W 1981 r. wprowadzono w Polsce stan wojenny pod pretekstem, że „siły antysocjalistyczne podnoszą głowę”.
„Siły antysocjalistyczne” które miały opanować Solidarność, której trzonem byli robotnicy, a szerzej pracownicy najemni, którzy według marksistów z definicji nie mogli być antysocjalistyczni. Propaganda komunistyczna znalazła na to sposób. Przedstawiała wszystkim, że zostali oni opanowani przez „siły antysocjalistyczne” i dlatego zbuntowali się przeciwko ustrojowo socjalistycznemu, partii komunistycznej i sojuszowi ze Związkiem Radzieckim.
Generał Jaruzelski ciągle twierdził, że stan wojenny był jego suwerenną decyzją. Nie do końca w to wierzono, skoro osobę nr 2 w stanie wojennym ministra Kiszczaka nazywano Czekiszczakiem (od Czeka, sowieckiej policji politycznej jeszcze z czasów Lenina).
Twierdzenie generała Jaruzelskiego o suwerennej decyzji o stanie wojennym zręcznie wykorzystał Stanisław Michalkiewicz pisząc list do gen. Kiszczaka kwestionując decyzję Komendanta Stołecznego MO o swoim internowaniu w Białołęce z powodu „działalności antysocjalistycznej”. Sprytnie powołał się na twierdzenie czczonego wówczas w PRL Lenina, że socjalizm to władza radziecka plus elektryfikacja. Otóż S.M. stwierdził w tym liście, że przeciwko elektryfikacji a zwłaszcza elektryfikacji całego kraju nigdy nie występował, i że władza radziecka nie miała nic wspólnego ze stanem wojennym w Polsce, skoro gen. Jaruzelski tak stanowczo utrzymuje, że to jego suwerenna decyzja. Odpowiedzią na ten list było głuche milczenie.
Nie jest wcale pewne czy rzeczone siły rzeczywiście podniosły głowę, bo Lech Wałęsa stwierdził: oni wielokrotnie udawali władzę, a my opozycję.
„Udawanie opozycji” przez Lecha Wałęsę –to rzecz pewna, ponieważ właśnie dlatego został przewodniczącym NSZZ Solidarność, a potem nawet – tu można podejrzewać, że generał Czekiszczak zakpił sobie w ten sposób z narodu polskiego – prezydentem tak zwanej „wolnej Polski” – ale tak czy owak, tempore criminis, to znaczy – w momencie wprowadzania stanu wojennego, Solidarność uchodziła z formację antysocjalistyczną.
Później, to znaczy – na przełomie lat 80-tych i 90-tych – już po przeprowadzeniu w strukturach opozycyjnych kuracji przeczyszczającej je z tzw. „ekstremy” czyli sił narodowych i katolickicj, zgodnie z sugestią Jacka Kuronia przekazaną w 1986 roku wywiadowi wojskowemu za pośrednictwem pułkownika SB Jana Lesiaka, Solidarność odrzuciła nawet pozory ruchu antysocjalistycznego, domagając się przy „okrągłym stole” powszechnej indeksacji płac i dochodów oraz zwiększenia roli samorządów w zakładach pracy – które oczywiście miały być państwowe, czyli czysty socjalizm – dzięki czemu stare kiejkuty, czyli wywiad wojskowy, bez problemów je sobie przywłaszczył i przefrymarczył za łapówki zachodnim partnerom – bo przecież wojsko umiało tylko malować trawę na zielono przed wizytą jakiegoś dygnitarza – no i oczywiście – „organizować sobie” to i owo z majątku państwowego.
Pozostawienie na jakiś czas własności państwowej środków produkcji miało umożliwić starym kiejkutom jej rozkradzenie.
3 grudnia br. świat zaalarmowało wprowadzenie stanu wojennego w Korei Południowej.
Trudno nam zrozumieć, o co tam chodzi, skoro tamtejszy prezydent mówi wbrew logice, że „opozycja kontrolowała parlament. Dziwne, bo parlament kontroluje aktualna większość, czyli u nas Volksdeutsche Partei i jej satelici.
Ale na tym właśnie polega demokracja – więc o co chodzi z tym stanem wojennym? Kto konkretnie zbuntował się w Korei Południowej przeciwko socjalizmowi – czy opozycja, czy może rząd, czy wreszcie – obywatele, gromadzący się przed gmachami publicznymi i podobno „protestujący” – ale przeciwko komu i z jakich pozycji? Czy wreszcie przeciwko socjalizmowi zbuntowało się wojsko, które ponoć „wdarło się” do gmachu parlamentu. „kontrolowanego” przez opozycję?
To ostatnie chyba niemożliwe, bo przecież stan wojenny przeprowadza się właśnie siłami wojska, milicji i Służby Bezpieczeństwa, które – jak pamiętamy z przeszłości – niezłomnie stały na nieubłaganym gruncie ustroju socjalistycznego, przewodniej roli Partii w budowie socjalizmu, no i sojuszu ze Związkiem Radzieckim i innymi sojuszniczymi armiami.
Kto zatem i w jaki sposób w Korei Południowej zbuntował się przeciwko ustrojowi socjalistycznemu i sojuszom? Pojawiła się co prawda wiadomość, że Stany Zjednoczone „monitorują” sytuację – ale to niczego wyjaśnia, bo nie wiemy, czy monitorują „za”, czy „przeciw” stanowi wojennemu?
Podczas stanu wojennego w Polsce Stany Zjednoczone i większość państw NATO monitorowały sytuację „przeciw” – może z wyjątkiem Republiki Federalnej Niemiec, której kanclerz Helmut Schmidt wykazał generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu wiele zrozumienia, a nawet jakby życzliwości.
Czyżby dlatego, że wprowadzenie stanu wojennego, co prawda ex post, niemniej jednak – jakby potwierdzało słuszność wprowadzenia przez Generalnego Gubernatora Hansa Franka surowych praw, godzących w sprawców zdradzieckich zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie?
Wprawdzie Reinhardt Gehlen, podówczas szef „Fremde Heere Ost”, czyli „Obce armie Wschód” dowodził, że przy pomocy metod policyjnych nie da się opanować sytuacji – co możemy przeczytać sobie w książce „Polskie podziemie w oczach wroga” – ale i on też nie podawał żadnego skuteczniejszego remedium na polskie konspiratorstwo.
Jesto niezwykle aktualne, bo nie wiemy, jaką metodę niwelacji terenu pod budowę Generalnego Gubernatorstwa przyjmuje vaginet obywatela Tuska Donalda, któremu to zadanie zleciła sama Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen w ramach podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu.
Pewne wskazówki możemy dostrzec w działalności niezależnej prokuratury, zawsze gotowej do spełniania wszelkich łajdactw, czy to w służbie komuny, czy w służbie demokracji, także walczącej. Bo w służbie demokracji też trzeba popełniać łajdactwa – o czym przekonuje nas Willy Stark, bohater powieści Roberta Penn Warrena o władzy – pod tytułem „Gubernator”.
Z książki tej można dowiedzieć się o wiele więcej o mechanizmach władzy niż z opasłych tomów politologów zrzynających na potęgę jeden z drugiego i chełpiących się swoją naukowością. Aby poznać w/w mechanizmy należy przeczytać drugą powieść, polskiego autora Juliusza Kadena-Bandrowskiego „Mateusz Bigda” i stamtąd dowiemy się jeśli nie wszystkiego, to w każdym razie – znacznie więcej, niż ze wspomnianej makulatury, a przy tym doznamy przyjemności, bo obydwaj autorzy wspomnianych powieści, to pisarze całą gębą – w przeciwieństwie do laureatów Nagrody Nobla z literatury z ostatnich dziesięcioleci.
Otóż właśnie ów Willy Stark twierdził, że Dobro można tworzyć jedynie ze Zła, bo Zło jest zawsze pod ręką, a poza tym – jest go znacznie więcej, niż Dobra.
Do tej reguły stosuje się zapewne nasza niezależna prokuratura, przynajmniej na obecnym etapie. Zauważamy bowiem, że każde, a przynajmniej prawie każde przestępstwo, którego wykryciem nasza niezależna prokuratura publicznie się chwali, jest ostatnio popełniane, jeśli nie wyłącznie, to w coraz większym stopniu przez „zorganizowaną grupę przestępczą”.
Ciekawe, że na poprzednim etapie, to znaczy – na przełomie lat 80-tych i 90-tych oraz w pierwszej połowie lat 90-tych, żadnej „zorganizowanej przestępczości” u nas nie było, w związku z czym niezależna prokuratura niczego takiego nie wykrywała. Zapewniał nas o tym nie byle kto, tylko faworyt prezydenta Wałęsy, pan minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski.
Tymczasem skądinąd powszechnie wiadomym było, że negatywnie zweryfikowani SB-ecy natychmiast przerzucili się na bandyterkę, tworząc gangi, które terroryzowały nie tylko drobnych przedsiębiorców handlowych, ale i międzynarodowy transport ciężarowy.
koro to wszystko było publiczną tajemnicą, to spyta się może ktoś: dlaczego niezależna prokuratura niczego takiego nie zauważyła? Otóż dlatego, że niezależna prokuratura była także częścią tak zwanej „nomenklatury”, czyli środowiska władzy, które właśnie w tym okresie gwałtownie się „uwłaszczało” kosztem rozkradania majątku państwowego oraz przy pomocy bandyterki, więc trudno, by akurat niezależna prokuratura srała we własne gniazdo.
Teraz sytuacja jest zgoła inna. Na obecnym etapie jedne gangi próbują wykańczać gangi konkurencyjne, toteż prokuratura, w służbie gangów wchodzących, sprawców wszystkich wykrytych przestępstw łączy w „zorganizowane grupy” przywracając w ten sposób, a może nie tyle przywracając, co wprowadzając zasadę odpowiedzialności zbiorowej, która w Generalnym Gubernatorstwie była regułą. Tego oczekuje od niezależnej prokuratury Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen i to właśnie egzekwuje obywatel Tusk Donald w ramach niwelacji terenu pod budowę Generalnej Guberni.
Na koniec wracając do Korei Południowej i wprowadzonego tam właśnie stanu wojennego. Czy pewnej wskazówki nie dostarcza nam zwycięstwo Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich?
Donald Trump nie tylko przez nominacje członków swojej administracji, ale również przez rozliczne deklaracje, jasno daje do zrozumienia, że sprzeciwia się i będzie się sprzeciwiał rewolucji komunistycznej, której postępy będzie hamował, a jeśli się uda, to nawet cofał? Trudno o wyraźniejszą deklarację antysocjalistyczną, o antysocjalistyczny manifest.
Czy w związku z tym proklamowanie stanu wojennego w Korei Południowej nie stanowi przypadkiem odpowiedzi na ten manifest? Jak wy tak, to my tak? Niech nas nie zwodzi iluzja, że komunizm istniał tylko w bloku sowieckim, podczas gdy na Zachodzie, wśród amerykańskich wasali żadnego komunizmu nie było. Przecież przez całe dziesięciolecia państwami wasalnymi USA rządziły partie socjaldemokratyczne, których amerykańskim odpowiednikiem jest tamtejsza Partia Demokratyczna.
Otóż rzeczone partie socjaldemokratyczne wprowadzały w swych krajach tyle socjalizmu, ile tylko możliwe, a USA nie były tu żadnym wyjątkiem, a wybór Kamali Haris groził eksportowaniem przez USA nie tylko komunizmu, ale wręcz bolszewizmu do innych krajów, podobnie, jak wcześniej demokracji.
Parlament Korei Południowej odrzucił decyzję prezydenta o wprowadzeniu stanu wojennego. A już mogliśmy pomyśleć że właśnie został wykonany milowy krok na drodze do zjednoczenia obydwu Korei; I tu stan wojenny i tu.
ibliografia, W 1981 r. wprowadzono w Polsce stan wojenny pod pretekstem, że „siły antysocjalistyczne podnoszą głowę”.
„Siły antysocjalistyczne” które miały opanować Solidarność, której trzonem byli robotnicy, a szerzej pracownicy najemni, którzy według marksistów z definicji nie mogli być antysocjalistyczni. Propaganda komunistyczna znalazła na to sposób. Przedstawiała wszystkim, że zostali oni opanowani przez „siły antysocjalistyczne” i dlatego zbuntowali się przeciwko ustrojowo socjalistycznemu, partii komunistycznej i sojuszowi ze Związkiem Radzieckim.
Generał Jaruzelski ciągle twierdził, że stan wojenny był jego suwerenną decyzją. Nie do końca w to wierzono, skoro osobę nr 2 w stanie wojennym ministra Kiszczaka nazywano Czekiszczakiem (od Czeka, sowieckiej policji politycznej jeszcze z czasów Lenina).
Twierdzenie generała Jaruzelskiego o suwerennej decyzji o stanie wojennym zręcznie wykorzystał Stanisław Michalkiewicz pisząc list do gen. Kiszczaka kwestionując decyzję Komendanta Stołecznego MO o swoim internowaniu w Białołęce z powodu „działalności antysocjalistycznej”. Sprytnie powołał się na twierdzenie czczonego wówczas w PRL Lenina, że socjalizm to władza radziecka plus elektryfikacja. Otóż S.M. stwierdził w tym liście, że przeciwko elektryfikacji a zwłaszcza elektryfikacji całego kraju nigdy nie występował, i że władza radziecka nie miała nic wspólnego ze stanem wojennym w Polsce, skoro gen. Jaruzelski tak stanowczo utrzymuje, że to jego suwerenna decyzja. Odpowiedzią na ten list było głuche milczenie.
Nie jest wcale pewne czy rzeczone siły rzeczywiście podniosły głowę, bo Lech Wałęsa stwierdził: oni wielokrotnie udawali władzę, a my opozycję.
„Udawanie opozycji” przez Lecha Wałęsę –to rzecz pewna, ponieważ właśnie dlatego został przewodniczącym NSZZ Solidarność, a potem nawet – tu można podejrzewać, że generał Czekiszczak zakpił sobie w ten sposób z narodu polskiego – prezydentem tak zwanej „wolnej Polski” – ale tak czy owak, tempore criminis, to znaczy – w momencie wprowadzania stanu wojennego, Solidarność uchodziła z formację antysocjalistyczną.
Później, to znaczy – na przełomie lat 80-tych i 90-tych – już po przeprowadzeniu w strukturach opozycyjnych kuracji przeczyszczającej je z tzw. „ekstremy” czyli sił narodowych i katolickicj, zgodnie z sugestią Jacka Kuronia przekazaną w 1986 roku wywiadowi wojskowemu za pośrednictwem pułkownika SB Jana Lesiaka, Solidarność odrzuciła nawet pozory ruchu antysocjalistycznego, domagając się przy „okrągłym stole” powszechnej indeksacji płac i dochodów oraz zwiększenia roli samorządów w zakładach pracy – które oczywiście miały być państwowe, czyli czysty socjalizm – dzięki czemu stare kiejkuty, czyli wywiad wojskowy, bez problemów je sobie przywłaszczył i przefrymarczył za łapówki zachodnim partnerom – bo przecież wojsko umiało tylko malować trawę na zielono przed wizytą jakiegoś dygnitarza – no i oczywiście – „organizować sobie” to i owo z majątku państwowego.
Pozostawienie na jakiś czas własności państwowej środków produkcji miało umożliwić starym kiejkutom jej rozkradzenie.
3 grudnia br. świat zaalarmowało wprowadzenie stanu wojennego w Korei Południowej.
Trudno nam zrozumieć, o co tam chodzi, skoro tamtejszy prezydent mówi wbrew logice, że „opozycja kontrolowała parlament. Dziwne, bo parlament kontroluje aktualna większość, czyli u nas Volksdeutsche Partei i jej satelici.
Ale na tym właśnie polega demokracja – więc o co chodzi z tym stanem wojennym? Kto konkretnie zbuntował się w Korei Południowej przeciwko socjalizmowi – czy opozycja, czy może rząd, czy wreszcie – obywatele, gromadzący się przed gmachami publicznymi i podobno „protestujący” – ale przeciwko komu i z jakich pozycji? Czy wreszcie przeciwko socjalizmowi zbuntowało się wojsko, które ponoć „wdarło się” do gmachu parlamentu. „kontrolowanego” przez opozycję?
To ostatnie chyba niemożliwe, bo przecież stan wojenny przeprowadza się właśnie siłami wojska, milicji i Służby Bezpieczeństwa, które – jak pamiętamy z przeszłości – niezłomnie stały na nieubłaganym gruncie ustroju socjalistycznego, przewodniej roli Partii w budowie socjalizmu, no i sojuszu ze Związkiem Radzieckim i innymi sojuszniczymi armiami.
Kto zatem i w jaki sposób w Korei Południowej zbuntował się przeciwko ustrojowi socjalistycznemu i sojuszom? Pojawiła się co prawda wiadomość, że Stany Zjednoczone „monitorują” sytuację – ale to niczego wyjaśnia, bo nie wiemy, czy monitorują „za”, czy „przeciw” stanowi wojennemu?
Podczas stanu wojennego w Polsce Stany Zjednoczone i większość państw NATO monitorowały sytuację „przeciw” – może z wyjątkiem Republiki Federalnej Niemiec, której kanclerz Helmut Schmidt wykazał generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu wiele zrozumienia, a nawet jakby życzliwości.
Czyżby dlatego, że wprowadzenie stanu wojennego, co prawda ex post, niemniej jednak – jakby potwierdzało słuszność wprowadzenia przez Generalnego Gubernatora Hansa Franka surowych praw, godzących w sprawców zdradzieckich zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie?
Wprawdzie Reinhardt Gehlen, podówczas szef „Fremde Heere Ost”, czyli „Obce armie Wschód” dowodził, że przy pomocy metod policyjnych nie da się opanować sytuacji – co możemy przeczytać sobie w książce „Polskie podziemie w oczach wroga” – ale i on też nie podawał żadnego skuteczniejszego remedium na polskie konspiratorstwo.
Jesto niezwykle aktualne, bo nie wiemy, jaką metodę niwelacji terenu pod budowę Generalnego Gubernatorstwa przyjmuje vaginet obywatela Tuska Donalda, któremu to zadanie zleciła sama Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen w ramach podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu.
Pewne wskazówki możemy dostrzec w działalności niezależnej prokuratury, zawsze gotowej do spełniania wszelkich łajdactw, czy to w służbie komuny, czy w służbie demokracji, także walczącej. Bo w służbie demokracji też trzeba popełniać łajdactwa – o czym przekonuje nas Willy Stark, bohater powieści Roberta Penn Warrena o władzy – pod tytułem „Gubernator”.
Z książki tej można dowiedzieć się o wiele więcej o mechanizmach władzy niż z opasłych tomów politologów zrzynających na potęgę jeden z drugiego i chełpiących się swoją naukowością. Aby poznać w/w mechanizmy należy przeczytać drugą powieść, polskiego autora Juliusza Kadena-Bandrowskiego „Mateusz Bigda” i stamtąd dowiemy się jeśli nie wszystkiego, to w każdym razie – znacznie więcej, niż ze wspomnianej makulatury, a przy tym doznamy przyjemności, bo obydwaj autorzy wspomnianych powieści, to pisarze całą gębą – w przeciwieństwie do laureatów Nagrody Nobla z literatury z ostatnich dziesięcioleci.
Otóż właśnie ów Willy Stark twierdził, że Dobro można tworzyć jedynie ze Zła, bo Zło jest zawsze pod ręką, a poza tym – jest go znacznie więcej, niż Dobra.
Do tej reguły stosuje się zapewne nasza niezależna prokuratura, przynajmniej na obecnym etapie. Zauważamy bowiem, że każde, a przynajmniej prawie każde przestępstwo, którego wykryciem nasza niezależna prokuratura publicznie się chwali, jest ostatnio popełniane, jeśli nie wyłącznie, to w coraz większym stopniu przez „zorganizowaną grupę przestępczą”.
Ciekawe, że na poprzednim etapie, to znaczy – na przełomie lat 80-tych i 90-tych oraz w pierwszej połowie lat 90-tych, żadnej „zorganizowanej przestępczości” u nas nie było, w związku z czym niezależna prokuratura niczego takiego nie wykrywała. Zapewniał nas o tym nie byle kto, tylko faworyt prezydenta Wałęsy, pan minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski.
Tymczasem skądinąd powszechnie wiadomym było, że negatywnie zweryfikowani SB-ecy natychmiast przerzucili się na bandyterkę, tworząc gangi, które terroryzowały nie tylko drobnych przedsiębiorców handlowych, ale i międzynarodowy transport ciężarowy.
koro to wszystko było publiczną tajemnicą, to spyta się może ktoś: dlaczego niezależna prokuratura niczego takiego nie zauważyła? Otóż dlatego, że niezależna prokuratura była także częścią tak zwanej „nomenklatury”, czyli środowiska władzy, które właśnie w tym okresie gwałtownie się „uwłaszczało” kosztem rozkradania majątku państwowego oraz przy pomocy bandyterki, więc trudno, by akurat niezależna prokuratura srała we własne gniazdo.
Teraz sytuacja jest zgoła inna. Na obecnym etapie jedne gangi próbują wykańczać gangi konkurencyjne, toteż prokuratura, w służbie gangów wchodzących, sprawców wszystkich wykrytych przestępstw łączy w „zorganizowane grupy” przywracając w ten sposób, a może nie tyle przywracając, co wprowadzając zasadę odpowiedzialności zbiorowej, która w Generalnym Gubernatorstwie była regułą. Tego oczekuje od niezależnej prokuratury Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen i to właśnie egzekwuje obywatel Tusk Donald w ramach niwelacji terenu pod budowę Generalnej Guberni.
Na koniec wracając do Korei Południowej i wprowadzonego tam właśnie stanu wojennego. Czy pewnej wskazówki nie dostarcza nam zwycięstwo Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich?
Donald Trump nie tylko przez nominacje członków swojej administracji, ale również przez rozliczne deklaracje, jasno daje do zrozumienia, że sprzeciwia się i będzie się sprzeciwiał rewolucji komunistycznej, której postępy będzie hamował, a jeśli się uda, to nawet cofał? Trudno o wyraźniejszą deklarację antysocjalistyczną, o antysocjalistyczny manifest.
Czy w związku z tym proklamowanie stanu wojennego w Korei Południowej nie stanowi przypadkiem odpowiedzi na ten manifest? Jak wy tak, to my tak? Niech nas nie zwodzi iluzja, że komunizm istniał tylko w bloku sowieckim, podczas gdy na Zachodzie, wśród amerykańskich wasali żadnego komunizmu nie było. Przecież przez całe dziesięciolecia państwami wasalnymi USA rządziły partie socjaldemokratyczne, których amerykańskim odpowiednikiem jest tamtejsza Partia Demokratyczna.
Otóż rzeczone partie socjaldemokratyczne wprowadzały w swych krajach tyle socjalizmu, ile tylko możliwe, a USA nie były tu żadnym wyjątkiem, a wybór Kamali Haris groził eksportowaniem przez USA nie tylko komunizmu, ale wręcz bolszewizmu do innych krajów, podobnie, jak wcześniej demokracji.
Parlament Korei Południowej odrzucił decyzję prezydenta o wprowadzeniu stanu wojennego. A już mogliśmy pomyśleć że właśnie został wykonany milowy krok na drodze do zjednoczenia obydwu Korei; I tu stan wojenny i tu.
Bibliografia
Robert Penn Warren, Gubernator, bmw, 1999.
Juliusz Kaden – Bandrowski, Mateusz Bigda, bmw, 1965.
Stan wojenny i odpowiedzialność zbiorowa - Stanisław Michalkiewicz
Jacek
20 grudnia 2024
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz