.
Maurycy Zamoyski jako ordynat, działacz gospodarczy właściciel ziemski, jako prominentna postać prawicy, wreszcie jako dyplomata w rozwiązaniu wszystkich tych kwestii miał przed sobą do odegrania niepoślednią rolę.
Trzeba postawić dwa niepopularne pytania: czy Polska odzyskałaby po Wielkiej Wojnie niepodległość nawet bez tak znacznego wysiłku dyplomatycznego i politycznego (w mniejszym stopniu militarnego) ze swej strony i czy niepodległość ta w ogóle się Polakom opłaciła?
Otóż bez zastanowienia nad tymi dwiema kwestiami, nawet bez udzielania rozstrzygających odpowiedzi – trudno zrozumieć motywy i przebieg prac nad utworzeniem większości polskiej, jak i przyczyny ich fiaska. Z kolei z punktu widzenia nas, zainteresowanych życiem i dokonaniami Maurycego hrabiego Zamoyskiego interesują zwłaszcza momenty, kiedy to jego osoba okazywała się szczególnie istotną dla starań o stabilizację władzy politycznej w przedmajowej fazie istnienia II RP. Bez wątpienia najbardziej znanym z nich były wybory prezydenckie 1922 r., jednak bynajmniej nie jedynym.
Szczególnie kontrowersyjnie brzmi zapewne kwestia opłacalności niepodległości, czy ujmując rzecz łagodnie warunków życia, jakie niepodległe państwo tworzyło swoim obywatelom. Poszczególne części odrodzonej Rzeczpospolitej musiały zmierzyć się z problem rozerwania więzi z dotychczasowymi metropoliami, co było szczególnie dotkliwe dla Kraju Priwislanskiego z jednej i Górnego Śląska z drugiej strony. Infrastruktura państwowa nie była zintegrowana, przede wszystkim jednak problemem była nieefektywna struktura społeczna. Obóz narodowy wiązał ją przede wszystkim ze stosunkami etnicznymi, z konkurencją dla drobnego handlu i rzemiosła etnicznie polskiego ze strony żydowskiej mniejszości narodowej, a także z nadreprezentacją Żydów na studiach wyższych.
Nawet jednak i w tych przypadkach endecja w bardzo tylko ograniczonym zakresie zakładała możliwość interwencji państwa. Faktycznie, mimo inkryminowanego narodowcom antysemityzmu, trudno wskazać jego publiczne objawy inne niż sugerowanie uczelniom wyższym wprowadzenia numerus clausus przez ministra Stanisława Grabskiego. Ten sam jednak Grabski nie wahał się szukać systemowego kompromisu z liderami społeczności żydowskiej (za co był zresztą krytykowany także w szeregach ZLN oraz przez samego Romana Dmowskiego. Z kolei konkurencja gospodarcza z mniejszością żydowską (a poniekąd także niemiecką), tak jak i ogólna ewolucja stosunków społecznych miała się odbywać głównie siłą wzmagającej się polskiej przedsiębiorczości.
Fakt, że w podobny sposób endecja patrzyła na relacje na polskiej wsi był fundamentalnym problemem w ułożeniu stosunków z ludowcami. Znowu jednak, wbrew popularnym opiniom nie jest prawdą, że endecja była bezwarunkowym zakładnikiem ziemiaństwa, przeciwnie, widziano wiele słabości tej klasy społecznej, zarówno na polu gospodarczym, w ramach którego chciano upowszechnić model dużych i średnich gospodarstw chłopskich, jak i pod względem wpływu politycznego, demonstrując zawód, że ziemianie nie stabilizują bynajmniej sceny partyjnej II RP (oczywiście w domyśle najlepiej w zgodzie z założeniami narodowej demokracji.
Nawet więc krytykując „źle przygotowaną” reformę rolną z 15. lipca 1920 r. i zachowując większy nawet niż w przypadku „własnych ziemian” dystans wobec postulatów stronnictw ludowych – narodowcy mieli pełną świadomość jej konieczności, zarówno gospodarczej, jak i politycznej, ze względu na konsumpcję zdolności koalicyjnej obu ruchów. Sam Roman Dmowski, skądinąd sceptyczny wobec paktu lanckorońskiego (porozumienia ludowców, chadeków i endeków), był zdeterminowany w swym poglądzie, że „bez wpływu na włościan będziemy zgubieni”.
Pomimo tego jednak większość polska, skonsumowana wreszcie powstaniem rządu Wincentego Witosa, zagrożona była nie tylko wyjątkowo agresywną krytyką marszałka Piłsudskiego i sabotażem ze strony jego zwolenników, ale także co najmniej biernym oporem dotychczas związanego z ZLN ziemiaństwa. W tym kontekście z postawą choćby tak znaczącego przedstawiciela polskiego konserwatyzmu, jak Jan Stecki – tym wyraźniej kontrastowało zachowanie Maurycego Zamoyskiego, w pełni lojalnego wobec linii politycznej współpracy ludowo-narodowej. To właśnie była praktyczna realizacja wizji przodownictwa społeczno-narodowego, realizowanego w myśl programu endeckiego przez polskich ziemian na wzór angielskiej gentry.
Zarówno lojalność polityczna Zamoyskiego, jak jego zarządzanie ordynacją i realizowane w jej ramach stosunki dwór-wieś wskazywały, że właśnie Maurycy Zamoyski nadawał praktyczny wymiar większości polskiej nie jako paktu partyjnego, ale w formie narodowej praktyki.
Opłacalność państwa polskiego dla jego obywateli to także kwestia reformy walutowej i stabilizacji pieniądza. Choć wszyscy wiążemy ją z osobą Władysława Grabskiego, została ona przygotowana i zabezpieczona odpowiednimi rezerwami walutowymi przez wcześniejszy gabinet ludowo-narodowy, a przeprowadzona ostatecznie kosztem znaczących obciążeń nałożonych pospołu tak na włościan, jak i ziemian, czy to bezpośrednio, czy w związku z kontrowersyjną polityką kursowo-walutową
Wewnętrzna słabość rządu Grabskiego, podobnie jak i kwestia zależności polityki polskiej, nie tylko zresztą gospodarczej, wobec mocarstw i sił zewnętrznych przypomniała poniekąd o kolejnym kluczowym zagadnieniu: czy niepodległość została nam dana i czy jest gwarantowana z zewnątrz, czy też została zdobyta, a obowiązek jej samodzielnej obrony wymusza określone formy wysiłku własnego – to różnica zdań, która (jeśli nawet nie artykułowana wprost) stanowiła jedną z barier pomiędzy obozem narodowo-demokratycznym i szerzej dawnymi pasywistami a Piłsudskim.
Maurycy Zamoyski, jako jeden z liderów Komitetu Narodowego Polskiego własnym podpisem włączał do jego dorobku także polski wysiłek zbrojny po stronie Ententy, przy całej świadomości jego znaczenia raczej symbolicznego dla ostatecznego wyniku Wielkiej Wojny, za to potencjalnie kluczowego dla kształtu granic odradzającego się państwa. Zamoyski jako trzeźwo, realnie myślący dyplomata, będąc dalekim od typowego dla dołów endeckich nieco… nadmiernego oddania sojuszom tworzył też ich realne podstawy, tak na kierunku francuskim, jak i rumuńskim.
Z tej perspektywy więc Polska może i była nam dana, ale już jaka będzie i jak długo będzie – zależało od naszej własnej wytężonej pracy. Maurycy Zamoyski pracy tej poświęcił nie tylko własne zaangażowanie, ale też prywatny majątek, a fakt, że nie zawsze starania te były odpowiednio doceniane w kraju – miał także swoje implikacje w polityce wewnętrznej.
Faktyczne wymuszenie dymisji Zamoyskiego z funkcji ministra spraw zagranicznych 27. lipca 1924 r. przez Władysława Grabskiego uznawane było przez ówczesną prasę endecką za dowód, że pozaparlamentarne rządy w założeniu fachowe, choć zmuszone do odwoływania się do zaufania stronnictw sejmowych nie gwarantują ani sprawności i bezstronności, ani nie zabezpieczają interesów polskich, w każdym razie w sposób, jaki widziała je największa partia polska..
Zajmujący miejsce Zamoyskiego Aleksander Skrzyński przełamanie rzekomego osamotnienia dyplomatycznego Polski widział wówczas w silniejszym podporządkowaniu naszej aktywności zagranicznej organizacjom międzynarodowym (czyli Lidze Narodów) i układom wielostronnym (czego wyrazem stała się konferencja w Locarno)[44]. Locarno, jak wiemy było porażką dyplomacji polskiej, bo Niemcy udzieliły tam gwarancji granic jedynie swoim sąsiadom zachodnim: Francji i Belgii. W żaden sposób jednak nie zagwarantowały bezpieczeństwa granic swoich wschodnich sąsiadów: Polski i Czechosłowacji.
Z perspektywy widzimy więc wyraźnie, że jako minister Maurycy Zamoyski działał nie tylko z lepszym zrozumieniem naszej racji stanu niż Skrzyński, ale i znacznie sprawniej organizacyjnie niż sam Roman Dmowski.
Samo odwołanie Zamoyskiego stało się też ważnym czynnikiem nakazującym wszystkim zainteresowanym powrócić do hasła większości polskiej, nadając mu wymierną treść w postaci trzeciego rządu Wincentego Witosa, mającego najwięcej danych m.in. do przeprowadzenia reformy konstytucyjnej i wykorzystania pojawiającej się koniunktury gospodarczej i międzynarodowej. Jak wiemy jednak gabinet ten przetrwał tylko cztery dni (zamach majowy), a postulat polskiej większości parlamentarnej stracił swoje znaczenie wraz z upadkiem całego parlamentaryzmu polskiego.
Sama wizja współpracy ludowo-narodowej odżyła dopiero w latach 90-tych XX wieku, m.in. w wyniku działalności politycznej syna Maurycego Zamoyskiego, Jana, XVI ordynata i prezesa Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego.
Maurycy Zamoyski był politykiem w pełni zasługującym na wystawienie mu pomnika
Bibliografia
Konrad Rękas, Referat wygłoszony na konferencji “Maurycy hr. Zamoyski (1871-1939) – w służbie Polsce i Niepodległości”, 17. lutego 2024 r. w Muzeum Niepodległości w Warszawie.
B. Szlachta, Polscy konserwatyści wobec ustroju politycznego do 1939 roku, Kraków 2000.
Dz.U. 1920 nr 35.
W. Witos, Dzieła wybrane, Warszawa 1990.
E. Maj, Związek Ludowo-Narodowy, 1919-1928, Lublin 2000.
St. Głąbiński, Wspomnienia polityczne, Kraków 2017.
St. Grabski, Pamiętniki, Warszawa 1989.
A. A. Urbanowicz, PSL Piast a Narodowa Demokracja w latach 1913 – 1931, Gorzów Wielkopolski 2008.
B. St. Kozicki, Pół wieku polityki demokratyczno-narodowej (1887-1939), Kraków 2019.
E. Maj, Roman Dmowski i Związek Ludowo-Narodowy (1919-1928), „Kwartalnik Historyczny”, nr 2, 1993.
K. Jajecznik, Demokracja narodowa według projektu konstytucji autorstwa Stanisława Głąbińskiego, „Społeczeństwo i Polityka”, 1(14).
St. Grabski, Państwo Narodowe, [w:] Stanisław Grabski o sejmie, samorządzie i zadaniach państwa, oprac. K. Kawalec, Warszawa 2001.
M. Ratyński, Strategia Polityczna PSL „Piast” na początku I kadencji parlamentu RP (listopad – grudzień 1920),„Myśl Ludowa”, 14, 2022.
] K. Morawski, O Kazimierzu Morawskim. Ze wspomnień syna i kronik rodzinnych, Kraków 1973.
J. Piłsudski, Wspomnienia o Gabrjelu Narutowiczu, Warszawa 1923.
S. Car, Fragmenty wspomnień o prezydencie Gabrielu Narutowiczu, [w:] Gabriel Narutowicz Prezydent RP we wspomnieniach relacjach i dokumentach, oprac. M. M. Drozdowski, Warszawa 2004.
P. Pleskot, Niewiadomski – zabić prezydenta, Warszawa 2012.
M. Ruszczyc, Strzały w Zachęcie, Katowice 1987.
J. Pajewski, W. Łazuga, Gabriel Narutowicz, Pierwszy Prezydent Rzeczpospolitej, Warszawa 1993.
K. Rękas, Niepodległość – zdobyta czy otrzymana? Neon24.pl. 11 listopada 2018.
E. Maj, Upadek partii politycznej na przykładzie Związku Ludowo-Narodowego (1919-1928), „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio K, Politologia”, 23.
E. Maj, Wizja wsi polskiej w myśli politycznej Związku Ludowo-Narodowego, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio K. Politologia”, 6.
E. Maj, Związek Ludowo-Narodowy, 1919-1928, Lublin 2000.
E. Maj, Udział Związku Ludowo-Narodowego w rządzie „większości polskiej” Wincentego Witosa w 1923 r.,„Kwartalnik Historyczny”, rocz. CIII//1996, I,.
Jacek
27 grudnia 2024
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
Coś ktoś nie ładnie określił Ojczyznę
Co to znaczy:
"Chwilowa radość z odzyskanego śmietnika"
Coś ktoś nie ładnie określił Ojczyznę
Przyznaję, nie był to najszczęśliwszy cytat. Z drugiej strony jednak nie utożsamiam Ojczyzny z państwem, bardziej z narodem.
List do autora
Z kogo ten tekst zostal spisany? Pisanina ma gloryfikowac obszarnika Zamojskiego. Opisuje balagan jaki Polsce i Polakom robili komunisci, szrzydtowie, socjalisci, szkopy, masoneria, osobno i wspolnie, w roznych sojuszach. Artykul raczej naukowy i dla znawcow poplatanej historii lat 1917 / 1926. Nic nie wyjasnia, a jeszcze bardziej gmatwa i placze intrygi, antyspiski, kontrinyrygi i spiski. Zamiast dokladnie opisac i wyjasnic, to robi zamieszanie i zarzuty, ze wszyscy sa winni problemom politycznym i gospodarczym w Polsce. Wszyscy, czyli nikt. Komu tego rodzaju pisanina sluzy i co ma na celu? Obrzydzic Polske i Polakow samym Polakom? Oraz udowodnic, ze Polacy nie nadaja sie i nie potrafia sie rzadzic we wlasnym Panstwie Polskim? Jedno jest trafne spostrzezenie - Polscy sa, byli i, jak wynika z tekstu nadal, sa skloceni. Kto za dzieleniem i sklocaniem polskiego narodu stoi ow tekst nie odpowiada, a sam, wlasciwie autor, w nim uczestniczy. Najlepiej opluc, ojszczac i obsrac wlasny narod i panstwo. To bardzo dobrze robimy. Nazwanie Polski, w tym artykule, smietnikiem, wpisuje sie w propagande szkopuf, komuhchuf, szrzytduf, masonuf, ze Polska jest bekartem ukladu wersalskiego. Przykre, smutne, przygnebiajace, zastanawiajace i zadziwiajace, ze to pisza ponoc Polacy, o Polsce. Z Bogiem. Oby sprawiedliwie i milosiernie osadzil tych, co ponizaja wlasne gniazdo i rod.
List do autora c.d.
Tylko to nic nie da. Ci ludzie uwazaja sie za najbardziej madrych i wszystko najlepiej wiedzacy. To sie nazywa arogancja, buta i pycha. Zamiast dazyc do jednoczenia, do zgody i pokazywania dobra wspolnego, to sklocaja i napuszczaja jednych na innych. Dla Polakow i Polski mozna zrobic wszystko i bardzo duzo, lecz z Polska i Polakami nic sie nie da zrobic.
List do autora
Traktuję te zarzuty pod własnym adresem jako głęboko niesprawiedliwe, Piszę przecież w sposób bardzo wyważony nawet o postaci nie z mojej bajki, kuzynie Piłsudskiego, prezydencie Gabrielu Narutowiczu. Zasługi Maurycego Zamoyskiego dla Polski należy docenić. Nie oceniam negatywnie, ani endecji ani PSL Piast, Piszę krytycznie tylko o Józefie Piłsudskim, lewicowym PSL Wyzwolenie i Macieju Rataju. Poza tym referuję, a nie oceniam.