Skip to main content

Czy Wazowie byli największymi szkodnikami w historii Polski?

portret użytkownika Jacek Łukasik

Trudno odpowiedzieć na pytanie, która z dynastii wyrządziła najwięcej szkód: Jagiellonowie, Wazowie czy Sasi.

Jagiellonowie niszczyli dorobek Polski piastowskiej, za Wazów doszło do unii brzeskiej (1596), której skutkiem było utworzenie Cerkwi unickiej, do wybuchu niekończących się powstań na Ukrainie i konfliktu z Moskwą, a Sasi bez skrupułów dążyli do likwidacji Rzeczpospolitej Iluś Tam Narodów (chociaż to ostatnio jest podważane przynajmniej przez niektórych historyków).

W przypadku Wazów to głównym winowajcą był król Zygmunt III Waza, którego pomnik, a raczej kolumna, stoi na Placu Zamkowym w Warszawie, a którą ufundował jego syn Władysław IV. Panował aż przez 45 lat, a więc dokładnie tyle, ile trwał PRL.

Czy największy szkodnik w historii tych ziem? Nie! Może taką opinię dzielić z Piłsudskim, Napoleonem i Zamoyskim. Nie wiadomo czy to będzie ostatnim kandydaten]m? Czas pokaże. – A jednak w tym kraju Zulu-Gula najwięksi szkodnicy uważani są za największych bohaterów. I to jest paranoja!

Wikipedia na początku tak pisze o Wazach:

Wazowie (szw. Vasaätten) – dynastia szwedzka panująca w Królestwie Szwecji w latach 1523–1654, w Rzeczypospolitej Obojga Narodów w latach 1587–1668 oraz na Śląsku w księstwie opolsko-raciborskim w latach 1645–1666 i w księstwie nysko-otmuchowskim w latach 1625–1655. Nazwa dynastii pochodzi prawdopodobnie od godła vase (pol. snopek, wiązka rózg, faszyna) znajdującego się w herbie rodu.

Dynastię Wazów założył regent Szwecji Gustaw Waza, syn szwedzkiego możnowładcy Eryka Johanssona, straconego w 1520 na rozkaz króla duńskiego Chrystiana II. Gustaw I objął tron w 1523.

Jego wnuka – Zygmunta III Waz wybrano w 1587 na króla Polski, w Szwecji zwalczano go ze względu na wyznanie katolickie i w 1599 pozbawiono korony na rzecz stryja – Karola IX Sudermańskiego. Jednak synowie Zygmunta Władysław IV i Jan II Kazimierz panujący w Polsce używali nadal tytułów królów Szwecji, co stało się jedną z przyczyn wojen polsko-szwedzkich w XVII wieku.

Linia szwedzka panowała do abdykacji królowej Krystyny (córki Gustawa II Adolfa) w 1654 i wygasła wraz z jej śmiercią 9 kwietnia 1689. Linia polska skończyła się 16 grudnia 1672 na Janie II Kazimierzu (abdykował w 1668). Abdykował po śmierci swej żony, Francuzki, Marii Ludwiki Gonzaga. Która słabo zorientowanego w polityce męża dosłownie prowadziła za rękę.

Zygmunt III Waza, szw. Sigismund (ur. 20 czerwca 1566 w Gripsholm, zm. 30 kwietnia 1632 w Warszawie) – król Polski i wielki książę litewski w latach 1587–1632 oraz król Szwecji (panował w latach 1592–1599, zachował tytuł do śmierci w 1632) z dynastii Wazów. W latach 1592–1599 był głową unii polsko-szwedzkiej.

Syn króla szwedzkiego Jana III Wazy i królewny polskiej Katarzyny Jagiellonki, po kądzieli wnuk króla Zygmunta Starego i królowej Bony. Ojciec królów polskich Władysława IV i Jana Kazimierza. Za panowania Zygmunta III Rzeczpospolita osiągnęła swój największy obszar (prawie milion kilometrów kwadratowych).

Zygmunt III Waza w 1596 doprowadził do zawarcia unii brzeskiej pomiędzy Kościołami katolickim i prawosławnym, której wynikiem było powstanie Kościoła unickiego, podporządkowanego papieżowi. Mimo częściowego zjednoczenia obu Kościołów niestety unia spowodowała, w perspektywie czasu, dodatkowe podziały i waśnie między unitami i prawosławiem.

To tyle z Wikipedii. Jednak ciekawsze informacje zawarte są w książce Normana Daviesa Boże igrzysko Wydawnictwo ZNAK, 1999:

W domu panującym Wazów brak było wewnętrznej jedności. Działaniem każdego z czterech synów Gustawa I kierowała całkowicie odmienna osobowość oraz rady wzajemnie ze sobą skłóconych stronników. Eryk XIV był maniakiem o morderczych zapędach; w r. 1568 został usunięty z tronu, a wreszcie otruty. Książę fiński Jan był uczonym i teologiem. Karol, książę sudermański i władca Sztokholmu, był orędownikiem protestanckiej szlachty. Magnus, książę wschodniej Gotlandii, został zamordowany wraz z Erykiem.

Książę fiński, który został obrany królem na miejsce Eryka i który w r. 1569 rozpoczął panowanie jako Jan III , został wkrótce przeciągnięty na stronę partii katolickiej. Jego małżonka, siostra Zygmunta Augusta Katarzyna Jagiellonka, była żarliwą katoliczką. Jej posag składał się z majątku matki, Bony Sforzy – zamrożonego wprawdzie w Neapolu, lecz – jak miano nadzieję – możliwego do odzyskania dzięki użyciu wpływów katolickich na papieża i króla Hiszpanii.

Z rozkazu Eryka pierwsze cztery lata swego małżeństwa spędziła wraz z mężem w lochach w Gripsholm, gdzie w r. 1566 urodził się ich syn, Sigismund. Wywarła znaczny wpływ na wydarzenia w dziedzinie religii. W r. 1567 Jan III wprowadził z jej inicjatywy nową liturgię ekumeniczną, która łączyła elementy potrydenckiego katolicyzmu ze szwedzkim luteranizmem.; w r. 1578 Possevino (delegat papieski w Sztokholmie – przyp. W.L.) przyjął go w tajemnicy w poczet wyznawców religii katolickiej.

Wobec delikatnej, a zarazem trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł, nie dziwi fakt, że starał się umocnić swą pozycję, wykorzystując powiązania z Polską. Nie powiodło mu się w dwóch elekcjach – w latach 1573 i 1575 – natomiast za trzecim razem, w r. 1587, udało mu się doprowadzić do zwycięstwa jego syna i spadkobiercy, Sigismunda. Chociaż potomkowie Jana III Wazy mieli utracić władzę nad Szwecją, utrzymali oni tron Polski i Litwy przez następne 81 lat. Po Zygmuncie III panowali kolejno jego dwaj synowie: Władysław IV (1632-48) i Jan Kazimierz (1648-68).

Elekcja, która odbyła się w r. 1587, łączyła w sobie najgorsze elementy dwóch poprzednich: zakończyła się podwójnym wyborem oraz przyniosła zwycięstwo kandydatowi, którego bardziej obchodziła własna ojczyzna niż interesy Rzeczypospolitej. Doprowadziła do nieustannych starć: wojen domowych – najpierw w Polsce, później w Szwecji – oraz ponawianych i przeciągających się wojen między obydwoma państwami.

Kandydaturę Sigismunda popierało w Polsce tak zwane „czarne koło” nazwane tak od barwy żałobnych strojów, jakie nosili po śmierci Batorego. Na czele tego obozu stali Zamoyski oraz biskup Karnkowski, będący w tym czasie prymasem; ich celem było za wszelką cenę doprowadzić do wyeliminowania kandydatów ze strony Habsburgów. (…)

Zygmunt padł ofiarą splotu okoliczności, na które nie miał żadnego wpływu. Jako Szwed z urodzenia i wnuk wielkiego Gustawa Eriksona, miał oczywiście na względzie przede wszystkim swoje szwedzkie dziedzictwo. Jako zagorzały katolik i wychowanek polskich jezuitów rozumiał, że Polska może odegrać istotną rolę w odzyskaniu Europy Północnej dla Rzymu.

Jako posłuszny syn swej nieżyjącej już matki, Jagiellonki, posłuchał próśb ciotki, wdowy po Batorym, królowej Anny, która błagała go, aby z myślą o niej objął tron Polski. Wszystkie te interesy okazały się zupełnie nie do pogodzenia. Jeszcze w Szwecji, przed wyjazdem do Gdańska, Zygmunt musiał podpisać Statuty kalmarskie, które zapewniały Kościołowi protestanckiemu i parlamentowi zabezpieczenie przed wszelkimi zmianami, jakie mogłyby nastąpić w wyniku unii personalnej.

Po przyjeździe do Polski – mimo głośnych protestów wyrażanych podczas uroczystości w opactwie oliwskim – został zmuszony do zaprzysiężenia paktów konwentów oraz warunków konfederacji warszawskiej. W czasie obrad sejmu koronacyjnego z gniewem słuchał, jak szlachta wprowadzała nową definicję lèse-majesté, która otwarcie dopuszcza wszystkie formy słownej obrazy.

Od tego czasu mógł być – i bywał – obrażany bezkarnie. Szczególnie zaś nie podobał mu się ton Zamoyskiego, który nazwał go „naszym niemym diablęciem importowanym ze Szwecji”. Wydawało się, że motywacją wystąpień Zamoyskiego przeciwko Habsburgom oraz inspiracją jego planów zmierzających do jeszcze większego ograniczenia władzy królewskiej stawały się w coraz większym stopniu jego własne prywatne interesy.

W r. 1588 Zygmunt musiał podpisać na Litwie trzeci Statut litewski, który wprawdzie pozostawał w bezpośredniej sprzeczności z unią lubelską, lecz stanowił konieczną cenę akceptacji nowego króla przez magnaterię Wielkiego Księstwa.

W tej sytuacji nie wydaje się chyba rzeczą zbyt dziwną jego myśl o natychmiastowej abdykacji. W 1589 r. próbował ubić interes z Wiedniem, starając się odsprzedać koronę polską arcyksięciu Ernestowi za sumę 400 000 złotych. W Rewlu spotkał się z ojcem i poinformował go o swoim zamiarze rychłego powrotu do Szwecji.

Ale nie mógł uciec. Szlachta szwedzka nie ukrywała, że świetnie sobie bez niego poradzi – zwłaszcza gdy pojął za żonę arcyksiężniczkę habsburską, Annę. Kiedy w r. 1592 zmarł Jan III, Zygmunta czekały w Szwecji takie same upokorzenia, jakich już wcześniej doświadczył w Polsce.

Spór o sukcesję szwedzką wywołał dziesięcioletni kryzys. Gdy Zygmunt przybył do Sztokholmu w asyście jezuitów i spowiedników oraz w towarzystwie nuncjusza papieskiego Germanica Malaspiny, zorientował się, że opozycja zdołała go uprzedzić. Synod biskupów Kościoła szwedzkiego z góry już zdecydował o przyjęciu wyznania augsburskiego i katechizmu luterańskiego oraz postanowił wykląć kalwinizm i zwinglianizm jako herezję. Nie było miejsca dla katolickiego prozelity. (…)

W 1599 r. został oficjalnie usunięty z tronu. Książę Karol stopniowo wyeliminował tych spośród szlachty, którzy pozostali lojalni wobec prawowitego króla, i w r. 1604 – przy pomocy parlamentu – zdołał doprowadzić do własnej elekcji. Jako Karol IX stał się w ten sposób założycielem protestanckiej linii Wazów, która wywarła tak wielkie wpływy na życie polityczne siedemnastowiecznej Europy.

Tak długa walka doprowadziła do nieuchronnej alienacji wielu spośród polskich poddanych Zygmunta. Bez względu na to, jakie działania polityczne podejmował w kolejnych okresach swego panowania, nieodmiennie uważano go za władcę, który bardziej troszczył się o Szwecję niż o Polskę.

W sprawach religijnych na ogół unikano tak modnej gdzie indziej przesady. Podobnie jak Batory, Zygmunt III był gorliwym katolikiem i zwolennikiem kontrreformacji. Jan Kazimierz sam nawet wstąpił na pewien czas do zakonu jezuitów i został kardynałem. Katolików faworyzowano na dworze i przy rozdziale urzędów państwowych. Liczne rzesze szlachty powróciły na łono wiary katolickiej.

Skarga narzucił główny ton – entuzjazmu, ale nie przymusu. Kwitły sekty wszystkich odcieni, choć w szczegółowych uchwałach sejmu z lat trzydziestych daje się dostrzec nutę nietolerancji. Kalwini, luteranie i Żydzi zachowali swoje przywileje. Wraz z unią brzeską w r. 1596 rozpoczął się okres tarć w łonie społeczności prawosławnej, opanowanych – jeśli nie zakończonych – na mocy kompromisu z r. 1632.

W dziedzinie stosunków społecznych, wielkie fortuny magnackie doszły do szczytu swego rozwoju. Zamoyski, który rozpoczynał karierę jak trybun demokracji szlacheckiej, zdobył pozycje poddanego bardzo potężnego, a zarazem bardzo niewygodnego. Na Litwie równie potężny był Radziwiłł.

Potęgę magnatów utrwaliła fala „ordynacji”, które rozpoczęły się w 1589 r. Podobny model powielano we wszystkich niemal prowincjach Rzeczypospolitej. Po śmierci Zamoyskiego w 1605 r. i po rokoszu Zebrzydowskiego z lat 1606-09, do którego podżegały intrygi kanclerza wielkiego koronnego, na scenie politycznej w kraju zapanował spokój.

Ale patronat magnacki w coraz większym stopniu zdobywał kontrolę nad sejmem, sejmikami i sądownictwem. Głosy niezależnej szlachty i mieszczaństwa dławiono, jęki chłopstwa – tłumiono. Prawodawstwo społeczne, które w XVI w. przeżywało okres rozkwitu, teraz praktycznie zniknęło.

Społeczność żydowska umocniła swoją pozycję w Rzeczypospolitej, osiągając taki poziom zamożności i bezpieczeństwa, jaki już nigdy w przyszłości nie miał się powtórzyć. Zasady i instytucje autonomii żydowskiej ostatecznie się ustaliły. W r. 1580 trybunał w Lublinie został zastąpiony przez „sejm czterech ziem” – najwyższy organ sądowy i ustawodawczy, który miał przetrwać przez blisko 200 lat.

Nieco później powstała „rada prowincji” – organ zjednoczonych społeczności Wielkiego Księstwa. W 1592 r. Zygmunt III w całej rozciągłości potwierdził przywileje Żydów. Imigracja i przyrost naturalny zwiększyły liczbę ludności żydowskiej do około 450 tysięcy w r. 1648, czyli do 4,5% ogółu mieszkańców. Żydzi rozszerzyli swą działalność z tradycyjnych dziedzin bankowości i pożyczek na wszelkie formy handlu, rzemiosła i manufaktury. Zapewnili sobie prawo tworzenia własnych cechów, odrzucając w ten sposób monopol dotąd wyłącznie nieżydowskich organizacji.

Co zaś najważniejsze, przestali jak dotychczas chować się w miastach i docierali do najdalszych zakątków wiejskich okolic kraju. Pozostając na służbie szlachty, odegrali istotną pionierską rolę w rozwoju obszarów położonych na południowym wschodzie kraju, zwłaszcza na Ukrainie.

Sukces ten miał jednak swoje istotne strony ujemne. Już sam wzrost liczebności ludności żydowskiej w niektórych miejscach kraju powodował poważne przeludnienie. Nieprzerwana imigracja wywoływała ogromny protest miejscowych społeczności, które widziały w niej zagrożenie własnej tożsamości. Protest ten zresztą był równie silny ze strony samych Żydów. Jak wskazuje przekład zarządzenia gminy żydowskiej miasta Krakowa z r. 1595, starszyzna robiła wszystko, co tylko było w jej mocy, aby ograniczyć imigrację i nie dopuścić do równouprawnienia nowo przybyłych.

W prowincjach południowych i wschodnich przedsiębiorczy Żydzi zostali włączeni, co było dla nich niekorzystne, w ramy systemu arendy, czyli dzierżawy majątków ziemskich pośrednikom i zarządcom. Był to system odpowiadający interesom wielkich magnatów, mieszkających z dala od swoich majątków ziemskich oraz zubożałej szlachty, której nie chciało się osobiście zarządzać swymi majątkami.

Oddając swoje sprawy w ręce dzierżawcy, właściciele mogli uzyskać pożyczkę, zapewnić sobie źródło stałego dochodu przeznaczonego na spłaty oraz odwrócić od siebie gniew chłopów. Dzierżawca natomiast przejmował nie tylko zarząd nad majątkiem w sensie gospodarczym, ale także wszystkie związane z nim feudalne prawa, powinności i jurysdykcję.

Żydowski arendarz stawał się w ten sposób panem życia i śmierci ludności całych okręgów, a ponieważ nie łączyło go z nią nic poza krótkotrwałym i czysto finansowym interesem, nie mógł się oprzeć pokusie obdzierania swych tymczasowych poddanych do gołej skóry. W dobrach szlacheckich powierzał swym krewnym i współwyznawcom nadzór nad młynem, browarem, a zwłaszcza karczmami, gdzie na mocy zwyczaju chłopi mieli obowiązek pić.

W dobrach kościelnych pełnił funkcję poborcy wszystkich świadczeń kościelnych i stawał przy drzwiach kościoła, zbierając dziesięciny, opłaty za chrzest niemowląt, śluby i pogrzeby. W majątkach starostów stawał się w gruncie rzeczy pośrednikiem Korony, pobierając myta, podatki i opłaty sądowe i przyozdabiając swe bezwzględne praktyki godnością królewskiego autorytetu.

W 1616 r. dużo ponad połowę dóbr koronnych na Ukrainie pozostawało w rękach żydowskich arendarzy. W tym samym czasie książę Konstanty Ostrogski zatrudniał podobno ponad 4000 żydowskich pośredników.

Rezultat był oczywisty: społeczność żydowska jako całość ściągała na siebie hańbę, jaka początkowo okrywała tylko jej najbardziej przedsiębiorczych członków, stając się symbolem wyzysku społecznego i gospodarczego. Ich udział w „ciemiężycielskich praktykach szlachecko-żydowskiego przymierza” stał się najważniejszym z powodów, które wywołały straszliwy odwet, jaki miał spaść na Żydów przy kilku okazjach w niedalekiej przyszłości – zwłaszcza w latach 1648-55 i później, w r. 1768.

Tymczasem jednak w zasadzie panował spokój. Żydowska nauka osiągnęła wielką głębię. Dzieła takich „olbrzymów halachy”, jak Salomon Luria (1510-73), Mojżesz Isserles (1510-72) czy Mordechaj Jaffe, stały się inspiracją bogatej tradycji talmudycznej, kabalistycznej i popularnej literatury w języku jidysz. Wychowanie i wykształcenie Żydów osiągnęło poziom o wiele wyższy od ogólnego poziomu stanów szlacheckiego i mieszczańskiego.

Kozacy zaporoscy nie zostali ujarzmieni. Przeciwnie – rozmnożyli się i urośli w siłę. Mimo ustanowienia przez Batorego rejestru, nadal wypuszczali się na łupieżcze wyprawy – nie tylko na Ukrainę, ale także w głąb Bałkanów i doliny Dunaju. W r. 1589 przepłynęli łodziami Morze Czarne i dokonali spustoszenia wielu miast tureckich.

W 1590 r. z inicjatywy sejmu narzucono im obowiązek przyjmowania szlacheckich dowódców z regularnej armii polskiej oraz zabroniono rekrutowania zbiegłych chłopów poddanych, czyli swawolników. W wyniku tego zarządzenia Kozacy szybko przerobili polskich oficerów na własną modłę, wskutek czego ich częste bunty nabrały nowego kolorytu dzięki przywódczym talentom i zawodowemu wykształceniu w dziedzinie wojennego rzemiosła.

W latach 1591-93 ataman Kosiński, polski szlachcic z Podlasia, poprowadził oddział liczący około 5000 ludzi na majątki Ostrogskich i Wiśniowieckich na Podolu, co stało się zarzewiem zamieszek chłopskich, które rozszerzyły się, obejmując teren całej Ukrainy. W latach 1595-96 podobną akcję podjął Semen Nalewajko; został on schwytany i okrutnie stracony w Warszawie.

Wydarzenia te wskazują, że uprawiana na stepach Ukrainy działalność kolonizacyjna wielkich rodów magnackich spotykała się z protestem, a ukraińscy chłopi, zwabieni na początku obietnicami „słobody” i ziemi, niełatwo przyzwyczajali się do modelu poddaństwa. Nie widać było żadnego dobrego rozwiązania.

Nigdy nie udało się ostatecznie ustalić rozmiarów kozackich rejestrów. Kozacy chcieli, aby rejestry obejmowały jak największą ich liczbę. Król zaś, aby uchronić się od kłopotów z ich strony, jednocześnie zapewniając sobie ich usługi na wypadek potrzeby, dążył do zredukowania ich w rejestrach do minimum. Najazdy nie ustawały. (…)

Niepokoje wśród Kozaków były objawem o wiele poważniejszej choroby całych ziem na południowym wschodzie. W okresie ich przyłączenia do Wielkiego Księstwa województwa Ukrainy leżały poza zasięgiem władzy centralnej; po r. 1569 w Koronie nadal pozostawiono je w znacznym stopniu prywatnej administracji kilku potężnych rodów – Koniecpolskich, Wiśniowieckich, Potockich, Kalinowskich, Ostrogskich.

Ludności wciąż brak było poczucia pewności i bezpieczeństwa. Izolacja maleńkich oaz ludzkich osad położonych wzdłuż rzadko rozrzuconych po stepie szlaków lub skupionych wokół samotnych ośrodków miejskich czy klasztorów, nieustanne najazdy Kozaków czy Tatarów, waśnie między wielkimi panami, ogromne kontrasty społeczne i gospodarcze między wielkimi właścicielami ziemskimi a zbiegłymi chłopami poddanymi czy wolnymi kolonistami, skomplikowana mieszanka etniczna Rusinów, Polaków, Wołochów i wreszcie – a nie był to bynajmniej czynnik najmniej istotny – pogłębiające się rozłamy religijne między prawosławnymi, unitami, katolikami i Żydami – wszystko to składało się na życie pełne zamętu i przemocy.

Była to last frontier Europy – nie mniej prymitywna, ale i nie mniej skuteczna niż jej późniejszy odpowiednik w Ameryce Północnej. W odróżnieniu od amerykańskiego zachodu, polski wschód był wystawiony na interwencję z zewnątrz. Ludność Ukrainy zawzięcie broniła swej niezależności i protestowała przeciwko ingerencji ze strony rządu. Ale skoro aż tak upierała się przy swojej niezawisłości, unicestwiając wszelkie środki zwykłej obrony, znalazły się siły, które miały zaingerować w sposób o wiele bardziej dotkliwy. Tragiczny los Ukrainy w XVII w. stanowił pod tym względem przedsmak losu Rzeczypospolitej w w. XVIII.

Związki ze Szwecją niewątpliwie wywarły wpływ największy na politykę zagraniczną, narzucając Rzeczypospolitej kierunki, jakich w innej sytuacji mogłaby była uniknąć. Mimo swej detronizacji w r. 1599 Zygmunt III zachował prawo do tronu szwedzkiego. Roszczenia te ponawiali Wazowie aż do r. 1660. W epoce monarchii był to legalny pretekst do wszczęcia wojen ze Szwecją. Te zaś automatycznie odnowiły dawną rywalizację z Moskwą. Wojny z Moskwą z kolei były ściśle związane z kolejnymi kampaniami wymierzonymi przeciwko Turkom i Tatarom.

Myśl, że Rzeczpospolita Polski i Litwy, ze swymi skromnymi siłami wojskowymi i rozlatującym się skarbem, mogła kiedykolwiek rozważać możliwość „okupowania” czy też „ujarzmiania” niezmierzonych obszarów Rosji, jest niedorzeczna.

Polscy dowódcy – a zwłaszcza Żółkiewski – stale sprzeciwiali się planom interwencji, a król ustąpił w tym względzie tylko dwa razy, i to na krótko. Polacy mogli sobie na to w ogóle pozwolić tylko dlatego, że nacisk w tym kierunku wywierały na nich wpływowe frakcje moskiewskich bojarów. Nie mieli natomiast żadnych sprecyzowanych planów na przyszłość.

Bez względu na to, co o tym myślą współcześni Polacy, którym zależy na zachowaniu szacunku dla samych siebie, nigdy nie było żadnej wojny ani żadnych podbojów porównywalnych z kampanią Napoleona z 1812 r. Operacje polskie nie były niczym więcej jak tylko szeregiem drobnych incydentów, które rozgrywały się na tle wielkiej wojny domowej.

Na początku „smuty” Rzeczpospolita jako taka nie odgrywała w sprawach Moskwy żadnej roli. Pierwszego Dymitra Samozwańca wysterował prywatnie Jerzy Mniszech z Sambora, wojewoda sandomierski. Wyszkolili go polscy jezuici, którzy namówili króla, aby go przyjął na dworze i aby w imię wiary uśmiechał się życzliwie, słuchając przewrotnych planów.

Gdy w r. 1605, niby siedemnastowieczny Lambert Simne[1], Dymitr został rzeczywiście ukoronowany w Moskwie jako odnaleziony po długim czasie zaginiony syn Iwana IV, per procura zawarł w Krakowie małżeństwo z Maryną Mniszchówną (1588-1614). Zdaniem Zamoyskiego, była to „komedia warta Plautusa lub Terencjusza”. Jej koniec nastąpił, gdy szczątki zamordowanego samozwańca, stratowane na miazgę przez moskiewskie pospólstwo, zostały wystrzelone na cztery strony świata z działa na placu Czerwonym.

Potem kolejne prywatne konsorcjum polskich i litewskich awanturników, w osobach Aleksandra Lisowskiego, księcia Romana Różyńskiego i starosty uświackiego Jana Sapiehy, przyjęło drugiego Dymitra Samozwańca, „złodzieja z Tuszyna” – Perkina Warbecka [2] całej tej historii. To oni doprowadzili owdowiałą Marynę po raz drugi do ołtarza i to ich niezdyscyplinowane poczty wyruszyły z obozu w Tuszynie i rozpoczęły oblężenie Moskwy. Oni też stali się inspiracją pamiętnej tablicy pamiątkowej umieszczonej na murze ławry troicko-siergijewskiej w Zagorsku: „trzy plagi – tyfus, Tatarzy, Polacy”.

Tymczasem po koronę carską sięgnął Wasyl Szujski. Dopiero w tym momencie dwór polski zaczął oficjalnie okazywać swoje zainteresowanie. Podczas zamachu w r. 1606 z inicjatywy Szujskiego zmasakrowano w Moskwie około pięciuset Polaków ze stronnictwa Mniszcha. Co gorsza, Szujski zaczynał rozglądać się za możliwością nawiązania przymierza z królem szwedzkim Karolem IX.

Zygmunt III odrzucił konstytucyjne subtelności oraz rady sejmu i postanowił wyruszyć – „ku chwale Rzeczypospolitej”. Wyprawa ruszyła jesienią 1609 r. pod dowództwem niechętnie do niej nastawionego Żółkiewskiego. Jednym z jej konkretnych celów było odzyskanie twierdzy smoleńskiej. Rozpoczęło się oblężenie.

Ale w lipcu następnego roku, po zaskakującym zwycięstwie Żółkiewskiego w bitwie pod Kłuszynem, gdzie rozgromiono połączone wojska cesarskie i szwedzkie, nastąpiły nieprzewidziane wydarzenia. Szujski został usunięty z tronu na skutek powstania, jakie wybuchło na dworze carskim. Nie napotykając na żaden opór, Polacy ruszyli na Moskwę, gdzie zebrani w stolicy bojarzy poprosili Żółkiewskiego, aby ich obronił przed nieokiełznaną anarchią ścierających się ze sobą frakcji.

Na mocy traktatu podpisanego 27 sierpnia bojarzy mieli otrzymać takie same prawa i przywileje jak szlachta polska, syn króla polskiego zaś, książę Władysław, miał zostać ogłoszony carem. Na Kremlu zainstalowano garnizon polski pod dowództwem starosty wieliskiego Aleksandra Gosiewskiego. Wszystko działało na zasadzie improwizacji. Pozbawiony dokładnych instrukcji Żółkiewski nie mógł się dowiedzieć, że król nie pochwala jego rozporządzeń. (…)

Bojarzy porzucili myśl o ochronie ze strony Polski i ruszyła fala powszechnego oporu. Po dwuletnim oblężeniu Smoleńsk poddał się Polakom w czerwcu 1611 r. Ale w Moskwie polskiej załogi Kremla nie udało się uratować, nawet gdy do miasta zbliżyły się wojska Chodkiewicza. Zmuszeni do oddania klejnotów koronnych cara za kawałek chleba, skapitulowali 22 października 1612 r. Połowę wyrżnięto na miejscu.

W cztery miesiące później piętnastoletni Michał Fiodorowicz Romanow, założyciel największej rosyjskiej dynastii, został ogłoszony carem. W Polsce skonfederowana armia domagała się wypłacenia zaległego żołdu; żołnierze rozeszli się do domów dopiero w r. 1614, otrzymawszy żołd w wysokości sześciokrotnej wartości podatku gruntowego.

Pomniejsza ekspedycja, zorganizowana w latach 1617-18 z prywatnej inicjatywy księcia Władysława, nie osiągnęła nic. Rozejm podpisany 3 stycznia 1619 r. w Dywilinie na czterdzieści i pół roku pozostawiał Smoleńsk, Siewiersk i Czernihów w rękach Rzeczypospolitej, Władysław natomiast zobowiązał się do rezygnacji z roszczeń do tronu carskiego, choć oficjalnie się go nie wyrzekł. W kategoriach strat w ludziach i zmarnowanych nakładów finansowych okres moskiewskiej „smuty” okazał się prawie tak samo smutny dla Rzeczypospolitej jak dla Moskwy.

Wieczysty pokój, zawarty 14 czerwca 1634 r. nad rzeką Polanowka w pobliżu Smoleńska, potwierdzał wszystkie postanowienia terytorialne uzgodnione w Dywilinie. Władysław IV, teraz już dzięki elekcji utwierdzony w swoim polskim dziedzictwie , z przyjemnością przyjął sumę 20 tysięcy rubli w zamian za rezygnację z roszczeń do tronu moskiewskiego.

„Wieczność” trwała jednakże zaledwie przez dwadzieścia lat. W 1654 r. Moskwa zrobiła decydujący krok na drodze do zemsty. Zachęcony ciągłymi niepokojami na Ukrainie, car Aleksy Michajłowicz utorował sobie drogę, biorąc w opiekę zaporoskich Kozaków. Potem uderzył i ponawiał ataki przez następne dwadzieścia sezonów. W czasie tej wojny Moskale wykazali ową wspaniałą wytrzymałość, która jest jedną z cech, jakie znaczą ich dzieje.

Mimo krótkiej przerwy w latach 1657-58, spowodowanej działaniami podejmowanymi przez Szwedów, nie wypuszczali Rzeczypospolitej z dławiącego uścisku, obejmując podwójnym chwytem Litwę i Ukrainę. Na mocy rozejmu w Andruszowie, podpisanego 3 stycznia 1667 r., odwrócili postanowienia z r. 1634, przejmując kontrolę nad Kijowem i całą lewobrzeżną Ukrainą.

Te nowe warunki nie zostały potwierdzone aż do następnego „wieczystego pokoju” z r. 1686, przez Rzeczpospolitą zaś zostały ratyfikowane dopiero w r. 1710. Ale praktycznie rzecz biorąc, Ukraina popadła w zależność od Moskwy. Odwieczne pretensje księstwa moskiewskiego do statusu „imperium rosyjskiego” szybko nabierały uzasadnienia w rzeczywistości.

Wazowie panowali przez 81 lat i skończyło się to rozbiorem Rzeczypospolitej, no bo jak inaczej nazwać utratę Ukrainy zadnieprzańskiej i Inflant? W tym czasie wydarzyło się bardzo wiele i negatywne konsekwencje tego są odczuwane do dziś.

W 1414 roku utworzono drugą, oprócz Moskwy, metropolię w Kijowie. W 1589 utworzono niezależny patriarchat w Moskwie. Było więc oczywiste, że Moskwa roztoczy opiekę nad prawosławnymi w Rzeczypospolitej, w której wówczas prawosławie było dominującym wyznaniem: Czyja religia, tego władza.

Oznaczało to, że to Rosja będzie rządzić na znacznych obszarach Rzeczypospolitej. Dlatego wymyślono nowe wyznanie, zgodnie z regułą: Czyja władzatego religia, ci oznaczało permanentny konflikt z Rosją. Po zaborach odwróciła ona skutki tej unii, ale ta część, która trafiła do Austrii, pozostała unicka, bo cieszyła się poparciem cesarzowej Austrii Marii Teresy. I stąd mamy to ukraińskie „Drang nach Europa”. A to Zygmunt III Waza zatwierdził tę unię.

W 1592 r. Zygmunt III w całej rozciągłości potwierdził przywileje Żydów. Imigracja i przyrost naturalny zwiększyły liczbę ludności żydowskiej do około 450 tysięcy w r. 1648, czyli do aż 4,5% ogółu mieszkańców. O ile za czasów Polski piastowskiej liczba Żydów była stosunkowo niewielka. Szacowano ją na około 20-30 tysięcy, to skokowy wzrost nastąpił za czasów Rzeczypospolitej.

Trend ten, zapoczątkowany przez Zygmunta III, trwał przez cały okres istnienia I Rzeczpospolitej,,,,,,. Żydzi zdominowali nie tylko wszystkie dziedziny życia gospodarczego, ale bujnie rozwijała się ich nauka i kultura. Poziom ich wykształcenia był znacznie wyższy niż polskiej szlachty i mieszczan. Podporządkowali więc sobie to państwo i stąd kultura żydowska promieniowała na cały świat.

Trudno więc dziwić się, że tęsknią oni za dawną Rzeczpospolitą i dążą do jej odtworzenia i po to jest właśnie wojna na Ukrainie. Rozbiór tego państwa już się dokonał. Teraz czas na III RP i jej rozbiór, a potem połączenie z pozostałością po Ukrainie. Później dojdzie zachodnia Białoruś i kraje bałtyckie.

Ukraina to jedna wielka mistyfikacja. Nie ma chyba na świecie kraju, którego historię tak zafałszowano. Wykreowano tam mnóstwo konfliktów, których skutki ciągną się do dziś. W 1590 r. z inicjatywy sejmu narzucono im obowiązek przyjmowania szlacheckich dowódców z regularnej armii polskiej oraz zabroniono rekrutowania zbiegłych chłopów poddanych, czyli swawolników. W wyniku tego zarządzenia Kozacy szybko przerobili polskich oficerów na własną modłę, wskutek czego ich częste bunty nabrały nowego kolorytu dzięki przywódczym talentom i zawodowemu wykształceniu w dziedzinie wojennego rzemiosła. Tak napisał Davies.

Ale przecież ci oficerowie byli najprawdopodobniej rusińskimi bojarami przerobionymi na polskich szlachciców. Zaczęło się od unii horodelskiej z 1413 roku, na mocy której 47 rodów bojarów litewskich i rusińskich zaadoptowało 47 herbów szlachty polskiej i w ten sposób ci bojarzy stali się polskimi szlachcicami.

Do tego dochodzi fakt, że na krótko przed unią lubelską (1569) do Korony włączono województwa: podlaskie, wołyńskie, czernihowskie i kijowskie. Siłą rzeczy więc nie mogło być tam Polaków, w momencie, gdy wybuchło powstanie Kosińskiego.

Tak więc I RP wykształciła Rusinów na polskich oficerów, którzy wszczynali powstania na Ukrainie przeciwko tej I RP. To samo powtórzyła II RP, gdy na koszt tego państwa utworzono na Wołyniu oddziały paramilitarne. Wyszkolono i uzbrojono ludzi. I to z tych oddziałów powstała UPA. O tym w blogu Eksperyment wołyński. Obecnie mamy na Ukrainie to samo, co za I RP: Żydzi i czerń.

To była jedna wielka hucpa, jakieś prywatne intrygi magnatów, którzy nie uzyskali zgody sejmu Rzeczypospolitej. Ale skoro to zrobili, to co to było za państwo? Zaczęło się od tego, że wojska Rzeczypospolitej oblegały Smoleńsk, bo każdy król elekcyjny składał obietnicę, że będzie dążył do odzyskania ziem, które przed unią utraciło Wielkie Księstwo Litewskie. W czasie tego oblężenia i walk o władzę na Kremlu zbuntowani bojarzy zaprosili Polaków na Kreml i obiecywali koronę królowi polskiemu. Później wycofali się z tego i polska załoga musiał opuścić Moskwę, a jej połowa została wymordowana.

Wygląda więc na to, że doszło do typowej, prowokacji, ze strony Rosjan. Konsekwencje są takie, że do dziś przeciętny Rosjanin jest przekonany, że Polacy chcieli podbić Rosję, ale nie wie, że ci Polacy pojawili się tam na zaproszenie. To było działanie oficjalne państwa zwanego Rzeczpospolitą, a wcześniejsze czy późniejsze wyprawy były czysto prywatnymi przedsięwzięciami różnych awanturników, wykorzystujących bezkrólewie na Kremlu.

Jak zatem podsumować rządy Wazów? Trudno powiedzieć czy były one gorsze od rządów Jagiellonów i Sasów. Cała ta unia polsko - litewska, w wyniku której powstała Rzeczpospolita Iluś Tam Narodów, to jakiś koszmarny projekt, jakiś socjotechniczny eksperyment, laboratorium, w którym testowano różne procesy społeczne, a laboranci w nim zatrudnieni wykonywali tylko polecenia jego twórców.

I tu dochodzimy do bardzo smutnych wniosków. Gdy prześledzi się dalsze losy tych ziem pomiędzy Niemcami a Rosją, to nieodparcie nasuwa się przekonanie, że ten eksperyment nadal trwa. Najwięcej tracą na nim niestety rdzenni mieszkańcy tych ziem, którym przypadło najniższe miejsce na drabinie społecznej państw powstających tu i znikających.

1. Lambert Simnel (ok. 1475-1535), uzurpator i pretendent do korony angielskiej, syn stolarza z Oxfordu; narzędzie w rękach zwolenników linii książąt Yorku w spiskach po zwycięstwie Henryka VII. Przejawiał podobno niezwykłe podobieństwo do Edwarda IV; być może został podstawiony jako jeden z “książąt z Wieży” (przyp. tłum.).

2. Perkin Warbeck, tzw. Piotruś (ok. 1474-99), pretendent do tronu angielskiego, syn marynarza. W Irlandii podawał się za zamordowanego syna Edwarda IV; popierany przez Małgorzatę burgundzką; w Szkocji poślubił księżniczkę krwi. Występując jako Ryszard IV, wkroczył do Anglii, gdzie został pobity (1498), ujęty i powieszony (przyp. tłum.).
Viewed using Just Read

(W oparciu o blog Wiesława Liźniewicza)0

Jacek Łukasik

25 października 2024

5
Ocena: 5 (2 głosów)
Twoja ocena: Brak