Ormianin z pochodzenia, ale polski patriota o kwestii ukraińskiej
Bohaterem niniejszego artykułu jest Arcybiskup Lwowa obrządku ormiańsko - katolickiego ksiądz Józef Teodorowicz. Na początku XX wieku palącą kwestią stawał rosnący w siłę nacjonalistyczny ruch ukraiński. W przełomowym 1902 roku w Galicji Wschodniej doszło do masowych wystąpień chłopskich.
Największy radykalizm wykazywali chłopi rusińscy (ukraińscy), z jednej strony podburzani przez ugrupowania socjalistyczne, z drugiej przez rodzący się ruch nacjonalistyczny ukraiński, w tym także duchowieństwo grecko-katolickie.
Jak pisze Artur Górski: „Podczas rozruchów ukraińscy chłopi napadali na polskie dwory, a własność ziemian albo niszczyli , albo grabili. Namiestnik [Leon] Piniński wysłał przeciwko buntownikom żandarmów, którzy zaprowadzili porządek. Również we Lwowie wybuchły zamieszki inspirowane przez ukraińskich studentów, zostały jednak spacyfikowane przez policję i huzarów”.
Polska opinia publiczna doznała wielkiego wstrząsu, ale tylko we Lwowie i w Galicji Wschodniej. Namiestnik Leon Piniński miał pełne poparcie dla swoich radykalnych działań, nie tylko ze strony Podolaków (drugiego odłamu konserwatystów galicyjskich obok stańczyków), ale także Narodowej Demokracji oraz – jak się szybko okazało – także abpa Józefa Teodorowicza.
Jednak w Krakowie niestety miejscowi polscy konserwatyści (stańczycy) patrzyli na to inaczej. Zdaniem Michała Bobrzyńskiego, przyszłego Namiestnika Galicji (od 1908 roku) Piniński przekroczył swoje kompetencje i działał zbyt radykalnie, nazwał go on nawet „ultrakonserwatystą o ciasnych horyzontach”. Co gorsze dla Pinińskiego, Bobrzyński miał w tej sprawie poparcie samego austriackiego premiera Ernesta von Koerbera. 8 czerwca 1903 roku obaj doprowadzili do dymisji Leona Pinińskiego ze stanowiska Namiestnika.
Abp Józef Teodorowicz, który sympatyzował z Podolakami miał jednoznaczne stanowisko w tej sprawie – nie ukrywał oburzenia polityką konserwatystów krakowskich. Od tej pory konsekwentnie wspierał obóz polityczny skupiony wokół Podolaków, Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego oraz Grupy „Rzeczpospolitej” walczący przeciwko ukraińskiej polityce Bobrzyńskiego i Wiednia.
Nawet rozłam w szeregach SDN (w 1908 roku) nie miał tu większego znaczenia – do chwili wybuchu wojny wszystkie wymienione środowiska działały solidarnie razem aż do chwili, kiedy udało im się szczęśliwie obalić Bobrzyńskiego. Patronem duchowym, choć nie tylko duchowym, tego obozu politycznego był abp Józef Teodorowicz. Nie oznacza to, że w sprawie ukraińskiej podzielał on wszystkie poglądy Podolaków, że był. wedle określenia Bobrzyńskiego, „ultrakonserwatystą”.
Już w rok po dramatycznych wydarzeniach, arcybiskup opublikował własnym sumptem broszurę pt. Z ostatnich doświadczeń. Uwagi po strejkach, gdzie doskonal dogłębnej analizy zjawiska wzrastającej radykalizacji chłopów oraz nakreślił program zapobiegania temu zjawisku. Uznał, że to socjaliści są winni podburzaniu mas wiejskich, ale nie był zwolennikiem tylko represji i nie dostrzegania problemu narastających antagonizmów społecznych.
Nie bał się niepopularnego wówczas wśród duchowieństwa stwierdzenia, że tylko uobywatelnienie ludu, wprowadzenie go do polityki – może być panaceum na zagrożenia rewolucją. Pytał: „Czy lud – a mam na myśli lud zdrowy – nie jest właśnie podporą i dźwignią zdrowej i silnej polityki”. I w innym miejscu: „Ale błędem byłoby, i to zasadniczym odmawiać uzdolnienia w ogólności ludowi do wpływania na politykę narodową (…) W ludzie niezepsutym są pierwiastki zasadnicze. Wiary i etyki, związanych razem w pewien zmysł zdrowy, bez którego nie może być nigdy zdrowej polityki narodowej”.
Myśl abpa Teodorowicza była zbieżna z lansowaną od lat strategią Narodowej Demokracji podniesienia warstwy chłopskiej do roli pełnoprawnej uczestniczki życia narodowego. Tę opcję ludową wspierał najsilniej Jan Ludwik Popławski. Wykazywał w swojej postawie niezachwianą konsekwencję. Przebywając od 1895 roku we Lwowie poznał także problemy narodowościowe i religijne Galicji Wschodniej. Zauważył niebezpieczne zjawisko słabnięcia „żywiołu polskiego” kosztem ukrainizmu i – pewnie po doświadczeniach 1902 roku – wysunął program polskiej ekspansji na Kresach Wschodnich.
W artykule opublikowanym w 1903 roku na łamach „Przeglądu Wszechpolskiego” zarzucił obozowi konserwatywno-ugodowemu uprawianie polityki narodowej abdykacji, podczas gdy obóz wszechpolski prowadzi politykę ekspansji. W ramach tej polityki postulował „rozszerzanie naszego terytorium narodowego za pomocą osadnictwa polskiego, uświadamianie ludności z pochodzenia polskiej, ale narodowo biernej”, a także „asymilowanie żywiołów nie posiadającej wyraźnej indywidualności narodowej”.
Rzuca się w oczy zbieżności poglądów abpa Teodorowicza i czołowego ideologa Narodowej Demokracji Jana Ludwika Popławskiego. Taki program obrony i ekspansji wymagał włączenia do polskiego obozu politycznego licznej warstwy chłopskiej. Chodziło tu przede wszystkim o Polaków i katolików, jakkolwiek zakładano przyciągniecie do polskości tej części ludności rusińskiej, która nie miała rozwiniętej świadomości przynależności narodowej.
Warunek powodzenia tej polityki stanowiło osłabianie wpływów ukraińskiego nacjonalizmu. Abp Teodorowicz szybko zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa płynącego z tej strony. Ujawnione przez Renatę Król-Mazur nieznane dokumenty z archiwum Józefa Teodorowicza rzucają nowe światło na jego poglądy na temat rosnącego w siłę ukraińskiego nacjonalizmu i jego charakteru. W brudnopisie tekstu „W sprawie ruskiej”, który nie został upubliczniony, zawarł Teodorowicz bardzo ostre sądy nie tylko na temat ukraińskich nacjonalistów, ale także i kleru greckokatolickiego. Warto przytoczyć obszerniejszy fragment omówienia tego ważnego tekstu:
„Zaktywizowanie się narodowych działaczy ukraińskich, którzy w swojej działalności coraz częściej zaczęli się opierać na duchowieństwie greckokatolickim, zmotywowało abp. J. Teodorowicza do zabrania głosu „w sprawie ruskiej”. Ubolewał nad ogromnym rozpolitykowaniem niższego duchowieństwa greckokatolickiego, które „zamiast radzić nad dobrem cerkwi, radzi nad stronnictwami i programami politycznymi”. Przestrzegał hierarchów greckokatolickich, że zbytnie angażowanie się w politykę może osłabić ich wpływy na wiernych, bo ci stracą do nich zaufanie.
Nie odmawiał bynajmniej duchowieństwu greckokatolickiemu prawa do uprawiania polityki, a jedynie ostrzegał przed angażowaniem się w przetargi polityczne. Podkreślał, że nikt też nie powinien wywierać nacisku na duchowieństwo greckokatolickie, by opowiedziało się za jakimś konkretnym programem politycznym i go broniło. Kapłani powinni wyjść i pracować dla swojego ludu, a nie uprawiać politykę.
Zwracając się do braci kapłanów greckokatolickich abp Teodorowicz wołał: „potrzeba porzucić dzielenie się na partie i politykowanie, a wołam tym goręcej, ile wiem, jak wiele talentów, jak wiele skarbów serca, idzie wskutek tego w poniewierkę, ile szkody zatem”. Sugerował włączenie się w działalność społeczną.
Ze smutkiem przyznał też, że Polacy patrzą na Rusinów (Ukraińców) tylko pod kątem wyłącznie polityki. Dzieli się ich na dwie kategorie: „twardych Rusinów” (narodowcy ukraińscy) i „moskali” (moskalofile). Rusinom (Ukraińcom) się nie dowierza: „chociażby jaki Rusin dziesięć razy złożył dowody, iż nie jest niebezpieczny, za jedenastą sprawą jeszcze się szepnie na ucho, a jednak nie dowierzam, bo rusin”. Arcybiskup podkreślał, że takie postępowanie rokuje bardzo złe stosunki społeczne w Galicji i zaognia konflikty narodowościowe”.
Czy sformułowania te należy uznać za zbyt drastyczne i przesadzone? Zdaje się tak uważać autorka omawianej książki. Jednak na ten problem historyk musi patrzeć z nieco szerszej perspektywy, mając na uwadze wydarzenia późniejsze, nie tylko wojnę polsko-ukraińską z lat 1918-1919, ale także, a może przede wszystkim na to, co zdarzyło się podczas II wojny światowej w latach 1943-1944.
Z tej perspektywy obawy abpa Teodorowicza co do przyszłości polsko-ukraińskich relacji okazały się wręcz prorocze. Jeśli mówimy o proroctwie, to dysponujemy jeszcze jednym, nie mniej wymownym przykładem, tym razem z homilii wygłoszonej w 1916 roku. Mówiąc o niebezpieczeństwach przyjmowania przez narody złych tradycji jako fundamentu budowy własnej tożsamości, mówił:
„Biada narodowi, który się zwraca ku swej tradycji złej, który czci i na ołtarzach stawia bohaterów, co sprawiedliwość i cnotę zaprzedali i poświęcili, albo jej wcale nie mieli. Biada narodowi, który by znał tylko jedynie tradycję hajdamaczyzny i kozactwa, bo taki naród sam będzie burzył, niszczył, rozbijał i mordował”. Jak się później okazało, były to słowa prorocze.
Obawy abpa Teodorowicza przed wzrostem siły ruchu ukraińskiego potęgował fakt, że był on bardzo dynamiczny i ekspansywny, wchodził ze swoimi wpływami przede wszystkim na wieś. Ostatni przed I wojną światową spis ludności w monarchii habsburskiej wykazał jasno, że żywioł polski w Galicji Wschodniej jest w zdecydowanej mniejszości. Ukraińcy stanowili 71 proc. ludności, podczas gdy Polacy tylko 14,4 proc. Trochę większy był odsetek ludności posługującej się językiem polskim, bo 33,7 proc., podczas gdy ruskim (ukraińskim) 62,5 proc. Grekokatolicy stanowili aż 61,7 proc. ludności Galicji Wschodniej, a katolicy łacińscy tylko 25,3 proc.
Coraz częściej pojawiały się postulaty oddania Galicji Wschodniej Ukraińcom. Towarzyszyło im radykalne hasło: „Lachy za San”, przy jednoczesnym przesuwaniu etnograficznej granicy tej dzielnicy coraz bardziej na zachód, pod Rzeszów i Krosno.
12 kwietnia 1908 zastrzelono we Lwowie hr. Andrzeja Potockiego, Namiestnika Galicji od 1903 roku. Mordercą okazał się ukraiński student Mirosław Siczyński. Motyw zbrodni stanowiła polityka Namiestnika, którą radykalne koła ukraińskie uważały za wrogą wobec ich postulatów narodowych. Chodziło m.in. o reformę ordynacji wyborczej, otwieranie szkół ukraińskich, wreszcie o utworzenie we Lwowie ukraińskiego uniwersytetu.
Ustępstwa, które poczynił Namiestnik w czasie rokowań (z udziałem polityków narodowo-demokratycznych) w 1907 roku Ukraińcy uznali za niezadowalające. W dodatku, w lutym 1908 roku, pod wpływem narodowych demokratów, polskie ugrupowania w Galicji Wschodniej zawarły w wyborach do sejmu krajowego sojusz z tzw. moskalofilami, czyli tymi Rusinami, którzy nie chcieli stanąć na gruncie ukraińskiego nacjonalizmu. Wywołało to ogromne wzburzenie ukraińskich nacjonalistów, którego ofiarą padł właśnie Namiestnik Andrzej Potocki.
Tuż po zamordowaniu Namiestnika głos zabrał abp Józef Teodorowicz. W serii „Broszury o chwili obecnej” zamieścił swoje refleksje na temat tego, co się wydarzyło. Wyraził zdumienie, że doszło do zabójstwa na tle politycznym, tym bardziej, że w jego opinii zamordowany wychodził naprzeciw postulatom ukraińskim i był zwolennikiem rozmów i koncesji.
Arcybiskup konstatował:
„Gdyby nawet, nie wiedzieć, jak kto chciał czarnymi barwami malować stosunki Galicji, to jeszcze jednego zaprzeczyć nie potrafi; to jest, że Rusini mają reprezentację polityczną, która na drodze legalnej może wszystkiego dochodzić. Właśnie teraz [w wyborach do sejmu krajowego – J.E.] zdobyli dla siebie liczbę mandatów tak wielką, że stanowią poważny polityczny obóz. Właśnie teraz utworzył się moment, w którym nawet na tę ewentualność, gdyby tu istotnie byli zagrożeni, mogli wstępować na drogi, podyktowane wytrawnym rozumem politycznym, drogi uścielane politycznymi wpływami. W takich chwilach historycznych, nawet najskrajniejszy terroryzm zamilknie, przeczeka, już co najmniej na tak długo, dopóki nowych tych dróg nie wypróbuje”.
Przyjmując z zadowoleniem stanowisko abpa Andrzeja Szeptyckiego, greckokatolickiego metropolity lwowskiego, który potępił zbrodnię (wielka szkoda nie zajął właściwej postawy w latach 1943 -1944) z wielkim niepokojem jednak odnotował reakcje części środowisk ukraińskich:
„Najniewątpliwiej plan i akt zbrodni zaskoczył polityków i mężów stanu. Lecz cóż się widzi? Oto, że część ruskiej prasy i że część polityków, zamiast potępić akt zbrodniczy tak, jak go potępił duchowny kierownik cerkwi ruskiej, przeciwnie zdaje się raczej, czy dwuznacznie, czy nie dwuznacznie, sugestionować w opinii gloryfikację zbrodni. Politycy poważni gdzieś się pousuwali i milczą jakby się przelękli terroryzmu, a pod adresem mordercy idzie tyle pochlebstw, tyle hołdu, tyle tkliwego współczucia, że doprawdy trudno cofnąć określenie, jakie mi się przed chwilą na pióro nasunęło: gloryfikacja.
Ma się wrażenie, że pewien odłam prasy i polityków komendę rzuconą przez młodzież ślepo przyjmuje i idzie w usługi nieletnich zbrodniarzy – stwarzając dla nich atmosferę, w której ginie wszelki wyrzut sumienia, wszelki odruch sprawiedliwości, wszelki zakon etyki i moralności, a tylko wykwita apoteoza, gdzie za zbrodnię doczekać się można taniej chwały, gdzie za czyn zły, czeka pomnik bohatera”.
PS. W tym roku przypada 160 rocznica urodzin Księdza Arcybiskupa Józefa Teodorowicza. Zmarł On w 1938 r. Sowieci, którzy we wrześniu 1939 roku zajęli Lwów chcieli Go aresztować. Uwierzyli w Jego śmierć, dopiero, gdy im pokazano grób Arcybiskupa.
Jacek
6 grudnia 2024
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
Warto by było aby kandydaci na Urząd Prezydenta RP posłuchali
Warto by było aby chociaż prawicowi kandydaci na Urząd Prezydenta RP
posłuchali Grzegorza Brauna
https://youtube.com/watch?v=yCQm0eozc-4&si=a0zC5RwN5xv8Kxe2